Rammstein – 16.07.2022

17 lipca 2022
niedziela, godz. 21:25

To był mój trzeci koncert Rammstein. Bilet na Warszawę kupiłam właściwie zaraz po ogłoszeniu koncertu, nakręcona jeszcze występem w Chorzowie. Przyszło mi jednak trochę poczekać, bo koncert zaplanowany początkowo na lipiec 2020 roku, w związku z pandemią odbył się dopiero 2 lata później. W tym czasie panowie zdążyli nagrać kolejny album, „Zeit”. Stadionowa trasa pozostała jednak troszkę bardziej trasą promującą „album z zapałką” niż najnowsze wydawnictwo. Najwięcej, bo 5 utworów, pochodziło właśnie z tej płyty. Z setlisty wypadły: „Was ich liebe”, „Tattoo” i „Diamant”, ustępując miejsca nowym: „Armee der Tristen, „Zick Zack”, „Zeit” i „Adieu”. Dla jednej z tych piosenek poświęcono też „Ohne dich”, moim zdaniem bez straty dla setu, zwłaszcza, że „Zeit” to takie „Ohne dich 2”.
Oszałamiająca scenografia pozostała bez zmian. Efekty pirotechniczne również. Oraz główne punkty spektaklu – gar z gotowanym Flake na „Mein Teil”, wózek na „Puppe”, wiadomo co na „Pussy” 😉 Do tego konfetti i piana, dużo ognia i dymu. Po raz pierwszy byłam na Stadionie Narodowym na trybunach i po raz pierwszy wreszcie usłyszałam to, na co wszyscy tak narzekają. Ten straszny dźwięk. Moim zdaniem aż tak straszny nie był, ale gdybym nie znała tak dobrze utworów, to czasami mogłabym mieć problem z ich rozpoznaniem. Po pierwsze – echo, po drugie – ściana dźwięku – to główne bolączki akustyki tego miejsca. Nie mniej jednak nie jestem aż takim audiofilem, by narzekać tak, jak niektórzy.
Chociaż „Was ich liebe” to jedna z moich ulubionych piosenek z zapałki, to jednak „Armee der Tristen” bije ją na głowę i tym właśnie utworem Rammstein rozpoczał koncert. „Was ich liebe” jest spokojne, rozpoczyna się delikatnie i nie wzbudza we mnie takich emocji, jak „Armee”. Nie pasował mi ten kawałek na początek, był za wolny. Tymczasem „Armee” ze swoim elektronicznym, wydłużonym w wersji live intro i bitem idealnie stopniuje napięcie. Najpierw Christoph Schneider za bębnami inicjuje pierwsze uderzenie-wybuch, a potem po kolei na scenie pojawiają się Christian Lorenz, Oliver Riedel, Paul Landers, Richard Z.Kruspe i na końcu oczywiście Till Lindemann, wszystko w rytmie tego obłędnego bitu, i wtedy wszystko rusza – takie rozpoczęcia lubię. Tym razem nie było wjazdu na pontonie, ale ponton jeszcze się pojawił, tylko później. Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że „Armee der Tristen” zdołało od razu poderwać ludzi z trybun. Nie mogłam znieść tego siedzenia w Chorzowie, a teraz na szczęście mogłam stać przez cały koncert i się ruszać. A było do czego potupać, bo zaraz potem rozbrzmiało „Zick Zack”, „Links 2-3-4”, „Sehnsucht” i „Zeig dich”. Chwilę wytchnienia dało dopiero „Mein Herz brennt” i „Puppe”. Tym razem również nie widziałam dobrze całej sceny, bo tradycyjnie byłam z boku, ale byłam trochę bliżej i generalnie widok mimo wszystko miałam lepszy niż w Chorzowie. I przede wszystkim byłam blisko telebimu, na który też dość często zerkałam i tak zwróciłam większą uwagę na lalkę leżącą w wózku podczas „Puppe”. Wydaje mi się, że w Chorzowie w ogóle jej nie widziałam, a jest…hmmm… niepokojąca 😉 Znów niestety nie widziałam Richarda podczas remiksu „Deutschland”, ale przynajmniej oglądałam go sobie na telebimie, a popis taneczny miałam