GusGus – 24.05.2018

28 maja 2018
poniedziałek, godz. 22:18

3 lata temu zakochałam się w „Obnoxiuosly sexual” GusGus, a później w całych płytach „Arabian Horse” i „Mexico”. Szczęście mi wówczas dopisało i jak na moje zamówienie Islandczycy wystąpili wówczas w Progresji. Bardzo miło wspominam tamten koncert, chociaż taka „klubowa” muzyka to nie do końca moja bajka i na koncercie czułam się trochę obco. Fascynacja muzyką GusGus przetrwała jednak próbę czasu i dziś mogę powiedzieć, że znam się z dwoma wyżej wspomnianymi krążkami znacznie lepiej i lepiej też odnajduję się w takich klimatach. Takie utwory jak „Crossfade”, „Airwaves” czy tytułowe „Arabian Horse” zagościły w moich słuchawkach na dobre. Nie mogło mnie zatem zabraknąć na tegorocznym koncercie, ponownie w Progresji, promującym najnowszą płytę duetu -„Lies are more flexible”.
Tym razem już wiedziałam, że trzeba przyjść wcześniej, żeby stać bliżej, bo ludu na GusGus jest dużo. Wiedziałam też, że przydadzą się wygodnie buty, bo na GusGus nie stoi się w miejscu. I tak też było. Trzeci rząd, uśmiech od ucha do ucha podczas całego koncertu i ruch non stop. Dawno się tak nie wybawiłam. Chyba tego mi było trzeba – energetycznego, porywającego koncertu, podczas którego mogłam sobie pośpiewać i poczuć czystą radość. I tym razem czułam się jak najbardziej na miejscu.
Występ rozpoczął się późno – o 22-ej- utworem „Featherlight”, który pięknie się rozkręca więc nad początek jest idealny. Najpierw na scenie pojawił się Biggi Veira w szpilkach- poprzednim razem ledwo go widziałam, ale tym razem mogłam dostrzec ten szczegół. Nie wiem jak on w nich wytrzymuje przez cały koncert. Po kilku minutach instrumentalnego wkroczył mistrz ceremonii, Daniel Haraldsson, którego tłum powitał głośnym piskiem. Wiedziałam, że tym razem muszę być bliżej Daniela, bo to, co wyprawia na scenie jest jedyne w swoim rodzaju. Tym razem to on robił całe show. Przy najnowszej płycie panowie nie współpracowali już z Hognim, więc nie było co liczyć na jego pojawienie się. Sceną rządził zatem niepodzielnie Daniel i mam wrażenie, że przedtem było mu za ciasno. Mogłam z bliska podziwiać jego ruchy rodem z gejowskiego klubu, wymieszane z baletem i czymkolwiek przyszło mu do głowy. Skakał, wymachiwał rękoma i nogami, przykucał, kręcił tyłkiem, a w którymś momencie po prostu się położył. Poprzednio, odziany w elegancką, ciemną koszulę, wydawał mi się dystyngowany i dość chłodny. Teraz- w kolorowym dresiku (proszę mi wybaczyć moją modową ignorancję, jeśli to się inaczej nazywa), przypominającym dziecięcą piżamkę , był po prostu szalonym imprezowiczem.
Po „Featherlight”, podobnie jak na płycie, nastąpiło nieco wolniejsze „Don’t know how to love”, które przeszło w energetyczne „Fireworks”. Ten ostatni różnił się od wersji na płycie – bit wszedł niemal od razu dzięki czemu utwór stał się jeszcze bardziej dynamiczny. To był bardzo mocny moment koncertu. Przy kolejnym, „Arabian Horse”, bawiłam się chyba najlepiej. Mogłam i potańczyć, i pośpiewać. Jako, że był to pierwszy w setliście bardzo dobrze znany utwór (bo starszy), publika również powitała go bardzo ciepło. Na ich tle „Lifetime” – chyba najszybszy kawałek z nowej płyty – o dziwo prawie zniknął. Wydaje mi się, że również szeroko uwielbiane „Over”, tym razem nie zostało tak euforycznie przyjęte jak 3 lata temu. Żałuję natomiast, że z utworów instrumentalnych obok „Selfloss” nie pojawiło się „Lies are more flexible”, tak jak to było chociażby w Kijowie. Nie zabrakło natomiast „Add this song”, które w pewnym momencie maksymalnie zwolniło, by po chwili przyspieszyć osiągając szaleńcze tempo. To był bardzo sprytny trik, który jak potem słyszałam podobał się wielu osobom. W ogóle warto wspomnieć, że na żywo muzyka GusGus ewoluuje- niby części składowe piosenek są takie same, ale często ułożone w innej kolejności, bit pojawia się tam,  gdzie w wersji studyjnej go nie ma, a i więcej jest miejsca na rozwinięcie utworów. Początki są dłuższe, zakończenia również, a napięcie jest budowane bardzo stopniowo. Panowie delektują się każdym dźwiękiem.
Koncert zakończył hitowy „David”, zaśpiewany przekornie przez Daniela, oraz ” Moss”. A potem znalazł się jeszcze czas na autografy i zdjęcia z fanami. Podsumowując- jestem zachwycona. To był bardzo dobrze spędzony wieczór. Radosny reset, który polecam każdemu.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
28.05.2018, godz. 22:18, poniedziałek
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»