Rammstein – 30.07.2023

1 sierpnia 2023
wtorek, godz. 02:19

ZAKUP BILETU
Gdy usłyszałam, że Rammstein ma po raz trzeci przyjechać do Polski w ramach swojej, trwającej już 4 lata z przerwami, stadionowej trasy koncertowej, pomyślałam na spokojnie: jeśli to będzie Warszawa to się wybiorę, ale jeśli Chorzów to odpuszczę. Widziałam ich raz w Chorzowie i bardzo miło wspominam tamten koncert, ale nie będzie mi się chciało jechać tam po raz drugi, zwłaszcza, że to jednak ciągle to samo show, jedynie z minimalnymi zmianami. Po czym ogłoszono: Chorzów. A ja na to: jeeeeeeeeeeeeeeeej!!!!! Jadę do Chorzowa!!!!!!!!!!!!!!!!!
Tak to mniej więcej wyglądało. Pamiętam, że zakup biletów z jednej strony był dokładnie zaplanowany, z drugiej oczywiście nerwowy. Tym razem dobrze wiedziałam czego chcę i zależało mi na realizacji planu. Pomyślałam, że skoro widziałam ich z prawej strony (Chorzów), widziałam ich z lewej strony (Warszawa), to teraz powinnam ich w końcu zobaczyć z przodu. Nie wiem czy w Warszawie bym się na to zdecydowała, ale Stadion Śląski w Chorzowie jest jednak mniejszy, ponadto na pierwszym koncercie scena była ustawiona wzdłuż dłuższego boku stadionu, nie jak to zazwyczaj bywa krótszego. A więc teoretycznie miejsca naprzeciwko sceny nie były aż tak daleko, jak mogłyby być. Poza tym wciąż w pamięci miałam frontalny widok sceny – gdy w 2019 roku przeszłam się wokół stadionu i zobaczyłam jak to wygląda z przodu, to dosłownie zaparło mi dech w piersi. Dlatego wybór padł na przód. Ale nie byle jaki przód. Na podstawie planu stadionu i moich zdjęć określiłam, zakres sektorów, który by mnie interesował. Nigdy w życiu nie przygotowywałam się aż tak bardzo do zakupu biletów i nie robiłam aż takich analiz, ale opłaciło się. Kiedy jednak przystąpiłam do zakupu (oczywiście wraz z wybiciem godziny 0) i odstałam swoje w kolejce okazało się, że nie mam możliwości wyboru – system sam przydzielał miejsca. Ponieważ teraz jestem świeżo po zakupie biletów na inne zimowe koncerty w przyszłym roku i próbowałam się wbić do kolejki na dwóch sprzętach, komórce i laptopie, to jeszcze pamiętam, że właśnie urządzenie ma znaczenie – jedno dawało wybór, w drugim miejsca przydzielał system. Być może na Rammsteinie było tak samo, ale wtedy nie wiedziałam tego, co wiem teraz. A może jednak każdy koncert, każda sprzedaż rządzi się swoimi prawami i nie da się wyciągać żadnych wniosków na przyszłość? Jednak za rzadko kupuję bilety, żeby czegoś się nauczyć. W każdym razie bilety na Chorzów przydzielił mi system. I przydzielił mi tak, że… nie do końca byłam zadowolona. Dostałam sektor, który nie mieścił się w zakresie akceptowalnych. Na szczęście nie spanikowałam, zrobiłam szybką analizę, wdech, wydech i cofnęłam się. Myślałam, że trafię na koniec kolejki, ale nie. System po prostu ponownie wylosował mi miejsce i tym razem utrafił zdecydowanie lepiej. Wprawdzie w sektor, który był ostatnim z akceptowalnych, ale jednak tym razem mieścił się w pożądanym zakresie, więc zaakceptowałam wybór. Na miejscu okazało się, że dobrze zrobiłam, a moje miejsce było mniej z boku, niż wyglądało na schematach. Ale jednak, nie oszukujmy się, to nie było blisko.