bliżej. I dopiero chyba na „Deutschland” zauważyłam, że leje. Ja na trybunie prawie nic nie czułam, natomiast jeśli jeszcze chodzi o pogodę, to było zdecydowanie zimniej niż 3 lata wcześniej w Chorzowie. Wtedy był upał, teraz cały dzień był deszczowy, a wieczorem prognoza pogody pokazywała nawet 13 stopni. I tutaj byłam szczerze wdzięczna za pirotechnikę. Nie wierzyłam, a jednak – nawet z mojego miejsca czuć było podmuchy ciepła spod sceny. Ciekawe czy był ktoś, kto skusił się na bluzę ze sklepiku za 300 zł tylko dlatego, że było mu zimno 😉 Oprócz tego, że byłam bliżej głównej sceny, bliżej miałam też małą scenę, na której występował support (tym razem Duo Abelard) i na której zespół przy akompaniamencie pianina wykonywał „Engel”. Idąc z głównej sceny na małą, przeszli naprawdę blisko mnie, i chyba tak mnie to zaskoczyło, że nie przypilnowałam aparatu, który lubi mnie nie słuchać. I tak dopiero w połowie „Engel” zorientowałam się, że nic nie nagrywa. Miałam w planach odpuszczenie „Auslandera”, który następuje po „Engel”, ale w tych okolicznościach, na pocieszenie, został mi rejs pontonami z małej sceny na dużą i właśnie „Auslander”. A „Engel” oczywiście wyszedł pięknie, w otoczeniu tysięcy światełek i tysięcy głosów. Podczas „Du riechst so gut” postanowiłam się trochę pobawić, ale penisa-armaty na „Pussy” nie mogłam odpuścić. Cały czas pamiętam słowa Tilla z Gdańska: „Sorry for the dick”, kiedy to „dick” nie zadziałał (tak to już czasem jest z tymi dickami ;-)). Tym razem był jednak w pełni sprawny. Ludzie wychodzili potem z płyty mokrzy od deszczu, oblepieni pianą, czarnym konfetti („Puppe”) i białym konfetti („Pussy”).
Tak, jak koncert rozpoczął się pierwszym utworem z najnowszej płyty, tak skończył się ostatnim, ale to w sumie zrozumiałe, bo to idealne zakończenie – „Adieu”. Takie trochę „Reise reise 2”, ale oba utwory bardzo lubię i jak mało który „Adieu” nadaje się na domknięcie koncertu – ma i odpowiedni tekst, i brzmi jak hymn. Piękny, porywający utwór.
I to by było na tyle. Przyznaję, że w ogóle nie chciało mi się iść na ten koncert i nie podpisałabym się pod słowami dziewczyny, która mijając mnie gdy opuszczaliśmy stadion, powiedziała do swojego towarzysza: „jestem taka szczęśliwa”. Byłam jednak zadowolona. Cały koncert spędziłam szeroko uśmiechnięta i chociaż zawsze uśmiecham się na koncertach, to nie aż tak. Koncerty Rammstein to zawsze dobra zabawa, nawet jeśli widziało się już „gotowanego Flake” tysiące razy, nawet jeśli było się świadkiem wielu ognistych wybuchów i wystrzałów. To jednak zawsze robi jakieś wrażenie – te inscenizacje, przebieranki, performance. Podczas „Du Hast” naszła mnie też refleksja – oglądam zespół, który pamiętam z Vivy, o którego koncertach czytałam w Bravo. Zespół, który był gdzieś obok mnie od wczesnych lat nastoletnich i tak trochę dorastaliśmy razem. Obserwowałam na bieżąco jak staje się coraz większy i większy. Zespół, który zawsze grywał w Polsce, najpierw w Stodole, potem w Spodku, a teraz gra na Stadionie Narodowym. Pięknie się Rammstein rozwinął przez te wszystkie lata. I oto zespół, który potrafi nakłonić Polaków do wykrzykiwania: „Deutschland, Deutschland uber allen”.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
17.07.2022, godz. 21:25, niedziela
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»