Bat for Lashes – „The Haunted Man”

30 listopada 2012
piątek, godz. 14:49

Z niecierpliwością czekałam na trzeci longplay Bat for Lashes, niezwykłej artystki, która w 2009 roku podbiła moje serce. Po Open’erowym koncercie mój apetyt jeszcze wzrósł i z całą pewnością mogę powiedzieć, że „The Haunted Man” było najbardziej wyczekiwaną przeze mnie płytą 2012 roku. Bałam się czy możliwe jest przeskoczenie geniuszu „Two Suns”, ale utwory, które słyszałam podczas koncertu nastrajały mnie bardzo pozytywnie. To będzie zdecydowanie szybsza płyta – myślałam.
Tymczasem rzeczywistość okazała się nieco inna. Natasha Khan odcięła się od kolorów, teatralności i bogactwa „Two Suns” i tym razem postawiła na surowość. Jest to jednak surowość bardziej ugładzona niż ta obecna na „Fur and Gold”. Surowe jest brzmienie płyty, surowa jest oprawa graficzna. Okładka jest zaskakująca i choć nie uznałabym ją za piękną czy nawet szczególnie ładną, to na pewno przyciąga wzrok. Zastanawiałam się nawet czy to jakiś fotomontaż albo trik, ale nie – to, co jest na zdjęciu, jest prawdziwe. Natasha, taka jaką ją Pan Bóg stworzył (kompletnie naga i bez grama makijażu) naprawdę trzyma na swoich barkach nagiego mężczyznę, niczym upolowaną zdobycz. I taka właśnie okładka jest w gruncie rzeczy fantastycznym odzwierciedleniem płyty, która jest nieco skromniejsza, chłodniejsza i bardziej „pierwotna” od poprzednika. Trzeba dać sobie i jej trochę czasu, by móc cokolwiek polubić. Obawiam się, że po pierwszym przesłuchaniu trudno zapamiętać jakieś konkretne utwory, w pamięć zapada raczej nastrój, który jednocześnie też trudno od razu opisać. Dopiero po jakimś czasie dochodzi się do wniosku, że ta płyta jest po prostu trochę mniej konkretna i mniej przebojowa od „Two Suns”.
Otwierające „Lilies” skradło moje serce dzięki masywnej elektronice. Singlowe „All your gold”, jedna z szybszych piosenek, nie jest tak ładne i chwytające za serce jak „Daniel”, ale jest dobrą wizytówką całej płyty – surowe i chłodne, pozostając jednocześnie melodyjne. Kolejne, „Horses of the sun” kontynuuje ten klimat, koncentrując się na etnicznych bębnach i niskich dźwiękach gitary akustycznej. Następne w kolejce, „Oh Yeah” zrobiło na mnie wrażenie już na koncercie – zaskakującym i mocno przetworzonym chórem oraz elektroniczną perkusją. „Laura” to z kolei typowa dla Bat for Lashes ballada oparta na akompaniamencie fortepianu.
Bardzo łatwo jest się przejechać na takiej aranżacji, bo gdy sam utwór oraz wykonanie nie są naprawdę dobre, wówczas pojawia się nuda. Bat for Lashes jest jednak w takim wydaniu doskonała. „Laura” dołącza do grona takich utworów, jak „Sad eyes”, „Bat’s Mouth”, „Moon and moon”, „Siren song” czy „The Big sleep”, z których każdy niby brzmi tak samo, ale jednocześnie stanowi odrębny byt, niepodobny do poprzedników.
„Winter Fields”, zbudowane wokół sekwencji smyczkowej, pomimo tytułu, jest dość ciepłe w brzmieniu. „The Haunted Man” to z kolei utwór, który chyba zrobił na mnie największe wrażenie podczas pierwszego przesłuchania albumu. To jest prawdziwa, rozwijająca się opowieść, od skromnej zwrotki, poprzez męski chór, aż do niemal triumfalnego zakończenia. Następująca po niej „Marilyn”, to jedna z najładniejszych piosenek na płycie, przywodząca na myśl „Two Suns” – melodyjna i dość ciepła. Z kolei „A Wall” to dla mnie odpowiednik „Pear’s dream”. Dość szybki o ładnej melodii i bardzo zgrabnym i optymistycznym wersie: „Cause where you see a wall I see a door”. Przedostatnia, chwytliwa „Rest your head” – znów bardzo fajny moment koncertu – na płycie brzmi nieco delikatniej, lepiej za to słychać dźwięki wypełniające przestrzeń. Na koniec mamy za to nieco nijaki „Deep Sea Diver”.
Album naszpikowany jest chwytliwymi motywami. Pojawia się też kilka elektronicznych nowości. Utwory same w sobie nie są jednak bardzo przebojowe. Nie ma na albumie niczego, co sprawiło, że powiedziałam „wow”. Żaden dźwięk ani motyw nie wywołał u mnie przyspieszonego bicia serca. Nie oznacza to, że płyta jest zła. Co to, to nie. Myślę po prostu, że nie da się jej jednoznacznie ocenić i to, że na dzień dzisiejszy uważam, że jest po prostu ok, nie oznacza, że któregoś dnia nie zakocham się w niej do szaleństwa. Mam jednak wrażenie, że będę do niej wracać rzadziej niż do „Two Suns” i „Fur and Gold”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
30.11.2012, godz. 14:49, piątek
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»