POGODA
Z kolei przed koncertem sen z powiek spędzała mi pogoda. Dwie prognozy pogody zapowiadały deszcz – ale o różnym natężeniu, w różnych godzinach, a temperatura miała się wahać między nawet 26 stopni w najcieplejszym momencie, a 18 w nocy. Deszcz zaś od 0,2 mm do ok. 4 mm. I nie dość, że te dwie prognozy różniły się między sobą, to jeszcze im bliżej było dnia, ba nawet godziny koncertu, tym bardziej się zmieniały. W 2019 roku był upał i wystarczyła mi bluza. W 2022 było średnio ciepło, pokrapiało i bywało, że było mi chłodno w długim rękawie i kurtce. I jak tu cokolwiek zaplanować? Myślałam żeby pojechać w bluzie i zabrać ze sobą lekką przeciwdeszczową kurteczkę w torebce (przypominam – dozwolona wielkość poniżej A4), ale wtedy byłabym maksymalnie wypchana. I choć byłam już zdecydowana na tę opcję to tuż przed wyjściem zamieniłam kurtkę na bardzo leciwą i wysłużoną pelerynkę. I okazało się, że to był dobry ruch, bo deszczyk owszem, był, ale kaptur bluzy w zupełności wystarczył. Chociaż momentami nad stadionem gromadziły się ciemne chmury, to jednak zostały rozwiane i nic poważniejszego z nich nie spadło. I po co było się tak przejmować? Oczywiście mówię tak teraz, ale wiem, że następnym razem będę się zachowywać identycznie. Zawsze mi się wydawało, że doświadczenie uczy luzu i spokoju, tymczasem w moim przypadku chyba jest odwrotnie.

SKANDAL
Jest jeszcze coś, o czym niestety trzeba wspomnieć i co niestety kładzie się cieniem na trzeciej odsłonie stadionowej trasy. Pod koniec maja, zaraz po dwóch pierwszych koncertach, Internet obiegła informacja, że pewna fanka z Irlandii oskarżyła Tilla Lindemanna o niewłaściwe zachowanie na pokoncertowej imprezie. Oskarżenia brzmiały bardzo poważnie, media natychmiast podchwyciły temat, przerzucając się coraz to nowymi sensacyjnymi informacjami, oczywiście bardziej lub mniej sprawdzonymi, a sprawa rosła w zastraszającym tempie niczym kula śniegowa. Waga oskarżeń okazała się tak ciężka, że niemiecka prokuratura wszczęła śledztwo. Nagle w ciągu kilku dni miało się wrażenie, że niemal cała trasa zawisła na włosku. Tymczasem bardzo szybko dziewczyna, od której wszystko się zaczęło, zdementowała kilka informacji, które jej zdaniem zostały przekręcone i źle zrozumiane. Fama jednak poszła i coś na pewno jest na rzeczy. Pytanie tylko co dokładnie i czy w ogóle uda się cokolwiek komukolwiek udowodnić. Faktem jest, że w obecnych czasach bardzo łatwo rzucić oskarżenie, które z kolej bardzo szybko podchwytują media, rządne sensacji i nastawione na klikalność. Informacje muszą być przekazywane błyskawicznie i muszą wywoływać emocje, a to wyklucza głębszy research. Na razie zespołowi udało się wywalczyć sądowy zakaz publikowania przez niemiecki Der Spiegel informacji sugerujących winę Tilla, a jego prawnicy walczą z kolejnymi mediami, które wydały już wyrok skazujący. I ta taktyka chyba przynosi efekty, bo sprawa ostatnio ucichła. Ale może media same, w obliczu braku nowych informacji, znudziły się tematem. Śledztwo jednak trwa i nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak mocno ta sprawa odbiła się na atmosferze w zespole i jak bardzo położyła się cieniem na spektakularnej trasie, która jest ukoronowaniem prawie 30-letniej kariery.
Gdy pojawiły się informacje, że niemieccy fani chcą przełożenia koncertu do czasu, aż wszystko się rozwiąże, zaczęto się nawet zastanawiać co z polskimi koncertami. Tak, koncertami w liczbie mnogiej, bo bilety na pierwszy Chorzów rozeszły się w tak błyskawicznym tempie, że rzucono drugi koncert dzień później. Do niczego takiego jednak nie doszło, machina cały czas działa (na pewno kosztowała tak grubą kasę, że nie sposób jej łatwo zatrzymać) i o dziwo, nastroje uspokoiły się na tyle, że dało się czerpać przyjemność z koncertu. A prokuratura niech działa rzetelnie, w swoim tempie.

