Depeche Mode – 29.02.2024

3 marca 2024
niedziela, godz. 21:53

Tak jak mojemu pierwszemu z tegorocznych koncertów w Łodzi wszystko przeszkadzało, tak drugi był dla mnie zwrotem o 180 stopni. Od rana byłam rozluźniona i miałam dobry humor, a humor znaczy jednak bardzo dużo. Nie czułam wprawdzie takiej ekscytacji, jak kiedyś, ale miałam przeczucie, że będzie fajnie. Tym razem wiedziałam czego się spodziewać i ponieważ tego dnia szłam na trybuny, to naprawdę nie miałam się już czym przejmować. Została sama radość.

PRZYGOTOWANIA
Rozpiska czasowa była taka sama:
18:00 – otwarcie bram
19:45 – support
20:45 – Depeche Mode
Planowałam zjawić się w Atlas Arenie o 18. Wcześnie jak na posiadaczkę miejsca siedzącego, ale chyba chodziło mi o to, żeby więcej czasu spędzić w koncertowej atmosferze. Ostatecznie byłam jakieś 20 minut później, a do budynku weszłam jakoś ok. 18:40, bo wcześniej jeszcze czekałam na mojego koncertowego towarzysza. Ponownie zaskoczyło mnie jednak to, jak mało było ludzi. Spodziewałam się kolejek, a tu nic z tych rzeczy. Spokojnie można było wejść z buta, bez żadnego czekania. Najpierw pierwsza bramka (weryfikacja trybuna czy płyta), potem macanko (sama torebka), a następnie w drzwiach skanowanie biletu. Potem oczywiście szatnia, wc, coś do picia i mały spacer po budynku. Swoją drogą z tego, co pamiętam, ostatnim razem gdy byłam w Atlas Arenie było dość biednie pod względem gastronomii. Tym razem było więcej stoisk z piciem i większy wybór napojów (oczywiście wszystko przelewane do kubków, a woda mineralna za 10 zł), były stoiska z piwem, były stoiska z kawą, były też przekąski – popcorn i nachosy. Ale oprócz tego Atlas Arena dorobiła się prawdziwego miejsca z jedzeniem – coś prawie na wzór Stadionu Narodowego, tylko w łódzkiej i halowej skali 😉 Były zatem zapiekanki i pewnie coś jeszcze, ale tego już nie sprawdzałam.

OCZEKIWANIE
I tym razem udało mi się bezbłędnie trafić na moje miejsce za pierwszym razem. Pamiętam, że w 2018 r. musiałam się przesiadać dwa razy. Teraz jednak byłam taka sprytna, że opuszczając płytę po pierwszym koncercie przeszłam przez sektor, w którym miałam zasiąść teraz i zlokalizowałam dokładnie miejsce. Tym razem po raz pierwszy na Depeszach w tym miejscu przyszło mi ich oglądać z drugiej strony niż zazwyczaj, czyli nie od strony Martina – z sektora P. Miałam zatem właściwie taki sam widok, jak latem na Narodowym, tylko byłam bliżej bo i hala jest mniejsza. Po raz pierwszy za to przyszło mi siedzieć na miejscu, z którym wiązały się obowiązki. Na moim siedzeniu znalazłam kartkę z informacją, że biorę udział w akcji koncertowej oraz co i kiedy dokładnie mam zrobić. Chodziło o zapalenie światełka w trakcie “Behind the wheel” – utworu dedykowanego Fletchowi, który zastąpił “World in my eyes”. Światełka miały utworzyć symbol dłoni ułożonych w kształt okularów, czyli symbol znany z okładki singla. I tak, jak od lat przewracam oczami gdy słyszę o akcjach koncertowych, tak teraz poczułam, że spoczywa na mnie odpowiedzialność i nie mogę zawieść.
Tym razem support minął mi równie szybko, za to postanowiłam, że nagram jedną piosenkę, która spodobała mi się dzień wcześniej. Im dłużej o niej myślałam, tym bardziej wydawała mi się znajoma, ale nie do końca wiedziałam czemu. Czyżbym słuchała wcześniej Humanist? Czy może to jedna z tych piosenek, które od pierwszego przesłuchania sprawiają wrażenie, że się je zna? Mogłabym się tak jeszcze zastanawiać, ale zajrzałam do internetu… i zrobiło mi się trochę wstyd. No przecież. “Shock collar” – piosenka nagrana przez Humanist z gościnnym udziałem Dave’a Gahana. Eh, zrobiła się ze mnie straszna ignorantka. Ale z drugiej strony kolaboracje Dave’a jakoś nie do końca trafiają w mój gust, więc ich już nie śledzę.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po supporcie zaliczyłam jeszcze wc – tak na wszelki wypadek. Tyle że wtedy kolejki były już naprawdę spore. Poszłam trochę dalej, ale i tak stałam na schodach. Z moich obliczeń wynika jednak, że cała operacja zajęła mi zaledwie ok, 10 minut, choć miałam wrażenie, że czas wlecze się niemiłosiernie. Potem jeszcze trochę siedzenia i czekania (akurat żeby dopić moją wodę za 10 zł) i w końcu zaczęło się.

