Podsumowanie: listopad + grudzień 2012

23 stycznia 2013
środa, godz. 20:34
Post image of Podsumowanie: listopad + grudzień 2012
Część 7 z 7 w serii artykułów Miesięczne podsumowania 2012

Dwa ostatnie miesiące minionego roku poświęciłam na nadrabianie zaległości. Słuchałam zatem tego, na co do tej pory nie miałam czasu, lub co po prostu czekało na lepszy moment. Jednocześnie w tym czasie miało miejsce kilka premier.

Bardzo późno odkryte przeze mnie a genialne „Bright” duńskiego WhoMadeWho.

Wciągające „TRST” duetu stworzonego przez Mayę Postepski z Austry i Roberta Alfonsa.

Niestety dość nudna „Pacifica” The Presets.

Interesujące „Fragrant world” mistrzów eklektyzmu, grupy Yeasayer.

Nastrojowe „Coexist” The xx.

Rockowe i poważne „Songs that make sense” Werka.

Nieskomplikowane „Push and shove” No Doubt.

Elektroniczne, mroczne i taneczne „Independence” Kosheen.

Przepiękne „Nude” The Irrepressibles.

Eleganckie i dancingowe „The Jazz Age” The Bryan Ferry Orchestra.

Długo wyczekiwane przeze mnie „The Haunted Man” Bat for Lashes.

Przebojowa Maria Peszek na „Jezus Maria Peszek”.

Zmysłowa Lana Del Rey i „Paradise” (EP).

Długogrający debiut Kamp!, w wydanie którego niektórzy zaczęli już powątpiewać.

Powyższe płyty opisałam w osobnych notkach. Teraz jednak zatrzymam się nad kilkoma innymi.

Twin Shadow – „Confess”
Całkiem przyjemnie słuchało mi się najnowszej płyty Twin Shadow. Lekkie, ładne melodie i niezobowiązujące brzmienie sprawiają, że „Confess” mnie relaksuje, choć płyta wcale nie jest aż tak delikatna, jak mogłoby wynikać z mojego opisu. Takie np. „You call me on” zawiera całkiem masywne partie syntezatora, zaś w „Five seconds” pobrzmiewają echa tanecznego New Order. Utwory są melodyjne i momentami całkiem chwytliwe, dla mnie to jednak płyta która lepiej wypada jako tło niż główny bohater. Bo im bardziej zbliża się do końca, tym staje się bardziej plumkająca, wpadając jednym uchem a wypadając drugim. Lubię, gdy pobrzękuje sobie gdzieś z tyłu, ale jednocześnie nie tęsknię za nią, gdy jej nie słucham. Jest naprawdę całkiem fajna, mówię to z ręką na sercu, i nie wiem, dlaczego nie słuchałam jej częściej. Może po prostu konkurencja była zbyt silna. Gdyby nie inne wydawnictwa, które w tym czasie skradły mi serce, myślę, że Twin Shadow miałby u mnie więcej szans.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Matthew Dear – „Beams”
Od razu zaznaczam – nie polubiłam tej płyty. A przynajmniej nie tak, jak „Black city”. Na najnowszym krążku, „Beams” Matthew Dear prezentuje nad wyraz spokojne oblicze. Próżno tu szukać czegokolwiek, co nadawałoby się na parkiet. To raczej 11 kompozycji, którym bliżej do „Slowdance” (choć żadna nie jest równie ładna) niż „You put a smell on me”. Żadna też w pojedynkę nie jest na tyle mocna, by zdołała uzależnić (przynajmniej mnie). Całość jednak wypada dość zgrabnie. Na pewno pod względem brzmieniowym, niczego nie można tu zarzucić. Matthew jest mistrzem tworzenia motorycznych, hipnotyzujących klimatów, poprzez zastosowanie powtarzanych, zapętlonych sekwencji. Szkoda tylko, że od strony muzycznej nie jest już tak ciekawie. Melodie są ładne, raczej delikatne i miłe dla ucha, ale słuchając każdego kolejnego utworu ma się wrażenie, że to już wcześniej było. I niestety w połączeniu ze wspomnianą motoryką powoduje, że się nudzę. Tak sobie myślę, że to jest po prostu płyta do słuchania w specyficznych warunkach. Sprawdza się dobrze, jeśli ma tylko lecieć sobie w tle i nie absorbować. Jeśli jednak oczekuje się od niej by porywała i zachwycała, to niestety, trzeba po prostu włączyć coś innego.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