LOGISTYKA I ORGANIZACJA
Wracając do logistyki. Wybrałam zwykły pociąg, chwilę przed 13, tak żeby ok. 16 być w Katowicach. Stadion otwierano o 17, ja byłam na miejscu ok. 18. Oczywiście nie przyszło mi do głowy, że w niedzielę może być nieco trudniej z ogarnięciem jedzenia i akurat mój ulubiony punkt gastronomiczny w Galerii Katowickiej był zamknięty. Postawiłam jednak na podobny system, tylko w wydaniu tajskim, i mocno się najadłam. Tyle że zapłaciłam tyle, że oczy prawie wyszły mi z orbit. Inflacja ma się znakomicie, a ja tego dnia zaczęłam zbierać kolejne paragony grozy. A to za wodę, a to frytki po koncercie, a to za precla. Na terenie Stadionu Śląskiego jest dużo miejsca, więc było sporo punktów gastronomicznych – były bułki z kiełbasą, frytki, kebab, zapiekanki, burgery, precle, świeże soki, piwo, woda. Oczywiście nic butelkowanego i jak na moje potrzeby za mało wody, a za dużo piwa. No i oczywiście wszędzie kilometrowe kolejki.
Wejście przebiegło bez problemów. Butelki z końcówką wody musiałam się pozbyć, ale usłyszałam, że gdyby była nienapoczęta, to mogłabym ją wnieść. Eh, niby człowiek wie, a jednak co koncert, to obyczaj. Pamiętam, że ostatnimi czasy już nawet na to nie pozwalano, a tu takie coś. Parasolki też widziałam na terenie stadionu, chociaż był zakaz wnoszenia. Natomiast nie kłamano mówiąc, że będą sprawdzane dane osobowe. Faktycznie trzeba było się wylegitymować przy pierwszej bramce, potem przy drugiej było pobieżne zaglądanie do torebki, a przy ostatniej skanowanie biletów. I już, szybciutko. Nawet nikt mnie nie macał.
W sklepikach nic mnie nie porwało, więc podobnie jak w Warszawie nic nie kupiłam. Nie robiłam też takiej rundki po stadionie, jak w 2019 roku, kiedy to miałam wrażenie, że cały obeszłam dookoła, byłam wszędzie i nie pamiętam żadnej kolejki. Tym razem były same kolejki, w tym do wc, i to chyba one zabrały mi najwięcej czasu. Samo zaś miejsce na trybunach okazało się bardziej na wprost i niżej niż się spodziewałam. Ale, jak już wspomniałam, mimo pięknego widoku na całą scenę, nie było blisko. Członkowie zespołu byli tylko poruszającymi się kropkami w oddali. Support – duet Abelard – zaczął grać o 19:30, zespół, z malutkim poślizgiem, o 20:30. Ok. 23 było już po wszystkim.

KONCERT
Każda część trasy stadionowej rozpoczynała się innym utworem. W 2019 roku było to spokojne “Was ich liebe”, w 2022 elektryzujące i moim zdaniem najlepsze na początek “Armee der Tristen”, zaś w 2023 monumentalne “Rammlied”. Po raz pierwszy dane mi było oglądać “wjeżdżające” na szczyt masztu logo R+, a chwilę później na samej górze pojawił się Till, który zjechał powoli windą w dół, śpiewając początkowe wersy “Rammlied”. Nie zobaczyłabym tego siedząc z boku sceny. Szybko jednak okazało się, że czegoś w całej tej instalacji mi brakuje, a mianowicie jakiegoś konkretnego, wielkiego telebimu. Owszem, są dwa podłużne po bokach sceny, ale ich z przodu praktycznie nie widać. Jest jeszcze jeden podłużny w centralnym punkcie, na górze. Ale mimo wszystko z takiej odległości to okazało się za mało. Poza tym ten centralny telebim tylko czasami pokazywał zespół. Mam wrażenie, że czasami nie pokazywał nic. Konkluzja jest taka, że będąc naprzeciwko owszem, można podziwiać całość oszałamiającej instalacji i objąć wzrokiem wszystkie efekty pirotechniczne, ale tego, co dzieje się na samej scenie, w tym samego zespołu, praktycznie się nie zobaczy. A “Armee…”… Eh, to jednak nieodżałowany kawałek. “Rammlied” nie daje takiego efektu narastającego napięcia.
