Ulubione piosenki 2009 by de-mo

1 stycznia 2010
piątek, godz. 18:10
Część 5 z 5 w serii artykułów Muzyczne podsumowanie 2009

Zaczęłam przeglądać moją bibliotekę muzyczną i okazało się, że na listę ulubionych utworów 2009 chcę wrzucić naprawdę sporo rzeczy. Potem jednak się zastanowiłam: zaraz, to ma być lista ulubionych. Więc chyba powinnam umieścić na niej to, czego faktycznie najchętniej słuchałam. Największe tegoroczne odkrycia, piosenki, które nie dawały mi spokoju, te, którymi odurzałam się wiele dni, te od których nie mogłam się uwolnić. Te, które maglowałam do znudzenia i te, którymi choć przez chwilę byłam zachwycona. Naprawdę zachwycona.


luty 2009 // marzec 2009

„I’m a rope” – Tommy Sparks
Piosenka krótka, ale intensywna. Tak można opisać ten kawałek. Bombardujący moje uszy przez kilka tygodni kazał mi sięgnąć po całą płytę. Okazało się niestety, że „I’m a rope” to rodzynek na tle miłych, tanecznych utworów. Zbuntowany, niegrzeczny, ze świdrującym basem i genialnym tekstem. AAaaaaaa, szatan!!!
Lubię za:
– świetny tekst
– bas
– moc i jaja
– zadziorność



luty// kwiecień 2009

„Tonight” – Yuksek
Kawałek bardzo, ale to bardzo elektroniczny i jednocześnie śmiem twierdzić, że dość komercyjny. Z pewnością nadawałby się do MTV Dance. Strasznie lubię tak brzmiące taneczne utwory, które w dodatku mają linię melodyczną i wokal.
Lubię za:
– mega przebojowość
– melodyjność
– moc nie z tej ziemi



marzec 2009 // luty 2009

„Daniel” – Bat for Lashes
To właśnie utwór, dzięki któremu bliżej zapoznałam się z Bat for Lashes. Nie mogę powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Raczej systematyczne słuchanie mimochodem. Aż do momentu, gdy naprawdę usłyszałam. Dałam się wciągnąć Danielowi, nieco oldschoolowym dźwiękom przypominającym midi, tajemniczości, skrzypcom (czy co tam to jest), melancholii. Danielowi Larussonowi…
Lubię za:
– tajemniczość
– nastrojowość
– smutek
– świeżość



maj 2009 // sierpień 2009

„The great shipwreck of life” – IAMX
Gdy przypomniałam sobie tę piosenkę, zastanawiałam się czy umieścić ją w tym zestawieniu. Z jednej strony najnowszą płytę Chrisa Cornera słuchałam najmniej z całej jego dyskografii (choć wiem, że jeszcze kiedyś dam jej szansę), to jednak z tym kawałkiem przeżyłam kilka chwil. To chyba najbardziej komercyjny i najłatwiejszy moment albumu. Kwintesencja tanecznej strony IAMX – diabelnie przebojowy, emocjonalny, porywający.
Lubię za:
– przebojowość
– melodyjność
– moc, moc, moc
– ciarki



maj // październik 2009

„Animal” – Miike Snow
Jedno z moich tegorocznych odkryć. Wciąż zagłębiam się w muzykę zespołu, wciąż poznaję i nie spieszę się. Poznaję po kawałeczku. Bo tak smakuje mi bardziej. Poznałam ich właśnie dzięki temu kawałkowi. Najpierw intrygująca okładka płyty, potem przesłuchanie na YouTubie i totalne zaskoczenie. Zaskoczenie, że coś nazywane indie popem i electropopem może tak brzmieć. Elektronika nie daje po uszach, wokal jest jakby nieco oldschoolowy a całość kołysze niczym… reggae.
Lubię za:
– zaskoczenie
– melodię
– oldschool
– świeżość
– niedefiniowalność
– luz



czerwiec 2009 // październik 2009

„The bandstand” – A-ha
Jeśli zespół z ponad 20-letnim stażem na swoim ostatnim albumie potrafi nagrać coś tak porywającego, doskonałego w każdym calu i innego od dotychczasowym dokonań, to należy im się wielki pokłon aż do ziemi. „The bandstand” to dla mnie jedno z zaskoczeń roku. Wciąż nie mogę się nadziwić, że to A-ha. Klasa, klasa i jeszcze raz klasa.
Lubię za:
– cudowną elektronikę
– świetną melodię
– przebojowość
– niespodziankę



