Podsumowanie: maj + czerwiec 2012 cz.1

2 września 2012
niedziela, godz. 21:23
Post image of Podsumowanie: maj + czerwiec 2012 cz.1
Część 3 z 7 w serii artykułów Miesięczne podsumowania 2012

Przerażająco długo nie robiłam miesięcznego podsumowania, chociaż miał to być sposób na w miarę regularne pisanie. Złożyło się na to kilka czynników: 2 festiwale, do których musiałam się przygotować, więc siłą rzeczy słuchałam muzyki festiwalowej zamiast nowości, tradycyjnie brak czasu, a ostatnio także problemy z komputerem. Festiwale jednak już dawno się odbyły a ja ostatnimi czasy staram się nieco nadrobić zaległości. I o ile w pierwszej połowie roku nie działo się nic, tak w drugiej odkryłam nagle tyle nowości, że przez zalew nowej muzyki może się okazać, że nie poświęcam poszczególnym wydawnictwom wystarczająco dużo uwagi i przez to moja ocena może być zbyt pochopna. Do rzeczy jednak.
Maj i czerwiec (a przynajmniej pierwsza połowa) były dla mnie miesiącami nieudanych premier. Zaznaczam, że niekoniecznie chodzi o płyty, które akurat w tych miesiącach się ukazały, ale o te, które wówczas miały premierę w moich słuchawkach 😉
Na pierwszy ogień pójdzie Madonna i jej najnowszy krążek „MDNA”. Wiadomo, że królowa popu swój najlepszy album wydała w 1998 roku. Właściwie zyskał taką opinię jeszcze zanim trafił na sklepowe półki. Szkoda tylko, że to był tylko jednorazowy przebłysk czegoś na kształt geniuszu. Później było już tylko gorzej. No, może za wyjątkiem „Paradise (not for me)” z „Music” oraz „Confessions on a dancefloor”, który był zdecydowanie innym albumem i chociażby za tę inność i spójność jednocześnie należy mu się jakiś szacunek. „Hard candy” jest jednak dla mnie nie do strawienia. Zapisała się w mojej pamięci po prostu jako płyta głupia. I wreszcie dochodzimy do najnowszego dzieła. „MDNA” to płyta popowo – taneczna, z elementami rapu. I tyle. Kompozycje są mocno takie sobie. Jednym słowem nuda, nuda, nuda. Jedynym jasnym punktem całości jest zdecydowanie odstający brzmieniowo od reszty „Gang bang” – cudownie motoryczny kawałek, który brzmi prawie jak wariacja na temat „Yak” notabene projektu Motor. Jednyny, który przykuwa uwagę i jedyny, do którego chce się wracać.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Drugim niewypałem jest krążek „Sounds from Nowheresville”. Już patrząc na samą okładkę odechciewa się słuchać. Duet poszedł niestety w tę stronę, której nie lubię. Mniej elektroniki a więcej gitar i indie-punkowego chaosu. Niewiele pozostaje w pamięci z tego albumu. Płyta jest nijaka. Niby zaczyna się dobrze, bo „Silence” to całkiem dobry kawałek, potem jest już jednak dla mnie za dużo wykrzykiwania, które w wykonaniu Katie White działa mi na nerwy, i połączeń hip-hopowej rytmiki z gitarami. Taka muzyka po prostu nie jest dla mnie.
Nie da się wiele zanucić, nic też nie porywa. Jednak tak samo, jak w przypadku Madonny, jest jeden utwór, którego da się słuchać. Jest nim dość elektroniczny i mało wesoły, jak na ten zespół, „One by one”.
Jednak ich tegoroczny Open’erowy koncert, po zapoznaniu się z płytą, postanowiłam ominąć.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Trzeci zawód to oczekiwany przeze mnie krążek Ladyhawke „Anxiety”. Nowozelandka swoim debiutem sprzed czterech lat wysoko ustawiła poprzeczkę, której niestety w moim odczuciu nie udało się jej przeskoczyć. Jej pierwszy album był lekki, bardzo niewymuszony, prosty i przez to fantastycznie świeży i fascynujący. Na drugim niestety na pierwszy plan wysuwa się produkcja, która chyba ma ukryć znacznie słabsze utwory. Bo tak naprawdę żaden z nich nie zapadł mi w pamięć. Sama zaś płyta zapisała się w mojej świadomości jako „bzycząca”. Poza tym mam wrażenie, że jest znacznie bardziej zakorzeniona w tradycyjnym rocku, niż jej poprzedniczka, przez co jest zwyczajniejsza. Wszechobecność gitar i bzyczącego elektronicznego hałasu w każdej piosence z jednej strony stanowi spoiwo całości, z drugiej jednak sprawia, że poszczególne utwory zlewają mi się w jedno. Jeśli jednak miałabym wybrać jakiegoś faworyta, to chyba postawiłabym na „Vaccine”.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Żadna z powyższych trzech płyt nie jest jednoznacznie zła. One po prostu nie spełniły moich oczekiwań. Żadna mnie nie porwała a każda w którymś momencie po prostu zaczęła mnie nudzić. Ladyhawke darzę jednak największą sympatią, więc postaram się dać jej jeszcze szansę. Do The Ting Tings raczej nie wrócę. Do Madonny – na pewno nie.

c.d.n…


autor: // Last.fm
02.09.2012, godz. 21:23, niedziela
Kategoria: News, Płyty, Utwory

Poprzedni Post
«
Następny Post
»