Duran Duran – 25.06.2012

27 czerwca 2012
środa, godz. 19:45

Miałam nie jechać. Bo i zaplanowałam sobie dłuższy urlop akurat tydzień później, i bilety drogie… Straszliwie biłam się z myślami, aż w końcu przypomniały mi się moje ubiegłoroczne wakacje – Bryan Ferry i George Michael, poza tym koncert z 2006 roku… Więc pomyślałam: raz się żyje i wyruszyłam do Wrocławia. Bo koncertu Duran Duran w Polsce po prostu nie można przegapić. Mówię absolutnie serio – NIE MOŻNA. Przed koncertem myślałam, że byłoby po prostu smutno nie pojechać, teraz utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to po prostu nie do pomyślenia. Mało tego, nie dość, że gwiazdą wieczoru była super-grupa, to jeszcze supportował ich jeden z naj-zespołów mojego dzieciństwa – to, co zostało z Papa Dance, czyli Papa D. Jeśli kiedykolwiek kochałam się w jakimś muzyku, to był to bez wątpienia Paweł Stasiak. Niestety zawiodły nieco sprawy logistyczne i podczas piosenki, którą najbardziej chciałam usłyszeć – mojego ukochanego „Naszego Disneylandu” – dopiero wchodziłam na teren Strefy Kibica na Rynku we Wrocławiu. Koncert oglądałam przechadzając się wokół barierek, więc raczej z oddali. Ale wiem jedno – chcę ich jeszcze zobaczyć! Jeśli tylko będą grali w Łodzi, idę koniecznie. Wczoraj brzmieli naprawdę wyśmienicie. Doskonale nagłośnieni, dynamiczni, elektroniczni – cudo. Niewiele polskich zespołów tak brzmi! Do tego Paweł Stasiak (z szokująco gęstą czupryną), o którym kiedyś ktoś z branży powiedział, że chociaż nie wygląda, jest jednym z najlepszych wokalistów w naszym kraju – bezbłędny. Chcę jeszcze!

