The Irrepressibles – „Nude”

21 stycznia 2013
poniedziałek, godz. 10:00

The Irrepressibles poznałam w 2010 roku za sprawą ich debiutanckiego krążka „Mirror mirror”. Jednak dopiero wykorzystanie utworu „In this shirt” w reklamie kilka miesięcy później sprawiło, że bardziej wsłuchałam się w album. Nie pokochałam go, ale polubiłam. I z nieukrywanym zadowoleniem przyjęłam premierę drugiego wydawnictwa orkiestry, zatytułowanego „Nude”. Jak można się spodziewać, grupa kontynuuje znany z debiutu styl – to jakby współcześnie zagrane utwory sprzed kilkuset lat. Bogate w żywe instrumenty i wokalne popisy, pełne przepychu i piękna. „Mirror mirror” męczył mnie jednak – właśnie ze względu na swą teatralną, rozdmuchaną formę. Z „Nude” z kolei spawa wygląda zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że Jamie i spółka na pierwszym albumie zaprezentowali przedstawienie, w którym próbowali pokazać wszystko, co potrafią i wszystko, czego się nauczyli w ciągu 8 lat wspólnego grania. Na drugim zaś uspokoili się, wyciszyli i postawili na bardziej stonowane i zarazem spójne brzmienie. „Nude” jest zatem w moim odczuciu albumem spokojniejszym, będąc jednak bardziej emocjonalnym. Tak jakby zamykający debiutancki krążek „In this shirt” był jednocześnie wprowadzeniem do „Nude”. Tu króluje przede wszystkim czyste, nieskalane piękno. Piękno, które chwyta za serce i wyciska łzy z oczu. Jednak teksty, choć zawierają smutniejsze fragmenty, stanowią afirmację życia i miłości. Jamie śpiewa przede wszystkim o (samo)akceptacji i byciu sobą, opisując swoje młodzieńcze przeżycia i rozterki jako młodego mężczyzny, który zaczyna rozumieć, że jest gejem i że nic tego nie zmieni (teksty powstały gdy miał 19-21 lat). Chce kochać i być kochanym, chce mówić o miłości całemu światu i się jej nie wstydzić. Ma dość reguł, które go więziły odkąd był dzieckiem, bo i tak nie ma takiego cudu, który by sprawił, że się do nich dostosuje.
Jest jeszcze coś, co oprócz przepięknych melodii, sprawiło, że bardzo polubiłam ten album. Oprócz tradycyjnego instrumentarium, wśród którego królują smyczki i pianino, znalazła też swoje miejsce elektronika, która w cudowny sposób uzupełnia i wzbogaca brzmienie, prowadząc ostatecznie do prawdziwego wybuchu w zamykającym krążek „Tears”. Dlatego mogę słuchać i słuchać tej płyty, i wciąż odkrywać nowe dźwięki.
„Nude” nie jest kopią „Mirror mirror”. To z jednej strony ten sam gatunek muzyczny, ale z drugiej – pokazany w zupełnie innej odsłonie, bardziej dostojnej i wyważonej, wzbogaconej w dodatku cudownymi, elektronicznymi smaczkami, które powodują u mnie szybsze bicie serca. Same kompozycje również uważam za bardziej udane – po prostu bardziej do mnie przemawiają. The Irrepressibles należą się słowa uznania za nagranie po prostu pięknego albumu.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
21.01.2013, godz. 10:00, poniedziałek
Kategoria: Recenzje, Płyty

Powiązane wpisy

Poprzedni Post
«
Następny Post
»