Kamp! – „Kamp!”

1 grudnia 2012
sobota, godz. 20:57

Ładnych kilka lat łódzki Kamp! kazał czekać na swój debiutancki krążek. Trwało to tak długo, że w rezultacie przegapili najlepszy moment na wydanie albumu – kiedy ludzie dopiero ich poznawali i ekscytowali się ich muzyką. W efekcie część z tych osób postawiła już na nich po prostu krzyżyk. I gdy wydawać by się mogło, że pozostaną już tylko tworem EPkowo – koncertowym, wymęczyli w końcu płytę długogrającą.
Jakaż ta płyta jest jednak inna od ich koncertowego oblicza. W ciągu kilku lat działalności zespół zagrał masę koncertów, w tym na najbardziej liczących się polskich festiwalach, wyrabiając sobie tym samym niezłą markę. Wciąż pamiętam ich koncert na Free Form Festival w 2010 roku, gdy zapełnili całą, wielką salę niemal tak, jak potem Goldfrapp. Oglądanie na telebimie tych bawiących się tłumów naprawdę robiło wrażenie. O ile jednak na koncertach Kamp! to wulkan energii, o tyle na płycie ich brzmienie jest o wiele bardziej ugładzone.
Pierwszą piosenką zespołu, jaką poznałam, było fantastyczne, taneczne „Breaking a Ghost’s Heart” (którego na płycie nie ma) i to ono zaostrzyło mój apetyt na podobne utwory w wykonaniu Kamp! Tymczasem jednak od wypuszczenia tamtego utworu, a był to rok 2009, muzyka zespołu złagodniała i o ile na żywo porusza tłumy (magia basu i elektroniki), o tyle puszczona w domowym zaciszu nie porywa do tańca. Niby większość utworów z debiutu jest taneczna, ale ja osobiście przy niczym nie ruszyłabym na parkiet. Bo nawet jeśli jest jakiś bit, to jest on ciepły i delikatny, a melodiom daleko do przebojowości. Trudno cokolwiek zanucić i zapamiętać. Niby jest wesoło i skocznie, ale w gruncie rzeczy melodie są po prostu nudne. W moim mniemaniu, to nie jest płyta imprezowa (choć jednocześnie jestem pewna, że wiele utworów na niej zawartych wymiata podczas koncertów) i zamiast próbować do niej tańczyć, będę jej po prostu słuchać. Myślę, że dobrze sprawdziłaby się jako tło dla takich czynności jak sprzątanie czy gotowanie. Żaden konkretny utwór nie przykuł mojej uwagi, jednak pod względem produkcyjnym całość brzmi nad wyraz profesjonalnie. Nigdy bym nie pomyślała, że to polskie wydawnictwo. Ten rodzaj ciepłego house’u / chillwave’u, ten rodzaj melodii, taki, nieco płaczliwy w wyższych rejestrach wokal brzmią po prostu na światowym poziomie i przywodzą mi na myśl takich wykonawców, jak Le Sport, Sally Shapiro czy przede wszystkim Cut Copy. I choć nie jestem fanką takich melodii i takiego brzmienia, to muszę przyznać, że muzyka Kamp! w niczym nie ustępuje zachodnim (i skandynawskim ;-)) produkcjom tego typu.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
01.12.2012, godz. 20:57, sobota
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»