Spragnieni Lata

20 lipca 2017
czwartek, godz. 02:27

Jak widać po ostatnich relacjach, tego lata korzystam przede wszystkim z uroków rozmaitych miejskich koncertów, na które wstęp jest darmowy. Pierwszy weekend lipca spędziłam w Łodzi na imprezie Spragnieni Lata, organizowanej przez Cydr Lubelski. Ciekawi wykonawcy, klimatyczne podwórko OFF Piotrkowskiej, niezatłoczone miasto – czego chcieć więcej? Swoją drogą ludzi było naprawdę mało, zwłaszcza, że nie trzeba było płacić za wstęp. Niestety spóźnianie się coraz bardziej wchodzi mi w nawyk, więc udało mi się usłyszeć jedynie półtorej piosenki występującej jako pierwszej Natalii Przybysz. I tyle wystarczyło żebym żałowała, że nie udało mi się zobaczyć więcej. Chociaż nigdy nie byłam fanką ani Sistars ani pierwszych solowych dokonań sióstr (przyznaję, późniejszych już nie słuchałam), to to, co usłyszałam na żywo – a był to kawał bardzo dobrze zaśpiewanej, energetycznej muzyki – rokowało bardzo pozytywnie. Myślę, że by mi się podobało. A gdy Natalia na koniec powiedziała: „I pamiętajcie, to wy jesteście Niebo”, to przy całej mojej nieznajomości jej twórczości nawet wiedziałam o co chodzi.

Po Natalii wystąpiła Iza Lach. Prawdziwe dziecko Łodzi, wielokrotnie doceniana (w tym przez Snoop Dogga) i generalnie utalentowana. Ktoś mi ją kiedyś polecił mówiąc: powinna ci się spodobać. Niestety zazwyczaj jak słyszę takie słowa, dzieje się dokładnie odwrotnie. Kiedyś czegoś wybiórczo słuchałam i jakoś mnie nie porwało. I cóż, żal mówić, ale koncert niczego w tym względzie nie zmienił. Iza ma ładny, ciekawy głos i spore możliwości wokalne, ale jej utwory mnie nie porywają. To nie ten typ melodii, który lubię i nie ten typ brzmienia. Po tym występie nie umiałabym powiedzieć jaką muzykę gra Iza Lach. Wszystko to jakoś przeze mnie przeleciało, nie pozostawiając właściwie nic w pamięci.

Na deser wystąpiła artystka o najkrótszym stażu na polskiej scenie muzycznej. Bovska wypłynęła dzięki TVNowskiemu serialowi, w którym użyto utworów z jej debiutanckiej płyty. Z zaciekawieniem czekałam na pojawienie się tamtego wydawnictwa, ale ostatecznie jakoś nie przypadło mi specjalnie do gustu. Dużo słów i dużo skomplikowanych zabaw słowem, do tego wokal Magdy, która śpiewa trochę jak naburmuszona dziewczynka po prostu działały mi na nerwy. Druga płyta, zatytułowana „Pysk”, która ukazała się niemal równo rok po pierwszej jest wyraźną kontynuacją „Kaktusa”, choć wydaje mi się, że znalazło się na niej więcej eksperymentów. Słuchałam jej wprawdzie tylko raz, ale kilka utworów na tyle zapadło mi w pamięć, że bez trudu rozpoznałam je na koncercie.
Bovska wystąpiła w roli gwiazdy wieczoru. Słońce już wtedy zeszło, więc doskonale było widać telebim z jej białym logo w centrum sceny. Wokalistka pojawiła się spowita we mgle, światła przygasły, widać było tylko kontur jej sylwetki odzianej w wymyślny płaszczyk. Koncert rozkręcał się powoli – lubię takie stopniowanie napięcia. Bovska wie jak przyciągnąć uwagę. Zagrała przede wszystkim utwory z najnowszej płyty, wybierając te najbardziej przebojowe. Do tego zadbała o różnorodność. Choć wokalnie radzi sobie nie tak dobrze jak Iza, a już na pewno daleko jej do Natalii Przybysz, to dobrze wie, jak zrobić show. Od strony wizualnej było bezbłędnie (zresztą trudno się dziwić absolwentce ASP). Kolorowa sukienka, wspomniany płaszczyk, błyszczące buty, do tego syntezator postawiony do góry nogami – frontem do publiczności – i dopełniające efektu kolorowe światła. Było na co popatrzeć i było czego posłuchać. To był na pewno najciekawszy koncert ze wszystkich i bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.


autor: // Last.fm
20.07.2017, godz. 02:27, czwartek
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»