Podsumowanie: marzec+ kwiecień 2012

15 maja 2012
wtorek, godz. 21:18
Post image of Podsumowanie: marzec+ kwiecień 2012
Część 2 z 7 w serii artykułów Miesięczne podsumowania 2012

Maj już w połowie, a za mną ciągnie się jeszcze podsumowanie marca i kwietnia.

Tak więc w skrócie: dwoma ostatnimi miesiącami rządziły utwory motoryczne. Takie, które tworzyły idealne tło – nieabsorbujące, ale jednak interesujące.
12 marca światło dzienne ujrzała płyta – wydarzenie: VCMG – „Ssss”. Wydarzenie, bo przecież ponowne spotkanie na gruncie muzycznym Martina L. Gore’a i Vince’a Clarke’a, po 30 latach rozłąki, to niemal cud. Zupełnie nie interesowałam się kulisami powstawania tego wydawnictwa, dlatego nie wiem, czy historia jego powstania, którą sobie wyobrażam, ma cokolwiek wspólnego z prawdą. Nie mniej jednak traktuję tę płytę trochę jak eksperyment, torchę jak żart – dwóch starych kolegów spotkało się przy okazji drugiej odsłony remiksów dla Depeche Mode i coś zaiskrzyło. Przy alkoholu i papierosie, gdzieś nad ranem, wpadli na szalony pomysł, żeby spróbować coś razem zmajstrować – tak dla picu. Zaczęli bawić się elektroniką i nagle okazało się, że to ma ręce i nogi. Resztę zrobili już na odległość (to już jest fakt). I tak powstała (według mnie ;-)) ta zupełnie niezobowiązująca, nieco eksperymentalna produkcja. Nie należę do zaślepionych depeszy, którzy łykają bezkarnie wszystko, co ma jakikolwiek związek z Depeche Mode, ale ta płyta naprawdę mi się podoba. Jest minimalistyczna, motoryczna i oczywiście absolutnie elektroniczna, Można by się pokusić o stwierdzenie, że gdzieś tam w brzmieniu ociera się o monotonię, bo przecież próżno tu szukać zwrotek, refrenów czy jakiegokolwiek wokalu. Ale jednocześnie wciąga i absolutnie nie nudzi. Jest na tyle nieabsorbująca, że stanowi idealne tło np. do pracy (napawdę przy niczym innym tak dobrze mi się nie pracuje!), ale zarazem pełna tylu ciekawych dźwięków i brzmień, że jest czymś zdecydowanie więcej niż tylko plumkającą muzyczką gdzieś w tle. Moim zdaniem to naprawdę bardzo dobre wydawnictwo, będące idealnym łącznikiem między elektroniczną wirtuozerią DM a prostotą i naiwnością muzyki Vince’a. No i te tytuły – „Skip this track”, „Single blip”, „Zaat”, „Spock” czy wreszcie po prostu „Ssss”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Idąc dalej motorycznym tropem zapoznałam się w końcu ze wspólnym dziełem projektu Motor i Martina Gore’a – „Man made machine”. Martin brzmi w tej piosence jakoś zabawnie, a powtarzane w kółko „I love, love” jeszcze potęguje ten efekt i jednocześnie sprawia, że się uśmiecham. Bardzo fajny utwór – bo i zaśpiewać można, i dobrze brzmi. W dodatku ma fantastyczny middle bridge. Czemu nie odkryłam go wcześniej? Swoją drogą ciekawe, kto był bardziej podniecony współpracą – Motor czy Martin? 😉
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Zdecydowanie mniej mechaniczna jest najnowsza płyta mind.in.a.box – „Revelations”, aczkolwiek i przy niej dobrze mi się pracowało. I choć nie ma tu hitu na miarę „8 bits”, płyta trzyma poziom, udowadniając po raz kolejny, że mind.in.a.box to nie typowy futurepopowy zespół, który można łatwo zaszufladkować. Oni wciąż idą na przód, poszukują i odkrywają, pozostawiając kolegów z podobnej półki daleko w tyle. Przy odpowiedniej promocji mogliby zostać gwiazdami szeroko pojętej muzyki klubowej.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Tyle na temat elektroniki.
Dzień po premierze VCMG ukazała się długo wyczekiwana druga płyta jednego z moich odkryć 2009 – Miike’a Snowa „Happy to you”. Wcześniej zapoznałam się z „Devil’s work”, które docierało do mnie bardzo powoli, oraz „Paddling out”, które również nie zawładnęło moim sercem od razu. Niemniej jednak stałam się szczęśliwą posiadaczką „Happy to you (Jackalope edition)”. Próżno tu szukać drugiego „Animal”, drugiego „Plastic Jungle” czy „Sylvii”. Jest za to wspomniane wcześniej „Devi’s work” – jak dla mnie najsmutniejszy moment płyty. Jest „Paddling out” – najskoczniejszy. I są rzeczy zupełnie nowe, ktore trudno przyrównać do czegokolwiek. „Pretender” z fantastycznym dęciakiem (nie mogę się doczekać, aż usłyszę to na żywo!), świetny marszowy „The Wave” (nie przychodzi mi do głowy lepsze określenie, a te właśnie „perkusyjne zagrywki” to główne spoiwo płyty), i wreszcie absolutnie przecudowny i magiczny dzięki NIEJ „Black Tin Box”. Gdy zupełnie niespodziewanie pojawia się Lykke Li, zaledwie na chwilę, wtedy powstaje najprawdziwsza magia. Wyraźnie widać, że zespół podąża jasno wytyczonym torem. To brzmienie jest już bardzo mocno ukształtowane, teraz jedynie się pogłębia. Electro-ska, jak to ktoś gdzieś napisał, to chyba najlepsze określenie tej muzyki, jakie słyszałam.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Na koniec jeszcze pani, która wydała jedną z najciekawszych płyt pierwszego dziesięcolecia XXI wieku – obecnie zwana Santigold. Jej drugi krążek, „Master of my make-believe” ukazał się w kwietniu, ale póki co nie wpadł w moje ręce. Zaznajomiłam się za to z debiutanckim singlem – „Disparate youth”. Nie mogę powiedzieć, żebym słuchała go obsesyjnie, ale wywołał u mnie bardzo pozytywne odczucia. Wiadomo – melodia to już w moim pojmowaniu muzyki połowa sukcesu. A utwór zdecydowanie wpada w ucho. Reszta to brzmienie – może nie jest jakoś wybitnie odkrywcze, ale słucha się tego bardzo przyjemnie. To taka przystępna wersja Santi.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
15.05.2012, godz. 21:18, wtorek
Kategoria: News, Płyty, Utwory

Poprzedni Post
«
Następny Post
»