Soundedit 2009 – 2013

11 listopada 2014
wtorek, godz. 18:25

W 2013 roku swoje pięciolecie obchodził jeden z najważniejszych, a może i najważniejszy muzyczny festiwal w Łodzi. Napisałam z tej okazji podsumowanie moich wspomnień ze wszystkich minionych edycji i… wrzuciłam je do szuflady. Minął rok, zakończyła się szósta edycja a ja przypomniałam sobie o moich wspominkach. To już niezły kawałek historii, a że jestem strasznie sentymentalną osobą, nie mogę pozwolić, bym zapomniała o tych minionych pięciu latach. Poniżej publikuję zatem tekst, który odgrzebałam po roku, a który powstał pod koniec października 2013.

Jest taki festiwal, na którym zjawiam się co roku, a o którym nigdy nie pisałam. Przyznaję – nie chciało mi się, zdjęcia zawsze wychodziły kiepskie, a klimaty muzyczne tam królujące to nie do końca moja bajka. Festiwal jednak zadomowił się na dobre w Łodzi (i oby tak zostało!), moim rodzinnym mieście, i staje się coraz ważniejszym wydarzeniem w kalendarzu ludzi zainteresowanych inteligentną, choć nie do końca popularną czy komercyjną muzyką. Mi osobiście pomaga odkrywać i poznawać wykonawców, po których sama być może nigdy bym nie sięgnęła. To takie moje coroczne zajęcia edukacyjne. Bo choć to nie do końca moje klimaty, jak już wspomniałam, mam do wyboru albo się dokształcić, albo nie chodzić na festiwal, a to drugie nie wchodzi w grę. Może to głupio zabrzmi, ale w pewnym sensie czuję się w obowiązku wspierać to wydarzenie moją skromną obecnością, bo po pierwsze tego wymaga ode mnie lokalny patriotyzm, a po drugie tuż przed pierwszą edycją miałam okazję obracać się w gronie osób mających nieco więcej wspólnego z festiwalem i po prostu czuję, że nie wypada mi się nie pojawić. A skoro już się zjawiam, to chcę wiedzieć na czyj koncert idę i kim jest człowiek, który odbiera nagrodę. Więc słucham, poznaję i uczę się nowych rzeczy. I z każdym rokiem lubię to wydarzenie coraz bardziej.
W 2013 roku festiwal obchodził swoje 5-lecie, więc pomyślałam, że to dobry moment na małe podsumowanie. Festiwal, o którym mówię, to Międzynarodowy Festiwal Producentów Muzycznych Soundedit, czyli pierwsze tego typu wydarzenie na świecie, gdzie główną rolę grają ludzie, o których zazwyczaj się nie wspomina, którzy stoją w cieniu wielkich gwiazd, a jednocześnie mają niesamowity wpływ na ostateczne brzmienie ich muzyki. To oni z poszczególnych elementów budują jedną, spójną całość, wyciskając jednocześnie na niej swoje piętno. Ich ciężką pracę postanowił nagrodzić i zaprezentować szerszej publiczności Maciej Werk, znany muzyk, założyciel zespołu Hedone i człowiek, którego zawsze interesowało kto stoi za ostatecznym kształtem płyt. Z tej fascynacji wziął się pomysł festiwalu i nagroda – statuetka Człowieka ze Złotym Uchem, która co roku ma przynajmniej trzech laureatów. Ich wybór jest subiektywny i należy w głównej mierze do dyrektora festiwalu. Pomyślałam kiedyś, że ciekawie by było, gdyby kolejnych laureatów wybierała kapituła złożona z tych, których w latach wcześniejszych uhonorowano nagrodą, ale domyślam się, że mogłoby to być nieco kłopotliwe zważywszy na fakt, że nagradzani są naprawdę znamienici, ważni i nierzadko bardzo zapracowani ludzie. I w większości obcokrajowcy. Co nie oznacza, że wśród laureatów nie ma Polaków. Nie zapominajmy, że to jednak polski festiwal a i w polskiej muzyce mieliśmy i nadal mamy kilku doskonałych producentów. Podczas pierwszej gali, w 2009 roku, na której mnie niestety zabrakło, nagrodę pośmiertnie otrzymał jeden z moich ulubionych polskich producentów i twórców niepowtarzalnego brzmienia – Grzegorz Ciechowski, później m.in. Smolik, Eugeniusz Rudnik czy w tym roku Władysław Komendarek. Warto odnotować, że gala jest naprawdę ciekawa – przede wszystkim nie trwa zbyt długo, dzięki czemu osoby nie do końca znające laureatów nie zdążą się znudzić, czekając na główny koncert wieczoru, a jeśli wykażą odrobinę dobrej woli, będą mogły się czegoś dowiedzieć. Sylwetka każdego laureata zostaje zaprezentowana pokrótce w filmikach, złożonych z fragmentów najbardziej znanych i docenianych utworów, nad którymi pracowali, a gratulacje składają im z ekranu ich współpracownicy i przyjaciele (pamiętam, że był wśród nich i Bono, i Martin Gore, a ja byłam pod wrażeniem, że organizatorom udało się do nich dotrzeć i namówić na krótką wypowiedź).
Przyznaję, że 99% nagrodzonych nazwisk była mi obca, oglądając jednak te muzyczne wizytówki nieraz mówiłam: “aaaaaa, więc to jego sprawka”. I po każdej gali czułam się jakby odrobinkę mądrzejsza. Podziękowania laureatów są zawsze krótkie i zwięzłe, a oni sami sprawiają wrażenie nieco zawstydzonych, jakby nie do końca wierzyli, że w tym średnio popularnym kraju nad Wisłą ktoś postanowił dać im jakąś nagrodę.
Ze wszystkich czterech gali, w których brałam udział, najbardziej zapamiętałam jeden moment z 2010 roku. Był to rok, kiedy gościem był Peter Hook, założyciel i basista Joy Division a później New Order. Najpierw odbyło się spotkanie z muzykiem, prowadzone przez Piotra Metza (związanego zresztą z festiwalem od początku), którego głównym tematem było nagrywanie płyty “Unknown Pleasures”. Potem Hooky odebrał nagrodę Człowieka ze Złotym Uchem w imieniu zmarłego Martina Hannetta, producenta płyt m.in. Joy Division, New Order czy The Stone Roses. I wtedy na telebimie wyświetlono klip do “Atmosphere” Joy Division – piękny, majestatyczny, poruszający. Do tej pory pamiętam, jak piorunujące wrażenie na mnie zrobił. Zobaczyć ten czarno biały obraz na dużym, kinowym ekranie, usłyszeć tę balladę w świetnie nagłośnionej sali – niesamowite doznania.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po gali wręczenia nagród odbywa się główny koncert festiwalu, a następnie afterparty. Bardzo żałuję, że pierwszy Soundedit właściwie sprowadziłam wyłącznie do Depeche Mode Party (chociaż to było raczej before niż afterparty), na którym sety DJskie zagrali Gareth Jones, producent m.in. Depeche Mode ( “Some great reward”, “Black celebration”), Johna Foxxa (“Matematic”) czy Erasure (“Wild!”, “Erasure”, “Cowboy”) oraz Marek Sierocki. Pamiętam, że trochę się jednak nudziłam, a imprezę rozkręcili dopiero DJe stricte depeszowi.


