Peter Gabriel – 12.05.2014

14 maja 2014
środa, godz. 21:28

Chyba się starzeję. W tym roku w ogóle nie przemawiają do mnie line-upy Free Forma, Orange Warsaw Festival czy Open’era. Zaczyna mnie za to coraz bardziej ciągnąć do artystów z wieloletnim stażem i bogatym dorobkiem. Byłam więc na OMD. I było tak fajnie, że właśnie wtedy bardzo poważnie zaczęłam myśleć nad Peterem Gabrielem. Bo to kolejna legenda. Bo w Atlas Arenie. Bo w moim mieście. No i w końcu – bo „Sledgehammer”.
Raz się żyje. A horyzonty muzyczne należy poszerzać. Więc chociaż nigdy nie ciągnęło mnie w jego stronę a jedyną piosenką, do której mam autentyczny sentyment jest „Steam”, postanowiłam zwiedzić ten nieznany teren.
W czasie nieco ponad miesięcznych przygotowań do koncertu zapoznałam się z dyskografią Petera Gabriela i choć po opisach w stylu „rock progresywny” czy „worldbeat” można by sądzić, że to niespecjalnie moje klimaty, to jednak niemal cała jego twórczość do mnie przemawia i bardzo dobrze mi się jej słucha. Bo dobre utwory, które są dobrze zaśpiewane, zawsze się bronią, bez względu do jakiego gatunku muzycznego je zaliczymy i w jakim czasie powstały. Przygotowania zakończyłam oglądając film Richarda Attenborough z 1987 „Krzyk wolności”, opowiadający o ostatnich latach życia Steve’a Biko. I bardzo się cieszę, że go obejrzałam, bo dzięki temu utwór mu poświęcony stał się dla mnie bardziej sugestywny i wymowny.
No i właśnie, ile to się rzeczy można dowiedzieć dzięki muzyce.
Koncert zaczął się niespodziewanie. O 20:40 na scenie ni stad, ni zowąd przy w pełni zapalonych światłach pojawił się Peter Gabriel. Ukłonił się, zasiadł do fortepianu i zaczął przemowę – po polsku! I chociaż czytał z kartki, wymowę miał o wiele lepszą niż Meryl Streep w „Wyborze Zofii”. Ponieważ nie chciał „kaleczyć naszego języka” po przywitaniu przeszedł na angielski a na telebimach pojawiło się nieco kanciaste tłumaczenie. Peter wyjaśnił, że koncert będzie jak kolacja składająca się z trzech dań. Pierwsza część – przystawka- będzie akustyczna. Po niej nastąpi bardziej pikantna część „elektryczna” a dalej, o ile wytrwamy, deser czyli kultowy album „So”, zagrany od początku do końca.
Taaaaak, to ten człowiek w którego klipie tańczyły kurczaki.
No i się rozpoczęło. Całą część akustyczną Peter przesiedział za fortepianem, tyłem do mnie (tak na marginesie – bilet kupiłam dość późno, więc siedziałam baaaardzo z boku sceny, ale o dziwo widok miałam naprawdę przyzwoity- oprócz tych momentów gdy Peter grał na fortepianie). Na scenie pokazał się w pełnej krasie dopiero podczas elektryzującego „Digging in the dirt”, otwierającego drugą część koncertu. Dopiero wtedy światła przygasły i rozpoczęło się prawdziwe audio-wizualne show. Reflektory na długich, ruchomych statywach, które kojarzyły mi się z nogami jakichś ogromnych robo-owadów, „tańczące” wokół wokalisty, rozmaite szalone ujęcia z kamer, umieszczonych w różnych miejscach, w tym wydaje mi się, że także na tych statywach, różne efekty wizualne nakładane w czasie rzeczywistym na transmitowany obraz, Peter filmowany z góry, gdy całe „Mercy street” wykonywał na leżąco i wreszcie wieża, która naprawdę zjada ludzi (wchłonęła Petera). Nie było fajerwerków i sztucznego blasku- był za to prawdziwy klimat. A ujęcia cieni muzyków podczas „The Family and the fishing net” , wprowadzające nastrój grozy ze starych, czarno-białych horrorów, to istne mistrzostwo świata. No i sam Peter, z jednej strony oszczędny w ekspresji, a z drugiej ze swoją charakterystyczną choreografią, wykonujący taneczne kroki z gitarzystami podczas „Sledgehammer”, czy solo podczas „No self control” i podskakujący pod koniec „Solsbury Hill” – w doskonałej formie wokalnej. Największe wrażenie zrobił na mnie oczywiście „Sledgehammer”, rozpoczynający się rytmicznym intro, podczas którego publiczność intonuje słynny motyw, by po chwili poczuć dreszcze słysząc go na żywo. Kurczę, to naprawdę jest legenda muzyki pop.
I oczywiście zamykający show „Biko”, podczas którego znów na telebimie pojawił się tekst po polsku, mówiący o bohaterze utworu. Podniosły, zaśpiewany na końcu, w towarzystwie kilku (kilkunasto?)tysięcznego tłumu ten utwór naprawdę zamienił się w hymn pokoju. Powtórzę – cieszę się, że obejrzałam „Krzyk wolności”. I po tych kilku tygodniach spędzonych z Peterem Gabrielem i jego muzyką, zwieńczonych wczorajszym koncertem, czuję się jakoś tak… wzbogacona duchowo i więcej wiedząca.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
14.05.2014, godz. 21:28, środa
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»