czerwiec 2009 // kwiecień 2009

„The girl and the robot” – Royksopp feat. Robyn
Kolejna miłość nie od pierwszego wejrzenia. Dość szybko jednak weszła do mojej głowy, a gdy po raz pierwszy wysłuchałam jej z własnej woli (tzn. nie puszczono mi jej), wpadłam totalnie. Utwór jest mega taneczny, absolutnie porywający, genialnie wyprodukowany, ze świetnie brzmiącym tekstem i „Airowym chórkiem”. Do tego Robyn, do której mam słabość od 11 lat. Po krakowskim koncercie Royksoppa moja miłość do „The girl and the robot” jeszcze wzrosła, do tego stopnia, że musiałam go wysłuchać przynajmniej raz rano w tramwaju i przynajmniej raz po południu w tramwaju. To zdecydowanie najczęściej słuchany przeze mnie kawałek w tym roku (choć nie widać tego na laście ;p)
Lubię za:
– eksplodującą przebojowość
– melodyjność
– świetne dźwięki
– moc
– zgrabny tekst
– Robyn



czerwiec 2009 // maj 2009

„Heads will roll” – Yeah!Yeah!Yeahs!
Płyta „It’s blitz!” i utwór „Heads will roll” przedefiniowały nieco w moich oczach to, co kryje się pod nazwą Yeah!Yeah!Yeahs! I nowa definicja, mniej gitarowa a bardziej elektroniczna, podoba mi się o wiele bardziej.
Co tu dużo mówić, po prostu fajny kawałek, z fajną melodią, fajnym kopem i fajnym tekstem.
Lubię za:
– przebojowość
– niespodziankę
– bit i gitarę
– klip



sierpień 2009

„Take me to the hospital” – The Prodigy
Chyba mój ulubiony utwór na „Invaders must die”. Właściwie nie ma się tu o czym rozpisywać, bo to po prostu wszystko, co w Prodigy najlepsze – moc, bit, piekło. Do tego strasznie oldschoolowe dźwięki, niby wesołe ale to taka wesołość clowna występującego w horrorach. I szatański bas. Szpital psychiatryczny z piekła rodem.
Lubię za:
– zadziorność
– diabelskość
– przewrotność
– szaleństwo
– szatański oldchool w świeżym wydaniu
– tytuł



sierpień 2009 // wrzesień 2009

„I came 2 party” – Cinema Bizarre
Romans był krótki, ale bardzo intensywny. I tak wyczerpujący, że obecnie nie słucham tej piosenki prawie wcale. Pamiętam jednak dzień, kiedy czekałam w deszczu na tramwaj, włączyłam „repeat one” i przesłuchałam ten utwór tyle razy, że to aż nieprzyzwoite. Cóż, takie mega chwytliwe numery mają to do siebie, że łatwo je przedawkować.
Lubię za:
– przebojowość (choć mocno komercyjną)
– niespodziankę
– dreszcze



sierpień 2009 // październik 2009

„Thumb” – Bertie Blackman
Poznane z pełną świadomością, nie podsunięte przez nikogo i nie słyszane nigdzie wcześniej. Takie moje. Cudowne odkrycie. Zaśpiewane tak, że przy każdym przesłuchaniu mam ciarki. Po prostu nieszablonowy, wciągający, artystyczny rockowo-elektroniczny kawałek.
Lubię za:
– cudowny wokal
– świetny refren
– szatańską moc



… // grudzień 2009

„Wonderful life” – Hurts
Pisaliśmy niedawno o tym utworze, dlatego nie będę się specjalnie rozpisywać. Ze wszystkich utworów z zestawienia to moja ostatnia, świeża wręcz miłość. I choć znam „Wonderful life” bardzo krótko, w pełni zasługuje na to, by znaleźć się na liście.
Lubię za:
– chłód
– ukryte emocje
– staromodność
– piękną melodię
– wokal
– niewymuszoną przebojowość

Inne artykuły z tej serii:


autor: // Last.fm
01.01.2010, godz. 18:10, piątek
Kategoria: Recenzje, Utwory

Poprzedni Post
«
Następny Post
»