KONCERT
Tym razem postanowiłam chłonąć, delektować się, śpiewać i po prostu dobrze się bawić. I tak właściwie było. Wiedziałam już, co mi się podobało na pierwszym koncercie, co trochę przegapiłam i na czym się skupić. I tym razem, przewrotnie, postanowiłam ponagrywać te piosenki, które lubię mniej, a bawić się przy tych, które lubię bardziej. Plus oczywiście nie mogłam odpuścić zestawu “must have” 😉 Tak więc potupałam nóżką podczas “Wagging tongue”, pośpiewałam “Walking in my shoes”, bo od czasu mojego pierwszego Narodowego mam dziwne ciągoty to wydzierania się podczas tej piosenki, pośpiewałam także “It’s no good”, a nagrałam “Policy of truth”, wspominając balonową akcję w tym samym miejscu 14 lat temu.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Dorzuciłam “In your room”, ale odpuściłam na “Everything counts”, bo to jeden z killerów tej setlisty. Tego intro nigdy nie mam dość.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Znowu pośpiewałam sobie “Precious” i zamierzałam nagrać “My Favourite Stranger”, ale… nie zagrali “My Favourite Stranger”. Jego miejsce zajęło przepiękne “Speak to me”, które zrobiło na mnie wielkie wrażenie na Narodowym. I pamiętając tamto wrażenie, postanowiłam tym razem chłonąć atmosferę i wczuć się w utwór i jego nastrój. To była dobra decyzja. A potem pomyślałam – “Strangelove”? A czemu nie? Śpiewałam we wtorek, to w czwartek uwiecznię.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

