Podsumowanie: wrzesień + październik 2012

6 stycznia 2013
niedziela, godz. 18:32
Post image of Podsumowanie: wrzesień + październik 2012
Część 6 z 7 w serii artykułów Miesięczne podsumowania 2012

Zrobiłam sobie ostatnio dłuższą przerwę w miesięcznych podsumowaniach (ten wieczny brak dyscypliny…) i powstała poważna luka, która trochę mi się nie podoba w obliczu zbliżającego się podsumowania roku. A przecież słuchałam niemało… Część rzeczy, których słuchałam w tym czasie, przelatywała przeze mnie, nie zostawiając po sobie prawie żadnego śladu. Zdarzyły się jednak wyjątki, o których już pisałam, lub o których zaraz napiszę. Zrobię też rzecz straszną – cofnę się w czasie. Aby zachować jako taką chronologię postanowiłam opublikować notki o części z poniższych wydawnictw z datą wsteczną. Może trochę oszukam rzeczywistość, ale ostatecznie data publikacji będzie wskazywała na datę, kiedy słuchałam danej płyty.

Genialne UL/KR – po prostu dzieło sztuki.

Ładne i nawet w jakiś sposób świeże, choć jednocześnie odgrzewane Hooverphonic z orkiestrą.

Troszkę nijaka Emilie Simon.

Dobra, choć pozbawiona „tego czegoś” Karolina Kozak.

Niezmiennie interesująca i eksperymentująca Santigold.

Sam Sparro, z którym chyba się trochę pogodziłam, i którego polubiłam trochę bardziej.

Peter Heppner, który w jednym, pojedynczym momencie (trwającym dokładnie 03:24) doznał przebłysku geniuszu.

Owl City, na które spuszczę zasłonę milczenia…

Do tego także Alphabeat, których najnowszej płyty „Express Non-Stop” zaczynałam słuchać kilkukrotnie i zawsze coś mi przerywało, więc nie potrafię nawet powiedzieć czy w końcu jej przesłuchałam do końca. Jedno jest pewne – jest ciągle wesoło. Ale jest to innego rodzaju wesołość niż w przypadku Owl City. Choć i tu, i tu jest słodko, Alphabeat brzmi mimo wszystko jakoś… inteligentniej.

Przesłuchałam też najnowszy album Cat Power„Sun”, którym przekonała do siebie kilka do tej pory opornych osób. Ja jednak wciąż pozostaję po stronie opornych. Nie przemawia do mnie ta muzyka. Po prostu.

Jest jeszcze Beach House i „Bloom”. Płyta jest miła dla ucha, jak na dream pop/ lo-fi/ indie pop przystało. Płynie sobie zupełnie nie absorbując słuchacza. Jest jednak kilka utworów, które się rozpoznaje przy kolejnych przesłuchaniach: „Lazuli”, „Troublemaker”, „Wishes”, „Irene”. Po wyłączeniu jednak w głowie zostaje bardziej klimat płyty niż poszczególne piosenki.


autor: // Last.fm
06.01.2013, godz. 18:32, niedziela
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»