Potem, standardowo, rozpoczęło się sztandarowe maszerowanie do “Links 2 3 4”. Ale że Till maszeruje, to trzeba było wiedzieć, bo ciężko było to zobaczyć siedząc na moim miejscu. I znów niestety powtórzył się Chorzów 2019. Tak jak w tym momencie koncertu w Warszawie wszyscy wstali, tak w Chorzowie mój sektor siedział. W sektorze obok pojedyncze osoby ruszyły się z miejsc, a jeden pan urządzał nawet takie tańce wzdłuż i wszerz, że zachodziłam w głowę jak on tam znajduje na to miejsce, ale u mnie nic. Spokój. Ja sama niby wstałam, ale jakoś nie czułam tego. Nie było tej energii i po tym jednym kawałku usiadłam, by już potem się nie podnieść. Trochę to smutne, ale nawet nie czułam potrzeby.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po “Links” przyszedł czas na “Bestrafe mich”, z którym nie łączą mnie żadne głębsze uczucia i jest dla mnie takim samym przerywnikiem, jak zeszłoroczne “Heirate mich” (nawet tytuły podobne). Następnie zespół powrócił do najnowszej płyty i zagrał “Giftig”, jeden z moich ulubionych utworów z “Zeit” – fajny, rytmiczny, typowy kawałek zespołu. Nic specjalnego nie działo się wtedy na scenie, ale było energetycznie.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Dalej, po “Sehnsucht” przyszedł czas na jedną z moich ukochanych piosenek, “Mein Herz brennt”, które zawsze chwyta mnie za serce. To był pierwszy wolniejszy moment podczas koncertu i jeden z tych dużych i podniosłych. I choć wcale nie chciałam nagrywać, to jakoś tak wyszło, że nagrałam,
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Później emocje wciąż trzymały, ale nieco inne. Zrobiło się mrocznie i ciężko, bo na scenę wjechał wózek z lalką, która na końcu zapłonęła, czyli “Puppe”. Gdy na publikę zaczęło się sypać czarne konfetti, początkowo wydawało mi się, że coś go dziwnie mało i ledwo je widać, ale “wydmuch” chyba przybrał na sile, bo ostatecznie konfetti doleciało także do mnie. Ludzie łapali je w locie na pamiątkę, ale potem i tak pełno tego walało się pod nogami. Ja wcześniej też łapałam takie skarby, tylko potem nigdy nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Z jednej strony wyrzucić trochę głupio, ostatecznie to z koncertu Rammsteina, z drugiej to tylko kawałek papieru.