I dalej “Heaven”, które zastąpiło wtorkowe “Somebody”. Tekstu nie znam do tej pory, więc delektowałam się śpiewem Martina. Bardzo ładnie to wyszło w takiej akustycznej wersji. Z biegiem czasu doceniam ten utwór coraz bardziej.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po dwóch spokojnych utworach na scenę wrócił Dave, a wraz z nim rozbrzmiało “Ghosts again”. Tym razem pozwoliłam sobie na potuptanie.
Telepało mi się w głowie wspomnienie, że kiedyś chciałam w końcu nagrać “I feel you”, ale chyba akurat wtedy wypadło z setlisty, więc nagrałam we wtorek, a w czwartek pośpiewałam. I choć to jeden z utworów, który należy do wiecznie obecnej SOFADowej trójcy, która już dawno mi się znudziła, to jednak nie mogę nie docenić tego, jak potężnie brzmi na żywo. Chociaż wstęp powinien być trochę dłuższy, wtedy wrażenie potęgi byłoby jeszcze większe.
Zaskoczyło mnie to, że początek “A Pain that I’m used to” brzmiał tak, jak w oryginale (a przynajmniej tak mi się wydawało). Tak, jak po raz pierwszy, gdy go słyszałam. Był to w ogóle pierwszy utwór Depeche Mode, jaki kiedykolwiek usłyszałam na żywo, więc mam do niego sentyment, poza tym, że zawsze go po prostu lubiłam. Później niby również wydawało mi się, że jest mocniej niż dwa dni wcześniej, ale jednak cały czas jest to zremiksowana wersja. Chociaż uważam ten remiks za jeden z najlepszych, to jednak mam go już trochę dosyć. To trzecia trasa (11 lat), kiedy można go usłyszeć. Może czas to zmienić?
Wreszcie po “Painie” przyszedł czas na “Behind the wheel” i akcję koncertową. Grzecznie wyjęłam moją ledwo zipiącą komórkę i zapaliłam latarkę. Ludzie dookoła mnie również zapalili swoje. Nie miałam zbyt wiele wiary w powodzenie tej akcji, ale nie chciałam jej też torpedować, skoro dostałam dokładne polecenia, skierowane konkretnie do mnie.
A gdy potem zobaczyłam zdjęcia z koncertu, to myślałam, że to ściema – “photoshop”. Uwierzyłam dopiero patrząc na filmiki. To się udało! To się naprawdę udało!
A potem pomyślałam – cholera, gdybym była naprzeciwko, to bym mogła to uwiecznić 😀
No cóż, nie uwieczniłam, ale przynajmniej byłam częścią tego 😉 A moją błyszczącą marynarkę można nawet dojrzeć z daleka. Tak się wczułam, że błyskałam nie tylko komórką, ale i strojem 😉 Prawdziwa fanka.
Dalej nadszedł najbardziej emocjonujący dla mnie moment koncertu – “Black celebration”. Kocham ten utwór w wersji live. Gdy go słyszałam po raz pierwszy, miałam ciarki. Czułam klimat lat 80., nastrój wielkiej, czarnej uroczystości. Teraz może emocje były mniejsze, ale potęga chyba jeszcze większa. Ten początek jest tutaj tak cudowny, długi i bardzo podniosły, że ah! Dopiero na drugim koncercie zwróciłam uwagę na dodatkowe wysokie dźwięki, którymi wzbogacono wstęp. Takim utworem koncert powinien się zaczynać, to by było naprawdę coś. Prawdziwe, wielkie wprowadzenie. No ale to za dobry i zbyt kultowy kawałek, żeby tak od razu go wrzucać na pierwszy ogień. Chociaż po cichu marzy mi się przynajmniej wykorzystanie go jako intro. No ale… chyba się spóźniłam z takimi marzeniami o jakieś 38 lat.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Po “Black celebration” pozwoliłam sobie pośpiewać piękne “Stripped” i pobawić się przy “Johnie”. A potem przyszedł czas na starego, dobrego “Enjoy’a”, który mimo totalnego ogrania chyba nigdy mi się nie znudzi. Zwłaszcza z tym pięknym, wydłużonym początkiem. Lubię jak się wydłuża to, co dobre.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Skoro dwa dni wcześniej panowie zagrali “Condemnation”, to wiedziałam, że tym razem będzie powtórka z Narodowego i “Waiting for the night”, ponoć lepsze, a na pewno bardziej nastrojowe. Tym razem skupiłam się na atmosferze, na światełkach i na nich dwóch – Gahanie i Gorze, którzy wyszli razem na wybieg, a na koniec padli sobie w ramiona. Na pierwszym koncercie w tym momencie Dave powiedział coś w stylu “let’s have some fun”, ale tym razem nie powiedział nic, tylko rozległy się dźwięki perkusji, zwiastującej “Just can’t get enough” – czyli utwór dający czystą radość. Prosty, rytmiczny, do bólu melodyjny – taki guilty pleasure. Na koncertach zawsze się udaje, chociaż w tym przypadku publiczność trochę lepiej spisała się we wtorek. Na końcu Dave dyryguje śpiewem publiczności – dopóki trzyma ręce w górze, trzeba trzymać dźwięk, a na drugim koncercie nie od razu wszyscy się połapali. Na pierwszym, gdy w którymś momencie Dave podniósł ręce i ich nie opuszczał, to było zaskoczenie, ale ludzie dali radę. Było trochę śmiechu, a na koniec Dave rzucił coś w stylu “that was long”. W czwartek nie udało się to tak ładnie.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Potem przyszedł czas na gwóźdź programu – “Never”. Znów piękny i mocny. W ogóle na trybunach wszystko brzmiało dla mnie mocniej, co mnie zaskoczyło. Natomiast pani w rzędzie przede mną dostaje ode mnie minusa za machanie w drugą stronę. Następnym razem proszę się poprawić i dostosować do reszty.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

I jeszcze na sam koniec uderzyła mnie potęga “Personala”. Naprawdę wbił mnie w fotel. Wydaje mi się, że dawno nie czułam, że jest tak potężny.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Dochodzą mnie słuchy, że drugi koncert był lepszy. Mi drugi chyba też się bardziej podobał, bo czułam się lepiej i bawiłam się lepiej, ale chyba faktycznie na drugim była jakaś inna energia, skoro więcej osób ma podobne zdanie.
Na pożegnanie Dave krzyknął zwyczajowe “See you next time”. I tak, jak rok temu myślałam, że “Memento mori” jest i powinno być ich ostatnią płytą, tak jakoś teraz już tego nie czuję. Uwierzyłam Gahanowi, że jeszcze się spotkamy. Nie na tej trasie, ale na następnej. Bo chociaż już się nie ekscytuję tak, jak kiedyś, to jakoś tak I just can’t get enough. Lubię ten niedzielny rosół. Panie Gahan, panie Gore – dotrzymajcie słowa.


autor: // Last.fm
03.03.2024, godz. 21:53, niedziela
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post