Bertie Blackman – „Pope Innocent X (P.I.P)”
Niezmiernie ciekawa byłam najnowszej płyty Bertie Blackman. Jej muzyka nigdy do końca mi nie podchodziła, ale „Black cats”, „Byrds of prey” i przede wszystkim „Thumb” z wydanego w 2009 roku „Secrets ane lies” autentycznie skradło mi serce. O ile jednak ta płyta zapisała się w mojej pamięci, jako album trzech piosenek, o tyle „Pope Innocent X (P.I.P)” nie ma nic, co szczególnie by się wyróżniało. Płyta pozbawiona jest równie chwytliwych, jak wymieniona wyżej trójca, utworów. Nie ma takich melodii ani takich aranżacji. Niestety wieje trochę nudą. Ciekawe dźwięki i brzmienia to jednak nie wszystko. Przebojowość płyty kończy się niestety na singlowym „Mercy Killer”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


Dragonette – „Bodyparts”
Z Dragonette mam trochę jak z Alphabeat. Nie jestem w stanie przesłuchać całej płyty, a wszystko przez cukierkowatą melodyjność. Po prostu nie odpowiada mi taki wesoły i nieskomplikowany typ melodii. Z drugiej jednak strony nieraz łapałam się na tym, że zwracałam uwagę na ich poszczególne piosenki, które leciały gdzieś w sklepie czy w mediach. Bo cała płyta może męczyć, pojedyncze jednak kawałki są już bardziej do strawienia. Otwierający najnowszy krążek grupy, zatytułowany „Bodyparts”, utwór „Run run run” nie brzmi wcale aż tak słodko i kojarzy mi się wręcz z pop-rockiem z lat 80tych (choć te skojarzenia są jeszcze większe przy okazji kolejnego, „Leave in this city”, które brzmi jak odpowiedź na klasyk „We built this city” grupy Starship z 1985 roku). Na uwagę zasługuje „Rocket ship”, które z kolei ma w sobie coś z Scissor Sisters, zwłaszcza w zwrotce (pewnie chórki ;-)). Moim faworytem jest jednak „Right woman” – i to jest piosenka, którą naprawdę, autentycznie lubię i której słuchanie sprawia mi przyjemność. Bo jest i rytmicznie i przede wszystkim melodia mnie nie męczy. To ten typ melodii, który łatwo wpada w ucho, ale jednocześnie nie drażni. Szkoda, że to taki rodzynek. Jeśli ktoś lubi po prostu nieskomplikowane, bardzo melodyjne, taneczne piosenki, powinien być albumem całkowicie usatysfakcjonowany.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Calvin Harris – „18 Months”
W październiku swoją trzecią płytę wydał Calvin Harris. „18 Months” jest dyskotekowe do bólu. To mainstreamowa muzyka taneczna, którą uprawia teraz każdy wykonawca pop. W dodatku kierunek, w którym zmierza Calvin, działa mi po prostu na nerwy. Utwory, które zamieszcza na swoich płytach mogę jeszcze znieść, jednak rzeczy, które pisze i przede wszystkim produkuje dla innych artystów, po prostu strasznie mnie drażnią (nie cierpię „In my arms” Kylie Minogue, i zupełnie nie rozumiem zachwytów nad „We found love” z Rihanną). Jego muzyka stała się po prostu… tania. Owszem, na pewno jest fantastyczna do tańca i do zabawy, ale jednocześnie jest w niej coś bazarowego. Calvin wprawdzie zdołał sobie wypracować własny styl, co zawsze cenie u muzyków, brak mu jednak finezji i pomysłowości wczesnych nagrań. Gdzie podział się ten zadziorny chłopak, który stworzył „The Girls” czy „Acceptable in the 80’s”? Pierwsza płyta Harrisa dała mu u mnie taki kredyt zaufania, że przyglądam się jego karierze, słucham kolejnych wydawnictw i po prostu go lubię. Coraz mniej jednak lubię jego muzykę.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Inne artykuły z tej serii:


autor: // Last.fm
23.01.2013, godz. 20:34, środa
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»