H&M Królestwo – odsłona 2 – 11.06.2016

12 czerwca 2016
niedziela, godz. 02:01

Czerwiec obfituje w Warszawie w całą masę darmowych koncertów wartych uwagi. Jest ich tyle, że nie jestem w stanie wszędzie się pojawić (choć bym chciała) i dochodzi do sytuacji, że jestem po prostu sfrustrowana. Niestety lata już nie te, zmęczenie wiecznie bierze górę i chociaż serce chce, to ciało już nie za bardzo. Odpuściłam już Kayah, Bovską, Baascha (tak tak, choć dopiero co pisałam, że będę się musiała ponownie wybrać na jego koncert) i The Dumplings. No i Reni Jusis, która otwierała cotygodniowy cykl wydarzeń o nazwie H&M Królestwo. Królestwo umiejscowione na dziedzińcu Pałacu Branickich, otwiera swoje podwoje w każdy weekend przez cały czerwiec. Ja wybrałam się na odsłonę drugą. Trzeba przyznać, że miejsce robi wrażenie. Nie jest duże, ale scena z okrągłym dachem, ozdobiona po bokach podświetlanymi rurkami i srebrnymi elementami, przywodzącymi na myśl anielskie skrzydła, na tle pałacu prezentuje się imponująco.
Sobotnie koncerty otworzyła Cosovel. Przyznaję, że wcześniej o niej nie słyszałam (choć i grała już w wielu miejscach, i ma za sobą debiut fonograficzny). Ciężko opisać jej muzykę. Było dużo bitu, zdecydowanie było przy czym się poruszać, ale dalekie to wszystko było od łatwo wpadającego w ucho electropopu. Powiedziałabym, że wokalnie momentami przypominała mi Karin Dreijer Andersson, wizualnie zaś ładniejszą siostrę Yolandi Visser. Chudziutka, ubrana w grzeczną sukienkę rodem z lat 40tych, skakała i tańczyła, dużo się uśmiechając. Generalnie występ oceniam pozytywnie. Muszę się jej przyjrzeć bliżej, choć mam dziwne wrażenie, że w wersji studyjnej spodoba mi się mniej.

Gwiazdą wieczoru był natomiast nie byle kto, bo sam Dawid Podsiadło. Tego człowieka nikomu nie trzeba przedstawiać. W ciągu zaledwie 3 lat zawojował polską scenę muzyczną a ja (chociaż pisałam, że jego debiutancka płyta jakoś nie podbiła mojego serca) od czasów X Factora trzymałam za niego kciuki i nadal mu kibicuję. Mijaliśmy się wielokrotnie, aż w końcu nadszedł ten moment, że i on grał, i ja mogłam. Więc spotkaliśmy się w Królestwie. Jego pojawieniu się na scenie towarzyszyła prawdziwa ekscytacja – tak szczerze podekscytowanych nastolatek (i nastolatków ;-)) dawno nie widziałam. Publika doskonale znała teksty i bawiła się kulturalnie – jedynie pod samą sceną odbywały się bardziej żywiołowe podskoki. Największą euforię wzbudzały kawałki po polsku – jednak tak się u Dawida dzieje, że po prostu są bardziej hitowe. A więc najpierw „W dobrą stronę”, potem „Bela”, „Trójkąty i kwadraty” a na końcu „Postempomat” zostały chóralnie odśpiewane. „Nieznajomy”, który zrobił na mnie duże wrażenie, gdy Dawid zaprezentował go jako gwiazda finału trzeciej edycji X Factora, teraz zyskał nieco mniej rockową, a z lekka taneczną oprawę, przez co zabrzmiał nieco lżej. Za to kończący podstawowy set „Byrd” był mocny i ciężki i podczas jego wykonania nawet Dawid przez chwilę wykonywał taneczne ruchy, porzucając zwyczajowe przechadzanie się po scenie. Całość brzmiała bardzo profesjonalnie a Dawid to zdecydowanie jeden z najlepszych wokalistów na polskiej scenie muzycznej. Mimo wszystko cały czas do końca nie mogę powiedzieć, że było fantastycznie. Na żywo naprawdę wszystko brzmiało bez zarzutu, czasami lepiej niż w wersji studyjnej, a jednak tak do końca mnie to nie przekonuje. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego.


autor: // Last.fm
12.06.2016, godz. 02:01, niedziela
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»