George Michael – 17.09.2011

18 września 2011
niedziela, godz. 22:19


George Michael z orkiestrą symfoniczną, w dodatku na otwarciu Stadionu Miejskiego we Wrocławiu – wiadomo było z góry, że takiego wydarzenia przepuścić nie mogę. Choć tego typu występy wśród gwiazd pop nie są żadną nowością, George podjął się tego wyzwania dopiero teraz. Piszę dopiero, ponieważ minęło 12 lat od wydania „Songs from the last century”, czyli płyty, na której królowały właśnie takie aranże. O ile jednak tamten krążek był zaskoczeniem, o tyle koncert… no cóż… był przewidywalny.
Ale od początku. O godzinie 17ej pod stadionem utworzył się już ogromny korek a o miejsce parkingowe, zwłaszcza to darmowe, nie było łatwo. Pomimo tego samo wejście na teren obiektu odbyło się sprawnie i szybko – żadnego stania w kolejkach i czekania. Za bramkami stoiska z jedzeniem i piciem (super! tego się nie spodziewałam), a nieco dalej oficjalny sklepik, niestety z rzeczami dotyczącymi tylko bieżącej trasy. Na stadionie byłam tylko raz (Legia :]) i nie myślałam, że wokół płyty i trybun na takim obiekcie może być zamknięta część takiego samego typu, jak w hali, choć teraz wydaje mi się to takie oczywiste, zwłaszcza, że to nowiutki stadion. W części zamkniętej co 5 kroków natrafiałam na toalety (kolejne super!, choć to w nowych obiektach raczej standard). Dodatkowo i tu było mnóstwo stoisk z jedzeniem (żeby jednak nie było tak różowo – wszędzie podawano to samo) oraz kilka sklepików. Po spacerku, obejmującym obejście połowy budynku postanowiłam w końcu sprawdzić, gdzie znajduje się moje miejsce. Pierwsze wrażenie, gdy zobaczyłam murawę – wow, całkiem nieźle. Potem przywykłam. Do mojego siedzonka szłam i szłam, myśląc z każdym krokiem – będzie dobrze, będę blisko. A kiedy doszłam, okazało się, że ktoś najwyraźniej się pomylił. Okazało się, że miejsca zostały ponumerowane odwrotnie niż było to pokazane na mapkach w internecie, skutkiem czego zamiast siedzieć najbliżej środka sceny, jak to było możliwe w moim bloku (sektory są na trybunach a na płycie bloki ;-)), siedziałam z samego boku. Zamieszanie z miejscami trwało zresztą przez większą część koncertu. Wiele osób się zamieniało, szukano także wolnych miejsc (bo były takowe), ciągle trwały jakieś roszady. W dodatku nie obyło się bez spóźnialskich. Ostatecznie w czasie pierwszej części koncertu siedziałam o jeden rząd bliżej niż powinnam, podczas drugiej wróciłam do swojego rzędu (jakimś cudem pojawili się nagle prawowici właściciele miejsc…), choć nie dokładnie na miejsce obok (moje miejsce służyło komuś za stolik), a pod koniec wylądowałam pod sceną. Spóźnienia (na obie części koncertu!), wycieczki, pogaduchy, wszechobecne żarcie (głównie nachos) i Cola – to niestety psuło atmosferę bądź co bądź eleganckiego i nastrojowego, przynajmniej w zamierzeniu, koncertu.
Samo widowisko rozpoczęło się o 20:30, po oficjalnym przywitaniu przez prezydenta Wrocławia i oddaniu salwy armatniej przez bractwo kurkowe. Orkiestra rozpoczęła „Through” a na scenę wszedł On. Rozbłysły światła i wtedy zaśpiewał. Boże, jaki on ma głos! Coś nieprawdopodobnego. Bez wysiłku, leciutko, delikatnie i jednocześnie mocno – talent absolutny. George na żywo brzmi identycznie, naprawdę identycznie jak na nagraniach studyjnych. Dosłownie nie ma żadnej różnicy. Dysponuje przy tym jedną z najczystszych barw głosu w muzyce rozrywkowej wszech czasów, porównywalnej chyba tylko z Artem Garfunkelem. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy – bo o ile brzmienie George’a na żywo, które jest identyczne z tym z płyt jest ogromnym plusem, to analogiczne porównanie dotyczące muzyki – już nie bardzo. Przesłuchując ostatnimi czasy dyskografię George’a doszłam do wniosku, że trasa z towarzyszeniem orkiestry wcale nie jest w jego przypadku specjalnym zaskoczeniem, ponieważ w jego twórczości pełno jest trąbek, saksofonów, smyczków i wiolonczeli. I do setlisty zostały wybrane przede wszystkim te utwory, które już w oryginale były nagrane z towarzyszeniem orkiestry oraz te, które łatwo sobie w takiej aranżacji wyobrazić. Prym oczywiście wiodły covery z „Songs from the last century” – „My Baby just cares for me”, „Roxanne”, „Brother, can you spare a dime”, „Wild is the wind”, „You’ve changed”, „I remember you”. Do tego jazzujące „Kissing a fool”, walc „Cowboys and Angels”, „Praying for time” i „A Different Corner” z dyskretnymi skrzypcami, czy też przepiękne „You