“Puppe” raz nagrałam i stwierdziłam, że tyle starczy, więc odpuściłam, ale za to uchwyciłam “Angst”. Początek i wielki okrzyk robiły wrażenie. Nie myślałam, że ten utwór ma taki potencjał koncertowy. Zwróciłam natomiast uwagę, że na telebimie pojawiało się wtedy “Huh”, natomiast w tekście dostępnym w internecie, ten okrzyk zinterpretowany jest jako “Du”. Byłam ciekawa czy Till ponownie zmieni tekst piosenki, jak to miało miejsce na jednym z koncertów, gdzie nawiązał do sprawy z oskarżeniami, czy to była jednorazowa sprawa.Choć wytężałam słuch nie usłyszałam jednak “Alle haben Angst vorm Lindemann”, a normalną wersję z końcówką „schwarzen Mann”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po ciężkim “Angst” nastąpiło zwolnienie w postaci monumentalnego “Zeit”. Jak dla mnie ten utwór powinien przechodzić płynnie w “Ohne dich”, bo to są zdecydowanie bliźnięta, tylko urodzone w różnym czasie. “Ohne” było jednak trochę później. Po “Zeit” koncert wszedł w najbardziej – dla mnie – intensywną fazę. Od tego momentu było już tylko gęsto. Najpierw obie wersje mojego ukochanego “Deutschland”. Wreszcie mogłam zobaczyć całą choreografię od frontu, łącznie z Richardem, ubranym w białe futro, DJującym na szczycie wieży. Ależ ten jego remix cudownie się zaczyna. Panują już wtedy ciemności, które rozświetlają tylko pojedyncze łuny migającego światła, a z głośników wydobywa się pulsujący bas. Potem trochę zabawy z publiką w powtarzanie dźwięków i na scenie pojawiają się Paul, Olivier, Christoph i Flake, którzy w swoich podświetlanych kombinezonach wykonują układ choreograficzny. Robi się całkiem lekko, zabawnie i może nawet nieco absurdalnie. Ale to trwa tylko chwilę. Remix powoli się kończy i pojawia się głęboki, smolisty, niepokojący dźwięk. Jak słyszysz coś takiego w filmie, to wiesz, że to nie wróży nic dobrego. Pamiętajmy, że ta muzyka ma wiele barw – jest monumentalna, podniosła, ciężka, metalowa, ale i elektroniczna, taneczna, melodyjna, przebojowa. Na telebimach maluje się logo R+ i wtedy wchodzi potężne gitarowe intro wraz z perkusją Christopha – właściwa wersja “Deutschland”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po “Deutschland” przychodzi czas na drugi singiel z płyty z zapałką, “Radio”, które do tej pory pomijałam, a w Warszawie tak mi się spodobało, że tym razem postanowiłam je uwiecznić. Zaiste ten elektroniczny początek robi wrażenie.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

“Radio” kończy się powtarzanymi kilkukrotnie trzema uderzeniami perkusji, które płynnie przechodzą w “Mein Teil”. Nastrój znowu ulega zmianie, z zabawowego w ciężki i posępny. Na scenę tradycyjnie wjeżdża kocioł, w którym siedzi Flake, a Till próbuje go ugotować, podkręcając coraz bardziej ogień. W tym czasie Paul, Christoph i Richard świetnie się bawią w głębi sceny.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Flake po raz kolejny uchodzi z życiem i gramoli się z kotła, ku uciesze publiczności. Wykonuje swoje dziwaczne, koślawe ruchy i ni stąd, ni zowąd, z głośników zaczyna płynąć “Du hast”. Przyznaję, że tak się w niego zapatrzyłam, że aż się zagapiłam i ucięłam początek. Ten piękny, wydłużony początek, który zaczyna się wolno i przyspiesza by stać się tym, co wszyscy znamy. Niemniej jednak zawsze spodziewam się wybuchu dzikiej euforii, gdy rozlegają się pierwsze dźwięki tego kultowego kawałka, a nigdy ich nie słyszę w takim natężeniu, jakbym się spodziewała. Wiecznie mnie to zastanawia. Zaskoczyło mnie także to, że Till zaśpiewał praktycznie całą piosenkę, a nam oddał pałeczkę dopiero w środkowej części. Przyzwyczaiłam się do live’ów, gdzie publiczność śpiewa więcej i śpiewa od początku. Natomiast nie zmienił się fenomenalny punkt kulminacyjny piosenki, gdy Till oddaje strzały ze swojej “ogniowej broni” – pociski lecą do słupów ustawionych mniej więcej w połowie płyty, a następnie wracają w stronę sceny, nad którą rozbłyskują czerwone fajerwerki. I choć byłam naprzeciwko tego widowiska, to mimo to nie udało mi się wszystkiego dobrze objąć.