Garbage – „Not your kind of people”

24 września 2012
poniedziałek, godz. 18:15

Daaaawno nie słuchałam Garbage. Ostatnią ich płytą, którą naprawdę znam i której naprawdę słuchałam, jest „Beautiful Garbage”. „Bleed like me” przesłuchałam może raz i nic nie zainteresowało mnie na tyle, by do niej wrócić. Z tego, co pamiętam, profesjonalni recenzenci również mieli mieszane odczucia co do tego krążka. Cóż, „V 2.0” trudno przeskoczyć. Zespół zrobił sobie jednak dłuższą przerwę, podczas której Shirley oddawała się aktorskiej pasji i pewnie niektórzy postawili na nim już krzyżyk. Tymczasem kilka miesięcy temu światło dzienne ujrzało piąte studyjne wydawnictwo kwartetu, zatytułowane „Not your kind of people”. I muszę przyznać, że nie jest źle. Takie przynajmniej odniosłam pierwsze wrażenie. Odpoczynek dobrze im zrobił, rewolucji w brzmieniu jednak nie ma. Wręcz przeciwnie, nowe pomysły, jak np. lekko taneczny podkład w fantastycznie dzikim, otwierającym album „Automatic systematic habit”, pojawiają się trochę nieśmiało. Zespół stawia na sprawdzone patenty – mocne, grunge’owo brudne gitary i charakterystyczną dla siebie perkusję. I tę zachowawczość trochę mam im za złe. Po takiej przerwie mogliby się bardziej wysilić i więcej ryzykować, pobawić się dźwiękami. Z jednej strony jest dużo lepiej niż na miałkim „Bleed like me”, gdzie nic nie przykuwało uwagi – bo tym razem utwory są lepsze, słuchaniu tego krążka nie towarzyszy jednak taka ekscytacja, jak w przypadku dwóch pierwszych płyt. Brzmieniowo utwory zlewają się trochę ze sobą. Kilka jednak zasługuje na uwagę. Wspomniany już „Automatic systematic habit” to energetyczna bomba, Garbage w najlepszym wydaniu. „Control” to już typowy kawałek zespołu, refren jednak wpada w ucho. Tytułowy „Not your kind of people” z rozmarzoną wokalizą to jeden z najbardziej melodyjnych utworów na płycie. Jest po prostu ładny. Jeszcze ładniejszy od niego jest „Sugar”, którego dźwięki przypominają nieco „Hayling” FC Kahuna czy „Destiny” Zero 7. Trącący lekko shoegazem „Felt” brzmi jak nieślubne dziecko Garbage i School of Seven Bells. „I hate love”, z fajnym elektronicznym motywem i delikatnym refrenem, przywodzi na myśl „Hammering in My Head” z „V.2.0”. „Battle in me” mimo typowego dla zespołu i mało odkrywczego początku, przynosi genialny refren, w którym tekst, perkusja i wokal Shirley tworzą idealną całość. Jeden z najlepszych momentów płyty. Śmiem twierdzić, że można by go nawet postawić w jednym rzędzie z „Push it” i „I think I’m paranoid”.
Pierwsze wrażenia po przesłuchaniu płyty były pozytywne. Gdy jednak bardziej się zastanawiam nad jej zawartością i rozbieram ją na części wiem, że nie będę jej słuchać w całości. Brakuje mi tu czegoś, co by mnie porwało, czy muzycznie, czy też dźwiękowo. „Automatic…” oraz „Battle in me” to moi faworyci. Reszta sama popycha mój palec w kierunku przycisku „next”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
24.09.2012, godz. 18:15, poniedziałek
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»