Gdyby tak się zastanowić to właściwie wszystkie późniejsze afterparty po kolejnych galach Soundedit wyglądały podobnie – DJ i prawie pusty parkiet, choć było się do czego bawić – wystarczyło tylko chcieć. Najbardziej zaskakującym afterparty było dla mnie to z zeszłego roku, na którym set zagrał Tim Simenon, twórca projektu Bomb the Bass i producent współpracujący z Depeche Mode (“Ultra”), Gavinem Friday’em (“Shag Tobacco”) czy Neneh Cherry (“Manchild”). A to za sprawą “Knickerbocker” Fujiya & Miyagi oraz “You put a smell on me” Matthew Deara – wtedy i ja ruszyłam na parkiet.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Muszę przyznać, że mimo mieszanych reakcji znajomych, podobał mi się również tegoroczny duet Piotr Metz & Maciej Werk – miałam wrażenie, że grają po prostu to co lubią, na co mają ochotę i co bardziej lub mniej jest związane z festiwalem, bez silenia się na efekty specjalne, fantastyczne przejścia między utworami i idealne dopasowywanie do siebie kolejnych nagrań. To granie w moim stylu 🙂 Za to najlepsza impreza odbyła się w 2011 roku, pierwszego dnia festiwalu. Swój DJ set zagrał wtedy Daniel Miller, producent i założyciel wytwórni Mute, który ponad 30 lat temu dokonał legendarnego uścisku dłoni z Depeche Mode, rozpoczynając współpracę trwającą po dziś dzień. Ludzi było całkiem sporo i wszyscy byli nastawieni na zabawę, a DJe nie zawiedli. Grali znane i lubiane utwory, a szczególne miejsce mieli oczywiście wykonawcy współpracujący z Mute – oprócz Depeche Mode także Laibach, Yazoo, Fad Gadget, Nitzer Ebb czy Recoil. Nietrudno się zatem domyślić, że depesze byli zachwyceni.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