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Skupmy się jednak na głównej gwieździe tego wieczoru.
Duran Duran ma u nas status zespołu piknikowego, czego zupełnie nie rozumiem, bo są absolutnie fantastyczni na żywo. Nie grają regularnych koncertów i omijają nasz kraj podczas kolejnych tras, o czym powiedział zresztą ze sceny Piotr Stelmach. Wielka szkoda. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Zbyt mało fanów w Polsce? Brak statusu zespołu kultowego, w przeciwieństwie do Depeszy? Niestety patrząc na frekwencję na wrocławskim rynku, nie mogę właściciwe dziwić się, że nikt ich nie zaprasza na normalny koncert. Ludzi mogło być spokojnie ze dwa razy więcej. Gwoździem do trumny były wysokie ceny biletów. Najwięksi fani i muzyczni szaleńcy musieli zapłacić za bilet, dający możliwość stania w strefie pod samą sceną, kwotę porównywalną do ceny analogicznego miejsca na koncercie w hali lub na stadionie. A to był tylko koncert na rynku, spodziewać by się zatem można, że miał przyciągnąć nie tylko fanów. Normalne bilety były dwukrotnie tańsze (choć i tak, jak na taki koncert, dość drogie) – różnica w cenie była zatem moim zdaniem duża. Skarżyłam się 6 lat temu, że na Służewcu zebrała się masa przypadkowych ludzi. Ale dzięki temu uzbierał się wtedy mega tłum. Koncert we Wrocławiu niestety obnażył smutną prawdę – faktycznie Durani muszą mieć w Polsce niewielu fanów. A dla osób, którzy fanami nie są, nawet najtańsze bilety były za drogie. Przykre, bo panowie na pewno zasługują na więcej. Może chodzi też o to, że brzmienie muzyki DD w gruncie rzeczy nie przeszło diametralnej metamorfozy od lat 80tych i może także dlatego w znacznie mniejszym stopniu przyciągają do siebie młodych ludzi niż np. tacy Depesze? Wydaje się, że ich polska publika to przede wszystkim ludzie, którzy wychowali się na ich muzyce, a takich znacznie trudniej wyciągnąć z domu na koncert niż nastolatki. Występ klubowy/halowy mógłby się okazać totalnym fiaskiem. Serce boli, ale takie niestety są realia.
Ale dość o tym, cieszmy się, że w końcu przybyli. Spodziewałam się ich w 2011 roku, zaraz po wydaniu „All you need is now” i srodze się rozczarowałąm, gdy rok minął a nikt ich nie zaprosił. W końcu jednak ktoś zaryzykował i wykorzystując to, że jeszcze nie zamknęli się w studiu, żeby nagrywać nową płytę, ściągnął ich do Wrocławia. Dziękuję za to!
Setlista nie stanowiła dla mnie zaskoczenia, od jakiegoś bowiem czasu przygotowuję się wcześniej, skutkiem czego niestety omijają mnie niespodzianki. Zaczęło się podniośle – od instrumentalnego, smyczkowego intra, w które wpleciony został fragment „All you need is now”. Po nim nastąpił wolny „Before the rain” – dla mnie potomek Chauffeura. A później królowały już w większości stare, doskonale znane numery, poprzelatane gdzieniegdzie nowszymi utworami. Jak ja mogłam nazwać set z Warszawy „setem-marzenie każdego laika”? Tam to dopiero grali dużo nowych kawałków! Szkoda, bo prawdę mówiąc wolałabym żeby było na odwrót. Nie doczekałam się zatem we Wrocławiu „Blame the machines” 🙁 Zabrakło też granego dotychczas „The Man who stole a Leopard”. Ostatnią płytę, oprócz utworu tytułowego i wspomnianego już kawałka otwierającego koncert, reprezentowały „Safe (in the heat of the moment)” i singlowy „Girl panic!”. Były za to wszystkie hity – „Planet Earth”, „A view to a kill”, „The reflex” z fantastycznym wyjściem Simona do fosy i rozmową z „Przemkiem Le Bon” (do obejrzenia na filmiku), „Come undone”, „Is there something I should know”, „Save a prayer”, „Notorious” (niestety karta pamięci wypluła błąd, w związku z czym końcówka filmiku została ucięta :(), „Careless memories”, „Ordinary world” (ku czci przemian politycznych w Egipcie i Syrii), „Hungry like a wolf”, „Wild Boys”, w które nareszcie wpletli fragment „Relax” Frankie Goes to Hollywood (podobieństwo tych piosenek jest chyba oczywiste), a na bis naturalnie „Girls on film” i „Rio”. Nie zabrakło także doskonałego koncertowo „(Reach up for the) Sunrise”, choć słońca podczas koncertu trudno było uraczyć. „Before the rain” faktycznie ustawiło pogodę na cały występ i niestety „Sunrise” niczego już w tym temacie nie zmieniło.
No i co tu dużo mówić – Durani byli fantastyczni. FAN-TA-STY-CZNI! Rozgrzani – widać, że w trasie. Miałam wrażenie, że już trochę zmęczeni koncertowaniem, ale uśmiechnięci. Na scenie panowała bardzo fajna energia. Widać, że lubią się prywatnie i lubią to, co robią. John non stop przygrywający z Domem, Simon śpiewający z Johnem, uśmiechający się co jakiś czas w oddali Nick. Tylko Rogera trudno było dojrzeć zza perkusji. Nie sposób było też oderwać wzroku od Simona, który wygląda rewelacyjnie. Tu musi nastąpić mała dygresja, bo napatrzeć się na niego nie mogłam… Osoby zainteresowane wyłącznie muzyką, ktorych nie interesują czysto subiektywne wywody na temat wyglądu, proszone są o pominięcie następnego akapitu.
W którymś momencie życia zrobił się z Simona kartofel, którego nie dało się ukryć pod żabotami i dziwacznymi fryzurami z grzywką i baczkami. Ba, to tylko potęgowało efekt. W końcu jednak ktoś się nad biednym Simonem zlitował i w 2011 roku czar kartofla prysł. Simon trochę schudł, zapuścił brodę i wreszczie porządnie się obciął, dzięki czemu wygląda teraz lepiej niż kiedykolwiek. Naprawdę, nawet lepiej niż w latach 80tych. Teraz zaczynam rozumieć nastolatki, które niegdyś się w nim podkochiwały. Ja chyba właśnie zaczynam… W 2006 roku wyglądał jak facet w średnim wieku, który rozpaczliwie próbuje zatrzymać upływ czasu, więc stroszy włosy, robi sobie pasemka i przywdziewa nieco kiczowate wdzianka – ni to poważne i eleganckie, ni rockowe. Nie zdziwiłabym się, gdyby nosił buty ze skóry węża. 6 lat później Simon wygląda na pogodzonego ze swoim wiekiem – zarówno w sposobie bycia, jak i w wyglądzie jest po prostu na luzie. Fajniej się rusza (momentami szaleje!) i fajniej śpiewa.
Wydaje mi się, że ten koncert pod względem technicznym był lepszy od poprzedniego. Pewnie wynika to z faktu, że panowie cały czas są w trasie promującej ostatni krążek. W dodatku wyglądało to jak część trasy, dzięki telebimowi i wizualizacjom, które były moim zdaniem bardziej integralną częścią koncertu, niż te z 2006 roku, o których istnieniu przypomniały mi dopiero zdjęcia. Wideoklip do „Girl panic!” na tak dużym ekranie naprawdę robił wrażenie. I okładka albumu „Rio” wyświetlona przed ostatnim numerem (niestety nie zdążyłam uwiecznić jej na zdjęciu). Rozgwieżdżone niebo na „Planet Earth”, palmy podczas „Ordinary world” oraz wielkie napisy „No” i „Notorious” – w czasie wiadomo którego utworu ;-).
Powiem krótko – kto nie był, niech żałuje, bo ma czego. Powtórzę się, ale to naprawdę zasługuje na powtórkę – Durani na żywo są FENOMENALNI. To jeden z najlepszych koncertowo zespołów, jakie znam. Nie opuszczę ich żadnego przyszłego koncertu w Polsce. Nie chcę, nie mogę. Zrobię wszystko, żeby tam być. I obym miała jeszcze okazję – najlepiej podczas kolejnej trasy promującej płytę, którą lada moment zaczną nagrywać ponownie z Markiem Ronsonem.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
27.06.2012, godz. 19:45, środa
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»