Parov Stelar & Max The Sax – 20.05.2011

22 maja 2011
niedziela, godz. 06:40

Gdy jakiś czas temu przez przypadek dowiedziałam się, że jedno z moich największych muzycznych odkryć pierwszego dziesięciolecia XXI wieku i zarazem jeden z moich ulubionych wykonawców, Parov Stelar, zagra w Krakowie, skakałam z radości. A gdy w dodatku okazało się, że wystąpi też w Łodzi nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Ostatecznie do Krakowa nie udało mi się dotrzeć, ale przynajmniej miałam moje rodzinne miasto. Choć między tymi dwoma występami jest istotna różnica – w Krakowie odbył się koncert Parov Stelar Band – całego zespołu z żywymi instrumentami i wokalistką, w Łodzi zaś zaplanowano DJ set Parova i jego saksofonisty – Maksa.

Wieczór zaczął się tak sobie – od mocnej ulewy, która przerodziła się w regularny deszcz. Wcześniej podana informacja, że do klubu Gossip będzie można wchodzić od 21ej niestety się nie potwierdziła. Dostaliśmy się do środka chwilę przed 22. i szybko okazało się, że Parov gra dopiero o 1ej. Dla klubu rozwiązanie bardzo korzystne, dla nas jednak oznaczało 3 godziny nudów. Zwiedziliśmy więc wszystkie zakątki Gossip, wypiliśmy trochę alkoholu i energetyków, postaliśmy na dolnej sali słuchając bardzo profesjonalnie zagranego setu DJa LUKa (choć muzycznie to zupełnie nie moje klimaty), przyglądaliśmy się lepiej i gorzej wyglądającym ludziom. W końcu jakoś udało nam się dotrwać do 1ej. Staliśmy z tyłu – zmęczenie i znudzenie odebrało nam ochotę do pchania się bliżej, zwłaszcza, że ścisk był dość duży a nawiew zimnego powietrza wydawał się bardzo skromny. Gdy koło nas przeszedł Parov i Max The Sax w otoczeniu ochrony wiedziałam, że wreszcie się zaczyna. Już pierwszy utwór przykuł moją uwagę. Piszę pierwszy, choć był to raczej kawałek przejściowy, zapodany jeszcze przez poprzedniego DJa, podczas którego Parov instalował się na scenie. Dźwięki, a raczej sekcja rytmiczna wydała mi się dziwnie znajoma. Zażartowałam, że to brzmi jak „Personal Jesus” Depeszy. I ku mojemu zdziwieniu po chwili okazało się, że mam rację. Cóż, DM jest wszędzie.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Gdy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki zaserwowane przez Parova stała się ze mną rzecz przedziwna. Mimo zmęczenia, znużenia i ogarniającego mnie sceptycyzmu co do całej imprezy, nogi same zaczęły mi chodzić. A gdy zdaje się jako drugi zabrzmiał „Catgroove” wiedziałam już, że jest dobrze i zaczęłam żałować, że jednak nie stoję bliżej. Dźwięk – fantastyczny. Energia – niesamowita. Gwiazdy wieczoru wyluzowane i w dobrym nastroju. Ludzie fajnie się bawiący i mimo ścisku kulturalni. Sukcesywnie udawało mi się przeciskać bliżej w stronę malutkiej sceny, z której ledwo było widać Maksa oraz pana grającego na trąbce.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

W miarę upływu czasu tłum zaczął się przerzedzać – nie wiem czy to wina gorąca (choć uważam, że nie było aż tak źle) czy też jakiegoś rodzaju znudzenia. Nie wierzę, żeby na sali byli sami fani Parova ale ci prawdziwi zostali do samego końca. Występ składał się właściwie z trzech części. Pierwsza  – najdłuższa – to Parov na DJce, Max na saksofonie i pan z trąbką. Oraz najbardziej taneczne numery z dyskografii Marcusa Füredera. Czego tam nie było! Zagrali chyba wszystko, o czym mogłabym zamarzyć podczas DJ setu (cóż, wiadomo było, że na „Shine” nie ma co liczyć). Potem panowie z sekcji dętej zabrali instrumenty i zeszli ze sceny, pozostawiając Parova samego. Tym samym wiele osób również opuściło salę, spodziewając się zapewne, że Parov dokończy grany akurat utwór i również się pożegna. Ale Parov grał i grał. Bardziej house’owo, mniej melodyjnie i mniej jazzowo. I wtedy stałam już przy nim na wyciągnięcie ręki. Niestety przypomniało mi się, że jednak czegoś w secie zabrakło. Nie było „Nosferatu” ani „Love”, choć akurat tego drugiego jakoś specjalnie się nie spodziewałam. Ku mojemu zdziwieniu jednak po jakichś 30 minutach (?), gdy spodziewałam się, że występ zbliża się już raczej ku końcowi, z głośników popłynął nagle jeszcze jeden taneczny killer z bardzo charakterystycznym, „kroczącym” motywem. Tak! „Nosferatu”! Świetne zakończenie. Ale zaraz! Po „Nosferatu” nagle zabrzmiał „Monster” a na scenę wrócili Max i pan z trąbką! Tego naprawdę się nie spodziewałam. Mało tego, „Monster” przeszedł płynnie w „Love”! Tak, dopiero teraz mogli naprawdę skończyć.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

W ciągu 2 godzin (!) zdecydowanie dostałam wszystko, czego chciałam. Wytańczyłam się i nauśmiechałam do utworów, które uwielbiam. Satysfakcja stu procentowa. Fakt, że nie mam zdjęcia, ani autografu, bo jestem grzeczna i uważam, że artysta musi przed występem się skupić a po występie odpocząć, ale tak naprawdę wierzę, że będzie jeszcze szansa. Bo Parov wróci. Zawsze wraca. I tym razem zobaczę cały Parov Stelar Band. W końcu mi obiecano! Po wyjściu z klubu trafiłam na cały zespół (bo choć nie grali w komplecie, byli wszyscy – w drodze z koncertu w Kijowie), gdzie miała miejsce malutka konwersacja między Maksem a mną (nie na odwrót 😉
Max (z szelmowskim uśmiechem od ucha do ucha): Luć!
Ja: (uśmiech….). Come back to us!
Max: I promise!


autor: // Last.fm
22.05.2011, godz. 06:40, niedziela
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»