Roxette – 19.06.2011

28 czerwca 2011
wtorek, godz. 21:30

Nie mogę powiedzieć, że moje marzenie się spełniło, bo nigdy tak naprawdę o tym nie marzyłam. To wydawało się tak nieprawdopodobne, że nawet nie przyszło mi do głowy. Oni tu, w Polsce, na wyciągnięcie ręki niemal, i z największymi przebojami. W 1990 roku nigdy bym nie pomyślała, że to, co właśnie się rodzi, będzie na tyle silne, że po 21 latach zaprowadzi mnie do nich, na Torwar. Trzeci rząd (moja torba drugi), wokoło brak nastolatków, za to mnóstwo freaków jeżdżących na koncerty po całej Europie. Wiele oficjalnych i specjalnie przygotowanych na tę okazję koszulek, a wśród nich moja, chyba jedyna czarno-biała, 16-letnia staruszka. Oczekiwanie, rozmowy, wspólne słuchanie ostatniej płyty, bo akurat okazało się, że jedna osoba ma telefon, a druga głośniczki. Jedność, jakby wszyscy znali się od lat. I w końcu godzina zero – 20:30. Światła gasną. Zaczyna się. Patrzę na ruch po lewej stronie sceny, jakieś postaci, wypatruję. I wreszcie widzę. Wchodzą na scenę. Tak! To naprawdę oni! Najpierw Per, potem Marie. Patrzę i wciąż nie wierzę. To oni! Nagle światła rozbłyskają i rozlegają się pierwsze takty „Dressed for success”- piosenki szybkiej i wesołej. Publika skacze. A ja stoję prawie nieruchomo, mam łzy w oczach. Z jednej strony chcę się uśmiechać, z drugiej płakać, co w ostateczności prowadzi do zapewne komicznego dla postronnych efektu drgawek twarzy.
To oni! To naprawdę oni!
Widziałam ich w gazetach i w telewizji. Bravo, MTV, potem Viva. Patrzyli na mnie ze wszystkich ścian mojego pokoju. Patrzyli na mnie z okładki zeszytu. Z nalepek na drzwiach. Polowałam na artykuły o nich. Na każdy klip, każdy materiał, wywiad, koncert. Na każdą dziwną kasetę o tytule „How do you do” czy „It must have been love”.
Oni! Ludzie, z którymi wiąże się tyle wspomnień. Całe życie zaczęło mi przelatywać przed oczami.

„Sleeping in my car” – pamiętam króciutki reportaż w newsach na MTV o kręceniu klipu w londyńskim garażu. Migawki z planu i fryzurę Marie na zapałkę – szok! Jak ona mogła się tak obciąć?

„The Big L.” – zawsze kojarzyło mi się ze szczepieniem, po którym przyjechałam na działkę do babci, włączyłam telewizor a tam leciał właśnie ten klip.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Wish I could fly” – koniec podstawówki, już inne czasy, śmieszne gry przegrywane ze szkoły na lekcji informatyki na dyskietkę, żeby móc pograć w domu.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Only when I dream” – punktujące z każdym przesłuchaniem i taneczne „She’s got nothing on…” – teraźniejszość, luty, długa zima i ciągły brak czasu na przesłuchanie.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Perfect day” i „Things will never be the same”- rok 2001, zakup „Room service” i ten ścisk w gardle na widok płytowego „Joyride”, z kilkoma piosenkami, które nie zmieściły się na moje kasetowe, fałszujące i zajeżdżone do granic możliwości wydanie. I małe szaleństwo – bo czemu nie? Skoro i tak nie mogę już słuchać kasety a to naprawdę dobry album…

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Wreszcie „It must have been love”… Totalna drgawka, ciary i łzy. Jesień 1990, klub sportowy Tęcza, aerobik. Film, którego miałam wtedy nie zobaczyć, bo nie był dla dzieci, ale który jednak zobaczyłam. A potem wiele razy używałam słowa „ulubiony”. Ulubiona piosenka, ulubiony zespół, ulubiony film, aktor, aktorka…

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Opportunity nox” – wciąż nieodkryty, ale bardzo mocny i bardzo udany koncertowo.

„7Twenty7” – mała, czarna wieża, pufa i słuchawki – miejsce pierwszych odsłuchów. Po pierwszym przesłuchaniu – jeden z najbardziej zapamiętywalnych utworów z całej płyty.

„Fading like a flower” – mieszkanie dziadków i nagle odkrycie – to jest Sztokholm!

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Silver blue” – przywieziony z Tomaszowa Mazowieckiego na kasecie kosztującej 10000zł, na którą w dodatku musiałam się zapożyczyć.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„How do you do” – nowy kawałek na MTV! Fajny klip. I poszukiwania kasety „Tourism”, zakończone jedynie znalezieniem kasety „How do you do”. A prawdziwego albumu dopiero 9 lat od momentu wydania.

„Dangerous” – późno odkryty klip. I to piękne, czarne wdzianko… Chciałam takie.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Joyride” – jak oni się utrzymywali na masce tego samochodu??? Hymn! Szkoda tylko, że bez gwizdania i bez jaj. Nie mogę zapomnieć niedoścignionej wersji z Sidney…

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Watercolours in the rain” – na ogół przewijany. Odkryty właściwie dopiero teraz. Cudowny, fantastycznie niebanalny w brzmieniu i liryce.
…Świeczki, prześcieradła, duża czarna koszula Marie, ukrywająca ciążę. I berecik, spod którego wystaje zaczesana na bok grzywka. Nigdy nie wyglądała tak pięknie.
I równie piękny moment, gdy wszyscy wychodzą na brzeg sceny i stają w rzędzie.

