Open’er 2012 – dzień 1

12 lipca 2012
czwartek, godz. 21:30
Część 2 z 5 w serii artykułów Heineken Open'er 2012

P1040429
Pierwszego dnia na teren festiwalu weszłam, gdy na głównej scenie grali już The Kills. Brzmieli dobrze. Gdyby nie późna godzina i plan, żeby dotrzeć na Melę Koteluk, pewnie bym się zatrzymała i posłuchała. Ale Mela była dla mnie ważniejsza.
Wiem, że nie tylko ja miałam z tym problem – w internecie (w tym i w aplikacji na telefony komórkowe)- widniała godzina 21:30. Jednak w programie dostępnym na terenie festiwalu w formie papierowej – 20:00. Widząc to, popędziłam w stronę Alter Space. To znaczy tak mi się wydawało, gdy patrzyłam na mapkę. Niestety mapka okazała się dla mnie zupełnie nieczytelna, w związku z tym biegałam po terenie festiwalu jak głupia. W końcu, stwierdzając, że mapka stanowi lustrzane odbicie rzeczywistości – dotarłam (oczywiście mapka jest narysowana w dobrą stronę, tylko mylącym jest dla mnie zawsze ukazanie terenu z perspektywy tyłu głównej sceny). I okazało się, że Mela gra jednak o 21:30.
Poszłam zatem zajrzeć do namiotu na Yeasayer. Słuchałam ich wcześniej tylko w ramach przygotowań do festiwalu (do tej pory odstraszała mnie brzydka okładka ostatniej płyty) i w związku z tym nie mogę powiedzieć, bym znała ich twórczość. Nie mniej jednak podobało mi się to, co udało mi się wysłuchać. Niestety namiot był pełen. Stanęłam zatem z brzegu i ostatecznie wysłuchałam tylko końcówki jednej piosenki i początku drugiej. I stwierdziłam, że więcej nie ma sensu.
Poszłam na Melę.
Koncert rozpoczął się nastrojowo. Przygaszone światła i Mela – drobniutka i chudziutka blondyneczka, siedząca na barowym krześle. I ten głos – WOW. Przepiękny. Drugi utwór – „Spadochron” rozruszał publiczność. Niestety… biłam się z myślami straszliwie… i choć plan był inny, ostatecznie zwyciężyła zimna kalkulacja.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Mało prawdopodobne jest, że zobaczę jeszcze kiedykolwiek Bjork na żywo (no chyba, że na jakimś festiwalu, gdzie nic nie będzie z nią kolidowało) a na koncert Meli mam zamiar iść, gdy tylko będzie grała w jakimś dogodnym miejscu. Więc chociaż fanką Bjork nigdy nie byłam, postanowiłam wziąć udział w Wydarzeniu, jakim jest jej występ.
I wiem, że zgrzeszyłam. Bjork prosiła, by powstrzymać się od fotografowania i filmowania jej występu, a ja nie potrafiłam się zastosować… Ale stanęłam dość daleko, więc nawet nie było sensu wyciągać na dłużej aparatu. Tak więc używałam go, ale zdecydowanie mniej niż zazwyczaj.
Koncert może nie sprawił, że przeżyłam katharsis, nie wstrząsnął mną ani nie powalił na łopatki. Ale to zdecydowanie było COŚ. Kilkunastoosobowy chór, przepięknie brzmiących dziewcząt, organy (?) w tle, obrazy morza i jego mieszkańców, natury, kuli ziemskiej na telebimach, wielka „bateria” – generator prądu, zwisająca nad głową wokalistki i wreszcie Ona – Bjork – malutka w dziewczęcej niebieskiej sukience i ogromnej, czerwonej peruce – jak na okładce ostatniej płyty, wykrzykująca po niemal każdej piosence: „Dziekucie!”, „Dziekuji!” i wreszcie „Dziekuje!”. Wspomniałam, że nigdy nie byłam fanką jej muzyki, ale akurat album „Biophilia” zamieszkał w moich słuchawkach na jakiś czas, tak więc chyba wszystkie utwory, które zaprezentowała Islandka, były mi znane. Bo i większość pochodziła w tej właśnie płyty. Najstarszym fragmentem występu była chyba przepiękna „Joga”. Bardzo, bardzo żałuję, że od jakiegoś czasu nie gra już „Army of me”, ale cóż, taka wizja.
Słyszałam na żywo legendarny głos Bjork. Nie powiem nic odkrywczego, ale to fenomen, Można nie lubić jej twórczości, ale możliwości wokalne trzeba docenić.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Wieczór zamknęła legenda – New Order. Kilka dni przed Open’erem oglądałam na YouTubie występ Anglików na podobnym festiwalu – InMusic w Zagrzebiu, więc wiedziałam, czego się spodziewać. Set – niemal identyczny. I tak jak w Zagrzebiu, Bernard Sumner przeprosił, że dotarcie tu zajęło im 30 lat. Muszę przyznać, że chociaż na YouTubie brzmieli dobrze, to mimo wszystko było trochę nudnawo. Te długie solówki gitarowe były naprawdę długie. Ale na żywo, naprawdę na żywo, jest o lepiej. Dużo lepiej. I nawet Berniemu, który możliwości wokalne ma raczej mizerne, wybacza się więcej. Na żywo brzmi wręcz lepiej! Albo raczej nie słyszy się niedociągnięć tak dobrze, jak na nagraniach 😉
Muszę przyznać, że set był bardzo logicznie ułożony. Zaczęło się gitarowo, od „Elegii”, „Crystal” i „Regret”, a potem z każdą piosenką („Bizarre Love Triangle”, świetne „Isolation” „True faith” z fantastycznym elektronicznym wstępem, „The Perfect kiss”) bitu (i italo disco ;-)) było coraz więcej, by osiągnąć apogeum w najbardziej wyczekiwanym momencie – „Blue monday”. Na koniec jeszcze powrót do gitar i finałowe, dynamiczne i rozbudowane „Love will tear us apart”. I kolejna legenda zaliczona.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


P1040433 Na tym mój pierwszy dzień Open’era się zakończył. Bilans: 2 całe koncerty, malutki fragment trzeciego i naprawdę tyci czwartego.
Chciałam choć na moment zajrzeć na The Ting Tings – nie zajrzałam Stwierdziłam, że nie będę marnować Bjork, a The Ting Tings widziałam. Poza tym ich ostatnia płyta mi się nie podoba.
Chciałam także iść na Gogol Bordello, ale i tu mi się nie udało. Aczkolwiek także transmisję ich koncertu z Zagrzebia widziałam, i o dziwo, nie podobał mi się tak, jak się spodziewałam, gdy słuchałam ich koncertowych nagrań w ramach przygotowań. Dlatego odpuściłam bez większego żalu.
A Orbitala nie planowałam, więc nie poszłam. To ich drugi koncert, za który zapłaciłam i który totalnie olałam 😉


autor: // Last.fm
12.07.2012, godz. 21:30, czwartek
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»