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po “Du hast” tempo nie zwalnia ani emocje nie opadają. Wręcz przeciwnie. Przychodzi czas na mój chyba najukochańszy utwór – hymnowy “Sonne”. Tutaj ze śpiewaniem bez zaskoczenia – publiczność zaczyna “Alle warten auf das Licht, Fürchtet euch, fürchtet euch nicht”, a dalej wchodzi Till. Natomiast ognie buchają już na całego. I tym razem też, tak jest, zgadza się, ciepełko dotarło nawet do mnie, do sektora naprzeciwko sceny. Nie czułam wtedy jeszcze spadku temperatury (choć spadła), ale te uderzenia ciepła były o tej porze bardzo przyjemne.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Następnie zespół przemieścił się na małą scenę ustawioną na płycie, gdzie wcześniej grał support – duo Abelard. Tam, bez zaskoczenia, wykonali przy akompaniamencie fortepianów, “Engel”. A dla nieznających tekstu na telebimach wyświetlono ściągę.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po wycieczce na fortepianową wysepkę, przyszedł czas na powrót pontonami, niesionymi przez publiczność, na główną scenę. Tym razem w pontonach nie działo się nic szczególnego. Pojawiła się tylko jedna flaga, ukraińska. Nie było ani polskiej, ani tęczowej, ani żadnej innej. Richard natomiast tradycyjnie rozdawał autografy. Po tej podróży rozległy się dźwięki “podróżniczej” piosenki, czyli “Auslandera”, a potem nie pamiętałam co miało być dalej i włączyłam nagrywanie, łapiąc w ten sposób “Du riechst so gut”. I w sumie dobrze, bo moje ostatnie nagranie pochodzi z 2011 roku.”Układ taneczny” pozostał jednak ten sam, podobnie jak Richard i Paul, którzy stają obok siebie w trakcie solówki i mają swoje ogniste show. W Gdańsku paliły im się gitary, tym razem iskrzyło im się z ramion.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Koncert nieubłaganie zbliżał się do końca, ale gdy spodziewałam się zobaczyć armatę imitującą penisa i usłyszeć “Pussy”, zaczęło się “Ohne dich”. Pomyślałam, że może coś mi się pomyliło, ale nie. Wychodzi na to, że jednak nie przygotowałam się dość dobrze, bo nie wiedziałam, że “Pussy” wyleciało z setu. Po raz ostatni zostało zagrane 3 czerwca w Danii i jestem pewna, że zostało usunięte z powodu narastającego skandalu. Niestety w obliczu bardzo poważnych oskarżeń utwór tak wprost traktujący o seksie, w dodatku z tak dosłowną wizualizacją, że ludzie obecni na płycie opuszczają potem koncert oblepieni pianą, okazał się zbyt kontrowersyjny i ja to rozumiem. Po “Ohne dich”, podczas którego stadion rozbłysł światłem z komórek, nastąpiło powolne i ciężkie “Rammstein”, a potem nagle już tylko “Ich will” i zamykające występ “Adieu”. “Ich will” nie potrafiłam odpuścić, ale podczas “Adieu”, które również uwielbiam, skupiłam się już tylko na przeżywaniu.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Na koniec oczywiście wszyscy członkowie zespołu wyszli na początek sceny i uklęknęli, a publika wstała i biła brawo. Następnie wsiedli do windy, którą na początku koncertu zjechał Till, i poszybowali do góry. To była ładna pętla łącząca początek z końcem.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Ten koncert ze wszystkich czterech, na jakich byłam, odebrałam chyba najmniej emocjonalnie. Ale nie żeby mi się nie podobało. Po prostu wiedziałam już czego się spodziewać i był to trzeci koncert na tej samej trasie (dla mnie absolutny rekord), i choć za każdym razem coś się zmieniało, to jednak postrzegam to jako kontinuum, a ja jednak nie jestem bardzo odporna na powtórki. Cieszę się jednak, że dane mi było zobaczyć to spektakularne show z trzech różnych stron. Chylę też czoła przed ludźmi, którzy to wszystko wymyślili, wyreżyserowali i zbudowali. Te wszystkie efekty pirotechniczne, wizualizacje, światła, wreszcie ta oszałamiająca, mocarna scena, której budowa zajmuje 5 dni – ta trasa to ogromne przedsięwzięcie, gdzie wszystko musi być perfekcyjnie zaplanowane, bo inaczej może dojść do wypadku, gdzie nie ma miejsca na błędy i pomyłki. Nie wiem, czy to się da pobić. Szczerze mam nadzieję, że zwieńczeniem będzie wydawnictwo live – zarówno w formie audio, jak i wideo, bo taki spektakl zasługuje na to, by zachować go w profesjonalnej
formie.


autor: // Last.fm
01.08.2023, godz. 02:19, wtorek
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»