have been loved”, gdzie główny motyw zagrany jest na trąbce. Pozostałe covery, nie posiadające wersji studyjnej (w wykonaniu George’a) również w oryginale posiadają „orkiestrową” aranżację („Feeling good”, „Love is a losing game”) lub też łatwo je sobie w takiej wyobrazić („Going to a Town”). O dziwo za najlepszy moment koncertu uważam właśnie taki cover – wykonywany tylko live, w dodatku piosenki dość nowej i komercyjnej. Mowa o „Russian Roulette” Rihanny, które w wykonaniu George’a zyskało nową jakość. Niby aranżacja nie różni się wiele od oryginału, ale wokalnie George zjada Barbadoskę na śniadanie. To jak przepięknie wyciągał nuty w refrenie – czysta magia. Moc. Utwór jakby stworzony dla niego, prezentujący jego walory głosowe w pełnej krasie. Szkoda, że na moim filmiku tak tego nie słychać, ale na żywo miałam ciary. Jeden jedyny raz. I to chyba była jedyna niespodzianka tego wieczoru – fakt, że jego wykonanie jest tak genialne.
Po „Feeling good”, podczas którego na telebimie królowała zjawiskowa Dita Von Teese, George się pożegnał i razem z orkiestrą zszedł ze sceny. Ochrona natomiast zrobiła wówczas coś dziwnego – panowie stanęli ciaśniej wzdłuż barierek (choć podczas całego koncertu pod samą sceną stało może ze trzech ochroniarzy), jakby obawiając się, żeby przypadkiem nikt nie próbował podejść za blisko, choć dookoła nikogo nie było. A skoro już wykonali taki ruch, zabezpieczając się z góry, czemu mieliby to robić na próżno? Tak właśnie wylądowałam pod sceną. A po chwili wyszedł ponownie George wraz ze swoim chórkiem i kilkoma muzykami. Miała nastać ta najbardziej wyczekiwana część, podczas której, zgodnie z jego zapewnieniem z początku koncertu, mieliśmy wreszcie mieć szansę potańczyć i pośpiewać. I stało się: „Amazing” (szczerze nie znoszę tego utworu, ale przetrwałam), „I’m your man” z repertuaru Wham! oraz ten jeden utwór, dla którego tam właściwie byłam: „Freedom’90”. I chociaż bardzo się cieszę z obecności tej trójki, muszę obiektywnie przyznać, że nijak się ona miała do reszty koncertu. Niestety utwory te zostały zagrane tak, jak są grane zazwyczaj (wystarczy chociażby sięgnąć po nagranie „Freedom” z koncertu unplugged). Zero zaskoczenia, zero nowości. A orkiestra w tym czasie odpoczywała. Przykro mi, ale już chyba wolałabym, żeby zrobiono z nich nawet ballady, ale zaaranżowane na orkiestrę, niż żeby brzmiały tak, jak zostało to zaprezentowane. W tym miejscu zabrakło mi niestety spójności i pomysłu. Na ukołysanie George zaśpiewał jeszcze „I remember you” i w takt ostatniego, instrumentalnego „Free” zniknął w ciemnościach.
Koncert był wspaniały, wokalnie George Michael jest perfekcyjny, orkiestra brzmiała cudownie, zabrakło mi jednak zaskoczeń. Czy naprawdę nie dało się czegoś pozmieniać? Wiadomo, że muzyka grana na żywo przez profesjonalistów zawsze brzmi lepiej dla słuchacza niż nagranie studyjne, ale momentami miałam wrażenie, że słucham właśnie płyty, tylko z bardzo dobrym nagłośnieniem. Troszkę szkoda, że nie brzmiało to inaczej. Wydaje mi się, że nie do końca został wykorzystany potencjał jaki drzemie w samym pomyśle. Ale kto wie, to dopiero początek trasy, może jeszcze nastąpią jakieś zmiany.
Póki co cieszę się, że miałam możliwość podziwiać niesamowite zdolności wokalne George’a Michaela na żywo i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Nie będę w pełni ukontentowana, dopóki nie zaśpiewa mi „Too funky”.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
18.09.2011, godz. 22:19, niedziela
Kategoria: Galeria + Relacje

komentarze 2

#1 Joanna :
18.09.2011, godz. 22:19

Na mnie również największe wrażenie zrobiła „Russian Roulette” – piosenka zyskała nową głębię, była tym biciem serca, o którym śpiewał…

Dziękuję za umieszczenie nagrań tak dobrej jakości na youtube, bardzo miło mi się wspomina tamten wieczór. Koncert był zjawiskowy…

#2 Bożena :
18.09.2011, godz. 22:19

Ja też chciałam podziekować za umieszczenie nagrań, są bardzo dobrej jakości. Co do koncertu, to mogę określić, go jednym słowen „wspaniały”. Warto było wydać niemałe pieniądze na bilety, tym bardziej, że jestem też „szcześciarą”, krórej pomylono miejsca i siedziłam bliżej. GM jak zwykle zachwycająco zaśpiewał każdy kawałek. Mam nadzieję, że to nie ostatni Jego występ w Polsce. Doszły mnie słuchy, że już przygotowuje kolejne materiały na płytę (taneczną), zatem jest cień nadziei na koncerty.

Poprzedni Post
«
Następny Post
»