W 2011 roku po raz pierwszy i jak na razie jedyny wybrałam się na warsztaty. Wtedy to Mark “Flood” Ellis opowiadał o nagrywaniu z Depeche Mode ich najlepiej znanej płyty – “Violator”. Nie zabrakło opowieści o tym, jak powstał charakterystyczny “bit” w “Personal Jesus”, który Flood z Fletchem wytupali na kawałku metalu, a także wspomnień z sesji nagraniowej “Enjoy the silence”, który to utwór wbrew bardzo opornemu Martinowi Gore’owi Flood postanowił przerobić z ballady na kawałek dyskotekowy. Pamiętam, że spotkanie z Floodem bardzo mi się podobało, bo naprawdę wiedziałam, o czym mówi. Nasłuchałam się “Violatora” w takich ilościach, że doskonale znam te wszystkie dźwięki, nad których powstaniem się rozwodził. Fajnie było też usłyszeć poszczególne ścieżki i poznać szkielet tak dobrze znanych mi utworów.
Dużo tego Depeche Mode, prawda? Spytałam kiedyś kogoś, kto zawsze był bliżej związany z festiwalem niż ja, jak to się dzieje, że podczas każdej edycji pojawia się ktoś związany z DM?
“Bo Depesze współpracowali z najlepszymi” – usłyszałam w odpowiedzi.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Nie mogło zatem zabraknąć na Soundedit także samego Alana Wildera. Werkowi udało się sprowadzić go do Polski po raz trzeci, drugi zaś do Łodzi. W 2012 roku w Kinie Bałtyk miała miejsce projekcja koncertu Recoil “A Strange Hour in Budapest”. Taki też koncert Recoil dał w 2010 roku w Wytwórni. Rzecz dobrze sfilmowana, świetnie sprawdziła się w kinowych warunkach i prawdę mówiąc chyba podobała mi się bardziej, niż sam występ za żywo. Właściwie dopiero teraz miałabym ochotę na koncert Recoil – za pierwszym razem chyba jednak nie do końca byłam na niego gotowa. Oglądając “A Strange Hour in Budapest” dotarła wreszcie do mnie jedna rzecz, w sumie oczywista dla zagorzałych fanów. Alan Wilder to brzmienie Depeche Mode. Słychać to bardzo w jego solowych nagraniach, które są jakby elektronicznym rozwinięciem “Songs of faith and devotion”. Jakże łatwo było je zmiksować z “Personal Jesus”, “Never let me down again”, “In your room” czy “Walking in my shoes”.
Po projekcji odbyła się rozmowa z Alanem i Paulem Kendallem, z którym współpracuje. I mimo pilnowania czasu i poganiania (bo za chwilę miała się odbyć premiera najnowszego filmu o Jamesie Bondzie), panom udało się chyba odpowiedzieć na wszystkie pytania z sali, łącznie z “Where’s your hair?”, zadanego Paulowi, oraz rozdać autografy wszystkim zainteresowanym.
Warsztaty, spotkania, gala, afterparty to oczywiście ważna część festiwalu, ale dla mnie absolutnie najważniejsze zawsze były koncerty. Za każdym razem właściwie liczył się dla mnie jeden koncert – ten główny, po gali wręczenia nagród. Byłam na czterech, pominęłam tylko pierwszy w 2009 roku. Wspomniałam na początku, że muzyka prezentowana na Soundedit to nie do końca moja bajka. Nie jest to muzyka łatwa, często wydaje się przegadana a melodie są skomplikowane i trudne do zapamiętania po jednym przesłuchaniu. I choć występujący muzycy są bardzo różni a główna gwiazda za każdym razem mnie zaskakuje, ich muzyka jest w jakiś tajemniczy, trudny dla mnie do opisania sposób niezwykle spójna. Jak dla mnie kwintesencją tego brzmienia jest zeszłoroczna płyta Werka “Songs that make sense”, w powstawaniu której wziął zresztą udział m.in. Chris Olley, który dwukrotnie wystąpił na festiwalu. Jak widać “to się wiąże, to się wszystko wiąże”.
Za najlepszy festiwalowy koncert, uważam występ The Divine Comedy w 2010 roku. Był to koncert całkowicie siedzący, spokojny, nastrojowy, ale nie smutny, wręcz przeciwnie – powiedziałabym, że bardzo pogodny, a momentami nawet śmieszny. Neil Hannon – mały, zabawny człowieczek w garniturze i kapeluszu, był uroczy. Dużo gadał, żartował, śmiał się. Najbardziej zapamiętałam wykonanie „At the Indie Disco”, kiedy to w trakcie utworu, nawiązującego m.in. do New Order, wystukał na mikrofonie charakterystyczny bit z “Blue Monday” a następnie zapytał: “Where’s Hooky?” – a to była ta edycja, podczas której gościem był Peter Hook.
Fajny moment.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Drugie miejsce w moim rankingu zajmuje zeszłoroczny koncert Gavina Friday’a. Wykonawca diametralnie różny od Neila Hannona, a jednak mający z nim wspólną cechę – obaj panowie to prawdziwi performerzy. Neil to typ kabareciarza i gawędziarza, Gavin natomiast to sceniczne zwierzę. Szatan. Dosłownie. Wił się po scenie, skakał, przykucał, pokazywał język, a na końcu zeskoczył ze sceny i śpiewał niemal w całkowitych ciemnościach, spowijających publiczność.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Trzecie miejsce zajmuje tegoroczny występ Marca Almonda – kolejnego performera i chyba największej gwiazdy. Ze wszystkich festiwalowych wykonawców, jego znam najlepiej i jest mi on najbliższy. Wielu moich znajomych mówiło, że ten koncert to spełnienie ich marzeń. Mareczek zaprezentował się w fantastycznej formie (choć z lekkim brzuszkiem ;-)) i dał koncert, podczas którego popłynęła niejedna łza. Mnie wbiło w fotel (albo raczej wbiłoby, gdybym siedziała) “Tears run rings” – bardzo dynamiczne i energetyczne. Nie mogło oczywiście zabraknąć “Something’s Gotten Hold on My Heart” i zapowiedzianego jako ballada, gwoździa programu – “Tainted love”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Stawkę zamyka koncert Tanity Tikaram z 2011 roku. Bardzo nastrojowy, subtelny i intymny. I choć ładny, to moim zdaniem jednak troszkę zbyt monotonny. “Twist in my sobriety” jest tak pięknie i przejmująco wyprodukowane, że prawdę mówiąc wolałabym usłyszeć je w wersji oryginalnej, zamiast akustycznej.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Tyle jeśli chodzi o gwiazdy, ale był jeszcze jeden koncert, który pamiętam. W tym samym roku, co Tanita Tikaram, wystąpił duet Kid Congo & Khan, którym towarzyszyć miała Julee Cruise, znana przede wszystkim z utworu z czołówki „Miasteczka Twin Peaks”. Na kilka dni przed koncertem okazało się jednak, że Julee przyjechać nie może i w jej zastępstwie ostatecznie wystąpiła Anita Lipnicka. Pamiętam, że przyleciała wtedy do Łodzi prosto z innego koncertu, a na nauczenie się repertuaru miała naprawdę niewiele czasu. Ale dała radę. Cały zaś koncert w ogóle nie przypominał klimatów „Falling”. Było raczej kolorowo i rytmicznie.


