Najczęściej słuchani wykonawcy 2009 by de-mo

1 stycznia 2010
piątek, godz. 19:45
Część 4 z 5 w serii artykułów Muzyczne podsumowanie 2009

Zaglądam czasem na lasta by przyjrzeć się moim statystykom, by dowiedzieć się jakie niby są moje ulubione utwory, jacy ulubieni wykonawcy. Piszę „niby” ponieważ mija się to nieco z prawdą. Statystyki te byłyby wiarygodne, gdyby zbierały również dane z mojego odtwarzacza mp3. Nie posiadając jednak iPoda zadowalam się tym, co mam 😉 Opisałam już moje ulubione płyty i utwory w tym roku. Postanowiłam wziąć się jeszcze za wykonawców, a ponieważ sama nie potrafię sporządzić odpowiedniej listy, wpadłam na pomysł, że będę się posiłkować właśnie statystykami z lasta. Zignoruję fakt, że gdybym sama miała wybrać ulubionych tegorocznych wykonawców, lista wyglądałaby inaczej. Last twierdzi, że tych wykonawców słuchałam w ciągu ostatnich 12 miesięcy najwięcej, choć tak naprawdę niewielu z nich zaliczyłabym do moich ulubionych. Skąd zatem wzięły się takie statystyki?



miejsce 15. The Pinker Tones
To pierwsza oznaka tego, że końcówkę tego roku spędziłam w towarzystwie uspokajających dźwięków. Downtempo, launge, a zwłaszcza nujazz zawładnęły totalnie moim odtwarzaczem. The Pinker Tones to natomiast zespół, który tworzy naprawdę bardzo, bardzo różne rzeczy. Czasami lajcik niczym Air, z nawiązaniami do lat 70tych, czasami drobna psychodelia przywodząca na myśl seriale kryminalne typu „Kojak”, czasem bondowski klimat, czasami disco, czasami dance, a czasami po prostu nowoczesna elektronika. Zespół totalnie inny na każdej płycie.



miejsce 14. Cinnamon Chasers
Jednoosobowy projekt, za sterami którego stoi Russ Davis – DJ, producent, powiązany poprzez rodzinne koligacje z zespołem The Kinks. Jego muzyka to wpadająca w ucho elektronika, naszpikowana fajnymi dźwiękami. Znaleźć tu można nawiązania i do twórczości Kraftwerk i Vangelisa, do lat 70tych i 80tych. Raz jest epicko, raz bardziej tanecznie. I na pewno ciekawie.



miejsce 13. Gossip
Co tu można jeszcze napisać? Po pierwsze – ostatnia płyta zespołu wylądowała w zestawieniu moich ulubionych płyt tego roku. Po drugie – koncert w Gdyni. Trzeba się było zatem zapoznać dokładniej z dyskografią. A po koncercie wciąż chciało się słuchać, zwłaszcza „Music for men” i bootlegu z Gdyni.



miejsce 12. MGMT
Najpierw przesłuchałam ostatnią płytę MGMT, bo słyszałam, że fajna, choć dziwna. Potem słuchałam, próbując dać jej szansę. Następnie wybierałam się na koncert, więc po raz kolejny dałam twórczości MGMT szansę. I chociaż są momenty, całość jakość do mnie nie przemawia.



miejsce 11. Maria Mena
Maria Mena, mimo młodego wieku (za dwa miesiące obchodzić będzie 24. urodziny) ma na swoim koncie całkiem duży dorobek artystyczny (5 płyt). Wykonuje muzykę, do której chyba jednak najbardziej pasuje określenie pop. Jest prosta, melodyjna, raczej spokojna. Słychać w niej przede wszystkim pianino i gitarę. Do tego ciepły wokal Marii i jakaś taka ogólna „przytulność” sprawia, że dobrze się tego słucha wieczorami. Tak, żeby coś płynęło przez głośniki i specjalnie nie absorbowało.



miejsce 10. Sia
Sia Furler może pochwalić się czterema albumami, kilkoma EPkami i jedną płytą koncertową. Więc znów – jest czego słuchać. A że jest delikatnie i pięknie, znów idealnie nadaje się na wieczór. Wygląda na to, że chyba najchętniej słucham muzyki wieczorami.



