ONUKA – 14.11.2022

15 listopada 2022
wtorek, godz. 02:57

Pamiętam jak 5 lat temu wyjeżdżaliśmy busem z Kijowa, a nasz przewodnik puścił taką muzykę, że wszyscy oniemieli z zachwytu. Dosłownie. I jak wśród kilku osób potem słyszałam: „a pamiętasz jak Vołodia puścił to po ukraińsku? Co to było?”
To była właśnie Onuka. On tamtego momentu gdy słyszę „Noone” zawsze widzę ulice Kijowa, a „Intro” nierozerwalnie łączy się dla mnie z wjazdem do Prypeci. Akurat tak się złożyło, że niedługo po tej wycieczce Onuka grała w Warszawie, ale tego samego dnia byłam gdzieś indziej, na innym koncercie. Przyszło mi więc czekać aż 5 lat na jej powrót do stolicy, ale och, warto było!
To był koncert z gatunku takich, które nikogo nie pozostawią obojętnym. Mało tego, śmiem twierdzić, że taki koncert nie może się nie podobać. To było absolutnie profesjonalne i porywające show, chociaż wcale nie jest tak, że każdy utwór Onuki w wersji studyjnej mnie porywa. Jednak nawet to, za czym może nie przepadam na płytach i co zwykle przeskakuję, na koncercie brzmiało fascynująco. No właśnie – zdałam sobie sprawę, że nawet jeśli dana melodia jakoś bardzo mi się nie podoba (a ja przecież kocham melodie), to brzmienie całości, użyte instrumenty, sample, wizualizacje i tańczący ludzie na scenie potrafią sprawić, że totalnie wsiąkam. To wszystko brzmi tak świeżo, tak inaczej, na scenie jest tyle tradycyjnych instrumentów, których nazw nie znam, a których brzmienie po mistrzowsku została połączone z nowoczesną elektroniką, że po prostu nie sposób się nie zachwycać. Onuce udaje się to, co nigdy tak do końca nie udało się nam – połączenie starego z nowym. Wyciągnięcie ze starego tego, co najlepsze i przetłumaczenie na język współczesności, zagranie na tradycyjnych instrumentach w absolutnie nowoczesny sposób. Mam wrażenie, że w ogóle Ukraińcy są w tym po prostu dobrzy i może lepiej rozumieją swoją sztukę ludową i jej potencjał niż my. Ale może po prostu nie poznałam porządnej, polskiej folktroniki? Kto wie?
Jeśli chodzi o setlistę, to wydaje mi się, że była podobna do tej z Nowego Jorku z 3.08.2022 (dostępna na setlist.fm), tylko w Warszawie była na pewno dłuższa 😉
O ile dobrze pamiętam, koncert rozpoczął się od „VSTUP” przechodzącego w „CEAHC”. Ucieszyłam się na „GOLOS”, bo to jeden z moich ulubionych utworów z „Mozaiki” i jeden z mocniejszych kawałków Onuki w ogóle, mimo że jest dość powolny. Naprawdę ciekawie zrobiło się jednak podczas „UYAVY”, gdy przy mikrofonach stanęli panowie – Evgeniy (takiej pisowni sam używa na Instagramie), posiadacz wyrzeźbionej klaty i dzikich ruchów, oraz cymbalista, którego imienia nie dosłyszałam, ale którego ktoś potem nazwał Miszą. Zaśpiewali fragment, który w oryginale wykonuje Marko Hałanewycz z DakhaBrakha, a partię dziewczyn Nata zagrała na swoim małym fleciku (sopiłce?). Przedziwny to utwór, niepodobny do niczego, który jednak zyskuje z każdym przesłuchaniem. Od tego momentu Evgeniya było na scenie więcej, a że chłopak ma i ruchy, i prezencję, i charyzmę, to trochę żałowałam, że stałam po drugiej stronie sceny.
Na szczęście w secie nie zabrakło ani jednego z najmocniejszych, najbardziej elektronicznych i najdziwniejszych numerów – „Vidlik”, „GUMA”, „XASHI”. Dorzucę jeszcze „Guns don’t shoot”, które w kontekście toczącej się wojny zabrzmiało porażająco. Oczywiście Nata nie zapomniała o reprezentantach pierwszej płyty – było więc i „Misto”, które jest utworem ważnym, „Time”, podczas którego trochę pośpiewałam, i na bis „Around me”, które z tej trójki lubię najbardziej. Bisów zresztą było… ze 3? Tak, jak na początku Progresja jakoś długo nie mogła się zapełnić i aż obawiałam się o frekwencję, tak ostatecznie obawy się nie sprawdziły, a publiczność nie chciała wypuścić muzyków ze sceny. Natomiast absolutną gwiazdą setlisty okazał się „Zenit” – utwór, który pamiętam, że mnie nie zachwycił linią melodyczną, gdy go usłyszałam po raz pierwszy, ale który na żywo brzmi po prostu oszałamiająco. Do tego stopnia, że zabrzmiał aż dwa razy i mógłby zabrzmieć choćby i kolejne dwa – nikt nie miał dość. Grał mi potem długo w głowie i sądząc po tańczących po koncercie pod sceną „w takt tylko sobie znanej melodii” Ukraińców, to nie tylko mi 😉
Ale wystarczyło na nich spojrzeć by wiedzieć, że to szlagier.











autor: // Last.fm
15.11.2022, godz. 02:57, wtorek
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»