If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

“Atmosphere” na wielkim ekranie w Wytwórni, Marek Sierocki i jego winyle w Łodzi Kaliskiej, “Tanz mit Laibach” zagrane bodajże przez Daniela Millera, Hooky rozdający autografy i siedzący bardzo blisko mnie podczas gali, Neil Hannon i jego “perkusja”, intymność koncertu Tanity Tikaram, “I love it” – ja mówiąca o “Freelove” w wersji Flooda i jego odpowiedź, sugerująca, że chyba jestem jedyna, uśmiech Marca Almonda w reakcji na ryk publiczności gdy rozpoznała pierwsze dźwięki “Tainted love”, Alan Wilder i James Bond, a nawet ostatnia wizyta na dworcu Łódź Fabryczna w drodze z Teatru Muzycznego do zdaje się Lizard Kinga – na kilka godzin przed zamontowaniem ogrodzenia i zrównaniem dworca z ziemią … 5 lat, 5 edycji, szybko minęło. W ciągu tych lat Maciej Werk, najpierw wspólnie z Marcinem Tercjakiem, a obecnie już w pojedynkę udowodnił, że ma pomysł na niepowtarzalne wydarzenie i potrafi ten pomysł wcielić w życie. Podczas tegorocznej gali powiedział, że ma zapewniony kontrakt z władzami miasta na jeszcze dwie edycje. Mam nadzieję, że Łódź znajdzie fundusze by wspierać Soundedit jeszcze przez kolejne lata, bo naprawdę warto. Nie chciałabym, by powtórzyła się historia z Camerimage, bo Soundedit to naprawdę łódzki festiwal. I choć powtarzam, że muzyka tam prezentowana, to nie do końca to, czego słucham, chociaż nie bywam na warsztatach i wykładach, a na afterparty zaglądam na chwilę, to jednak kibicuję festiwalowi z całych sił, bo uważam go za część życia kulturalnego mojego miasta i za jedną z jego wizytówek. Coś z czego można być dumnym i z czego Łódź może zasłynąć poza granicami Polski.
P.S.
Poza tym jest jeszcze jeden wykonawca, którego wiem, że Werk chciałby sprowadzić i którego zobaczenie, w dodatku w Łodzi, jest moim ogromnym marzeniem. I chociaż jest to niemal niemożliwe, mam cichą nadzieję, że jednak mu się uda.


autor: // Last.fm
11.11.2014, godz. 18:25, wtorek
Kategoria: News, Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»