miejsce 9. The Prodigy
Po pierwsze – nowa płyta. Dobra płyta. Po drugie – koncert i słuchanie całej dyskografii. Efekt – miejsce 9 w zestawieniu.



miejsce 8. Parov Stelar
To właśnie efekt mej nowej miłości – nujazzu. Wciąż Parova poznaję, wciąż się w nim zagłębiam i wiem, że będę błądzić po jego twórczości jeszcze długo. Kolejny przykład muzyki doskonałej na wieczór.



miejsce 7. Bat for Lashes
To zasługa przede wszystkim „Daniela” i „Two suns”. Nie omieszkałam jednak zajrzeć do wcześniejszych dokonań Natashy Khan. Ten magiczny świat, zespolenie z naturą, tajemniczość, groza i piękno to klimaty, które podbiły moje serce.



miejsce 6. M83
Zapoznałam się z dyskografią projektu przed gdyńskim koncertem. Jednak dopiero po nim miałam ochotę na więcej i więcej. Występ był absolutnie porywający, emocjonalny i magiczny. I taka jest właśnie muzyka M83. Szkoda, że kto inny supportuje DM w Łodzi…



miejsce 5. Fischerspooner
Znów efekt poznawania twórczości zespołu przed koncertem. A że koncert wgniatający w ziemię, nie miałam ochoty rozstawać się od razu z muzyką nowojorczyków. I choć minęło pół roku, wciąż wracam do poszczególnych kawałków a to dobry znak na przyszłość.



miejsce 4. Royksopp
I znów muszę napisać to samo. 3 płyty w dyskografii, kilkanaście singli, płyta koncertowa – jest czego słuchać. Zdecydowanie przekonałam się w tym roku do Royksoppa. I marzy mi się koncertówka z ostatniej trasy.



miejsce 3. Calvin Harris
Nie umieściłam jego ostatniej płyty ani w zestawieniu docenionych płyt ani płyt ulubionych. Nie umieściłam również żadnego jego utworu w zestawieniu. A jednak Calvin wkradł się na listę najczęściej słuchanych przeze mnie wykonawców w tym roku i to w dodatku na bardzo wysoką pozycję. Prawda jest taka, że ja po prostu lubię Calvina. Całościowo. I tak właśnie całościowo go słuchałam, obu albumów, kilku singli. Słuchałam bo lubiłam. Potem aby wprawić się w odpowiedni nastrój przed koncertem. A potem po koncercie, by ten nastrój podtrzymać. Występ Calvina w Warszawie to był czysty dynamit. Dzięki niemu odkryłam moc kilku utworów. Za to właśnie lubię koncerty.



miejsce 2. A-ha
Ha! Tak się właśnie dzieje, gdy chce się zapoznać z dyskografią grupy z 25-letnim stażem. I choć przesłuchiwałam ją przed łódzkim koncertem kilka razy, tak naprawdę niewiele zostało mi w pamięci. I tak najbardziej lubię „Minor earth, major sky” 😉



miejsce 1. Emilie Simon
Tegoroczne odkrycie totalne. Z artystki zupełnie mi nieznanej w ciągu kilku miesięcy trafiła do absolutnej czołówki najczęściej słuchanych przeze mnie wykonawców, nie tylko w tym roku ale i w ogóle. Odkryłam jakiś czas temu, że język francuski z jakichś niewytłumaczalnych powodów mnie drażni (dlatego na przykład nie mogę słuchać za dużo Viva La Fete) . A tu niespodzianka – Emilie nie drażniła mnie nigdy. Nawet nie pomyślałam, że mogłaby mnie drażnić. Kocham jej twórczość od A do Z. Za cudowną nieszablonowość, za pomysłowość, za zabawy dźwiękami, za eksperymenty i jednocześnie za melodyjność, emocjonalność, piękno. Mogę jej słuchać godzinami i nigdy się nie znudzić. Uwielbiam nastrój, jaki tworzy wieczorową porą. To jest artystka przez duże A.


autor: // Last.fm
01.01.2010, godz. 19:45, piątek
Kategoria: Ciekawi

Poprzedni Post
«
Następny Post
»