Högni – 08.12.2017

9 grudnia 2017
sobota, godz. 22:22

Przyznaję, strasznie nie chciało mi się iść na Högniego. Widziałam go raz z Gus Gus, później ominął mnie jego solowy koncert i trochę tego żałowałam, dlatego teraz, gdy z okazji wydania pierwszej solowej płyty znów miał odwiedzić Polskę, kupiłam bilet. No ale zimno, ciemno, ja już stara i zmęczona – nie chciało mi się. Ani się specjalnie nie wystroiłam, ani się nie spieszyłam, ani tym bardziej nie przejmowałam. Czasem mam jednak wrażenie, że im bardziej mi się nie chce, tym potem lepiej się bawię. Może właśnie o to chodzi, żeby na nic się nie nastawiać i zanadto nie ekscytować tylko podchodzić do spraw na luzie?
I taki też właśnie był ten koncert – na luzie. Spodziewałam się, że będzie intymnie, nastrojowo, może będą jakieś świeczki, może wszyscy będą siedzieć, a artysta na scenie będzie snuł swoje opowieści, jakby nikogo nie było dookoła. A było nieco inaczej. W jednym z wywiadów przeczytałam, że dając solowe koncerty Hogni czuje się jakby grał dla znajomych w swoim salonie. I to chyba najlepiej opisuje atmosferę, jaką panowała w Cafe Kulturalna. Czuć było bliskość. On śpiewał dla nas i widać było, że sprawia mu to wielką przyjemność. Bawił się muzyką, bawił się swoim głosem, bawił się z nami. Na luzie, z uśmiechem, nie przejmując się, gdy włosy wkręciły mu się w uchwyt mikrofonu („It happens all the time”, skwitował). Śpiewał, ale i mówił do nas, a podczas jednego z utworów po islandzku, tłumaczył na angielski kolejne linijki tekstu.Czasem zupełnie zanurzał się w swoim świecie, a czasem przybijał z nami piątki. Czasami odpływał w swoich wokalnych popisach, totalnie mnie przy tym hipnotyzując, a czasami podrygiwał do elektronicznych dźwięków serwowanych przez Presidenta Bongo. Tak, tak, to ten pan, który kiedyś był w Gus Gus i który ściągnął do zespołu Högniego. Dzięki niemu koncert zyskał niesamowitą, elektroniczną oprawę. Był więc i szum wiatru, i burza które od razu nasuwał skojarzenia z dzikim i surowym krajobrazem Islandii, ale pojawił się też bit. Nie było więc wcale aż tak spokojnie, jak się spodziewałam. Mało tego, dało się potańczyć, a zachęcił do tego sam Högni schodząc ze sceny i śpiewając wśród nas, a później także tańcząc na kontuarze, który znajdował się tuż za sceną. Wtedy to już w ogóle zrobiło się jak na domówce u wyluzowanego gospodarza. I nawet w ogóle mi nie przeszkadzało, że bardzo słabo znałam materiał. Chociaż widziałam Högniego po raz drugi, dopiero teraz mogłam w pełni podziwiać jego niesamowity głos. Te wszystkie improwizacje, wokalizy, miękkość gdy śpiewał wysoko i chropowatość gdy śpiewał agresywnie. I do tego ta moc. Czasami odsuwał mikrofon bardzo daleko, a w kilku momentach w ogóle śpiewał bez niego. Słuchałam go jak urzeczona, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Czuję, że byłam na koncercie prawdziwego artysty, który potrafi tworzyć wielką sztukę, a jednocześnie jest bardzo blisko zwykłych ludzi. I koniec końców jestem oczywiście bardzo zadowolona z tego wieczoru. Warto było.


If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
09.12.2017, godz. 22:22, sobota
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»