Mela Koteluk – „Spadochron”

15 września 2012
sobota, godz. 19:57


Mela to kolejna wokalistka, którą poznałam dzięki festiwalowi. Nie słyszałam o niej wcześniej, nie wiedziałam zatem o niej nic i choć raczej nie interesuję się polską muzyką, zafascynowało mnie jej nazwisko. Takie polskie- niepolskie. Pisałam już, że po raz pierwszy usłyszałam ją w tramwaju. Wśród ogólnego hałasu wydawało mi się, że to Kasia Nosowska. Słuchając jednak coraz uważniej doszłam do wniosku, że ten wokal jest „za ładny” na Nosowską. Rzuciłam okiem na mojego grajka i tak poznałam Melę. Słuchałam jej potem namiętnie codziennie w drodze powrotnej z pracy, w tramwaju właśnie. Nie jest to specjalnie dobra muzyka do komunikacji miejskiej, ale gdy już ją słyszałam, nie miałam po prostu ochoty na nic innego. Będąc w stanie ogólnego muzycznego znudzenia poczułam, jakby wreszcie ktoś mnie obudził. Więc tak słuchałam i słuchałam, aż doszłam do wniosku, że Mela jest cudowna. Niby nic specjalnie odkrywczego, bo i może troszkę w tym Czesława, i troszkę Ballad i Romansów i pewnie jeszcze można by wymienić kilka nazwisk, a jednak nie potrafiłam się oderwać od „Spadochronu”. Mój umysł odpoczywa przy tej muzyce. To, co pierwsze rzuca się w oczy, to piękno. Ta płyta jest po prostu piękna. Wypełniona jest pięknymi melodiami, zapadającymi w pamięć, które nie chcą wyjść z głowy i uzależniają. Nie do końca potrafię się jednak zgodzić z notką prasową o Meli. Moim zdaniem to nie tyle jej głos jest ciepły, co ciepła jest muzyka. Choć i to nie jest jednoznaczne. Ciepło wokalu Meli złamane jest bowiem czymś lekko chropowatym – i to właśnie wywołuje skojarzenia z Nosowską. Brzmi to bardzo dojrzale i ciekawie. Obok takiego wokalu nie można przejść obojętnie. Muzyka zaś otula jak ciepły kocyk. Żeby tylko teraz nikt nie pomyślał, że to jakieś pościelówy. Co to, to nie. Bo jednocześnie, podobnie jak w wokalu Meli, występuje w niej coś zadziornego. Jakby ten kocyk co kilka chwil dawał ci kuksańca. Dominuje tempo średnie i tradycyjne instrumentarium. W tle pojawiają się jednak rozmaite elektroniczne przeszkadzajki („Pojednanie” brzmi jak początek „Enter the Jokers Lair” Miike Snow), a czasami nawet niemal klubowy bit („Wolna”). Wszędzie pobrzmiewa fortepian, nie brak jednak także gitar i całkiem zdecydowanej perkusji. Niby nic takiego, a jednak coś. COŚ. Tu po prostu czuje się talent. Płyta brzmi niezwykle dojrzale i poetycko, ale jednocześnie bardzo przystępnie. I choć tekstów nie rozumiem i nawet gdy próbuję, nie potrafię się na nich skupić, nie stanowi to żadnej ujmy dla całości, bo mimo to podobają mi się. Nie wiem, o czym Mela śpiewa, a jednak czuję, że to coś pięknego, zgrabnego i niebanalnego. No właśnie, może nie rozumiem tekstów, ale je czuję. I czuję wpływ wielkich polskich liryków – to są teksty, którym zdecydowanie bliżej do Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory czy Marka Grechuty niż np. Kasi Kowalskiej czy Edyty Bartosiewicz. Zupełnie inny świat. Nie obejmuję całości, ale zapamiętuję poszczególne słowa, poszczególne wyrażenia. I może właśnie dlatego wciąż czuję, że tę płytę odkrywam.
Trudno opisać na czym polega geniusz „Spadochronu”, ale strasznie mi się podoba. Jest niewymuszony, naturalny, subtelny a jednak mocny. Z takim spadochronem mogłabym skoczyć w przepaść. Z tą płytą nie ma żartów, „Spadochron” to nie przelewki. To bardzo poważna i zobowiązująca na przyszłość demonstracja talentu. Spektakularny debiut.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
15.09.2012, godz. 19:57, sobota
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»