„Spending my time” – rewolucyjny klip. I tak wspaniały i do bólu prawdziwy tekst, do którego trzeba dorosnąć. Bo staje się naprawdę zrozumiały dopiero, gdy coś już się w życiu przeżyło.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„The Look” – w czasie największego szału słuchany tylko live, z kasety „How do you do”. „Look sharp” pojawiło się na mojej półce nieco później. Cóż to była za wersja koncertowa! Moc!

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

„Way out” – i chóralne odśpiewanie… „We will rock you”.

„Listen to your heart” – pierwsze mieszkanie dziadków, duży pokój, ja w łóżku. Zachwyty mojej mamy nad figurą Marie.

„Church of your heart” – jeden z moich pierwszych numerów Bravo. I pierwszy nauczony tekst po angielsku. Jak wierszyk – najpierw wkuwany na sucho, potem powtarzany z melodią. Ciężka metoda. Ale pamiętam do dziś.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Oni! Roxette! Jedyny zespół, który kiedykolwiek nazywałam ulubionym. Mocno nadgryzieni zębem czasu – no ale w końcu… najwyższy czas! Marie o figurze nastolatki. Bez płaszczyka. Za to cudownie klasycznie – skórzane spodnie, obcisła góra i dużo błyskotek na szyi i nadgarstkach. Per nieco skromniej. Oboje fantastycznie roześmiani, skromni, bezpretensjonalni, cieszący się z każdej entuzjastycznej reakcji publiczności, nie mogący się wręcz nadziwić – „Czym sobie na to zasłużyliśmy?” pytają z niedowierzaniem na Facebooku. Publiczność znająca teksty, nie wydzierająca się a śpiewająca i skandująca: „Roxette! Roxette!” albo „Marie! Marie”. Okrzyki „We love you Marie!”. Per ocierający łzy. Marie ponoć też.
Klasyczne, doskonale znane z klipów i koncertów ruchy – Per zaciskający pięści, Marie przy mikrofonie niczym na okładce „Queen of rain”. Klaskanie „na boki” podczas „Dressed for succes”, zupełnie jak 20 lat temu.
Boże, co to by się działo, gdyby wtedy przyjechali do Polski!

Po sylwestrowym koncercie mocno się bałam. Zostałam jednak bardzo pozytywnie zaskoczona. Per – wulkan energii. Biegający po scenie, skaczący, wierzgający nogami, non stop uśmiechnięty. Marie – wprawdzie nie tak rozbiegana jak niegdyś, ale w o wiele lepszej formie niż w grudniu. Nie ma porównania. I ona chodziła po scenie, wykonywała swoje charakterystyczne ruchy, podchodziła do muzyków i nawiązywała z nimi kontakt, jak kiedyś. A to, że była trochę bardziej sztywna można równie dobrze tłumaczyć wiekiem. Przecież oni oboje są po 50tce!!! Per wokalnie jak w studiu. Marie – nie tak pięknie i dźwięcznie jak kiedyś, ale i tak wspaniale i o wiele lepiej niż na drugiej płycie „Charm school”. Jak to mówił ktoś przed koncertem – z każdym kolejnym występem się rozśpiewuje i jest coraz bardziej ruchliwa.

Nigdy nie myślałam, że będę na koncercie Roxette. Że zobaczę ich z bliska. Że usłyszę ich na żywo. Że zrobię im zdjęcia. Na samą myśl kręci mi się łza w oku.
A jeśli ktoś kiedykolwiek uważał za obciach to, że w dzieciństwie/młodości szalał za Roxette – po koncercie powienien wstydzić się takich myśli. Jeśli ktoś nie przyszedł na koncert bo przecież słuchał ich tylko na początku lat 90tych – niech żałuje!
Dla mnie to był koncert życia, który przypomniał mi ile Roxette znaczyło w moim życiu. I ile najwyraźniej dalej znaczy.


autor: // Last.fm
28.06.2011, godz. 21:30, wtorek
Kategoria: Galeria + Relacje

komentarzy 6

#1 monika :
28.06.2011, godz. 21:30

Jakbym czytała o sobie:), wzruszenie na maksa. Fantastyczna jakość filmików, można gdzieś ściągnąć? Też na koncercie totalne wzruszenie i niedowierzanie, pierwsza kaseta w życiu to LOOK SHARP i od 88 zaczęło się :). Pozdrawiam

#2 Anna :
28.06.2011, godz. 21:30

Yes! And I have the same thing!
Like reading about myself. I could not dream of to get to Roxette concert! But it is fate and I saw and listened to them! Thank you for your article!
Roxette – the music of my heart!

#3 Ewa :
28.06.2011, godz. 21:30

Też jak bym prawie wszystko czytała o sobie :). Koncert był rewelacyjny, po 20 latach spełniło się moje marzenie i zobaczyłam mój ulubiony zespoł na żywo 🙂

#4 Ewa :
28.06.2011, godz. 21:30

Też jak bym czytała o sobie :). Czekałam na to wydarzenie 20 lat i się doczekałam. Koncert był super 🙂

#5 Joanna :
28.06.2011, godz. 21:30

Ajjjj tak, dokładnie tak jak piszesz/piszecie. Dokładnie tak samo. Nigdy nie marzyłam nawet o tym, że będę mogła być na ich koncercie. Spełniło się. Po dziś dzień łezka w oku na wspomnienie tego wieczoru 🙂

Trackbacks to this post.

Poprzedni Post
«
Następny Post
»