Agnes Obel – 20.08.2022

22 sierpnia 2022
poniedziałek, godz. 01:50

Był wrzesień 2019, gdy będąc w najbardziej na północ wysuniętym mieście przeczytałam, że Agnes Obel znów wystąpi w Warszawie. Super! – pomyślałam – na razie nie ma jeszcze biletów, więc akurat jak wrócę to je ogarnę…Po czym przypomniałam sobie o sprawie po paru miesiącach, gdy biletów już prawie nie było. Ależ byłam zła…
Tymczasem jednak na chwilę przed planowanym koncertem do Europy zawitała pandemia i koncert został przełożony. A potem jeszcze raz. A potem rzucono jeszcze trochę biletów. A potem koncert przeniesiono w inne miejsce. A potem go jeszcze rozmnożono. I wtedy, gdy się rozmnożył, to była szansa dla mnie. Udało mi się kupić bilet na drugi koncert, ten dołożony, nie przeniesiony z Palladium, a więc i nie siedzący. Raz już siedziałam na Agnes, więc nie miałam problemu ze staniem. W każdym razie nigdy jeszcze nie byłam na tak zakręconym organizacyjnie koncercie. Organizator w końcu zamieścił grafikę z informacją, które bilety upoważniają do wejścia na który koncert, bo ludzie się gubili. Na szczęście ja się nie pomyliłam. Cóż to by była za porażka, gdybym w sobotę dowiedziała się, że powinnam była przyjść w piątek…

Od razu powiem, że koncert w 2014 roku zrobił na mnie większe wrażenie. Ale to tylko moja wina. Po prostu tamten był pierwszy, nie do końca wiedziałam czego się spodziewać i nigdy wcześniej nie słyszałam takiej muzyki na żywo. A teraz jestem już starsza, znacznie bardziej zmęczona i w ogóle mniej się ekscytuję wszystkim. Co nie oznacza, że mi się nie podobało, co to to nie. Mam ogromny szacunek dla Agnes i jej muzyki. To kobieta, która wie co robi, wie co chce osiągnąć, wie jakie brzmienie ją interesuje i ciężko pracuje, by zrealizować swoją wizję. Czuję, że nie mam kompetencji do tego, by wypowiadać się na temat jej twórczości. Bo to, co ona tworzy, to sztuka wyższa. Muzyka pełna znaczeń i symboli. Nic tu nie jest przypadkowe, wszystko jest po coś. To są rzeczy, których osoba bez wykształcenia muzycznego nie zrozumie, a tych wszystkich drobnych smaczków nawet nie usłyszy. Może jednak je poczuć, wejść w ten klimat. I ja jestem właśnie taką osobą. Nie rozumiem, ale czuję.
Ten koncert nie był już taki skromny jak ten sprzed 8 lat. Agnes zebrała żeński, międzynarodowy team wykształconych muzyków. Każda z pań, oprócz gry na swoim instrumencie, komponuje, aranżuje, śpiewa, a jedna także naucza. Jest więc Australijka (wiolonczela), Niemka (instrumenty perkusyjne) i Belgijka, o ile dobrze zapamiętałam (druga wiolonczela?). No właśnie, na scenie pojawił się automat perkusyjny, a co za tym idzie konkretniej wybijany rytm. Oczywiście nie mówimy tu o bębnieniu jak na rockowym koncercie, ale jednak to głębokie uderzenie tu i ówdzie robi ogromną różnicę. Dzięki temu muzyka nabrała dynamiki, której nie spodziewałam się u Agnes. Momentami autentycznie można było przytupnąć nóżką. To naprawdę trzeba usłyszeć, bo robi wrażenie i brzmi pięknie. Takie rzeczy tylko na koncercie, mili państwo. Dodatkowo dynamiki przydawał fakt, że Agnes raz siedziała przy pianinie ustawionym bokiem do widowni, a raz stała za klawiszami na wprost publiczności. Do tego pojawiły się wizualizacje. Rozmyte, rozmarzone, nawiązujące mocno do oprawy graficznej ostatniego albumu Agnes, “Myopia”. Mimo że trasa z pandemicznym opóźnieniem promuje tę właśnie płytę, to o ile dobrze pamiętam, pochodziły z niej tylko trzy utwory: “Camera’s rolling”, “Island of Doom” i “Myopia”. Więcej miejsca w secie zajęły utwory z “Citizen of Glass” – otwierające koncert “Red Virgin Soil”, niepokojąco zaczynające się “Trojan Horses”, wzbogacone o perkusję “Stretch your eyes”, “Familiar” ze wszystkimi efektami wokalnymi w czasie rzeczywistym i takim “bitem”, że oh, oraz “It’s happening again”. Nie zabrakło też jednak kilku starszych utworów – był więc i “Dorian” na początku, “Run Cried the Crawling”, które zyskało potężne uderzenie bębna, “Philharmonics”, “The Curse”, zaśpiewane nieco niżej “On Powdered Ground”, no i oczywiście “Riverside”, które jednak zostało mocno rozwleczone, co nie do końca mi się podobało, ale rozumiem, że gdy gra się jakiś utwór na każdym koncercie, to ma się ochotę trochę poeksperymentować. Co wydało mi się ciekawe, wtedy w styczniu 2014 roku Agnes okrywała swój zmarznięty fortepian i trochę opowiadała, że zimno mu szkodzi i ma niekorzystny wpływ na dźwięk, jaki wydaje, teraz natomiast powiedziała, że upał (bo żar lał się z nieba) “is good for music”. Potem jednak wyszło, że jest trochę mniej “good” dla komputera, który też jako nowy “instrument” zawitał w końcu obok niej na scenie. Nie ma co ukrywać, że jej muzyka z biegiem lat stała się bardziej skomplikowana i wielowymiarowa, i pomoc komputera na scenie jest nieunikniona. Z jednej strony troszkę brakowało mi tamtego intymnego nastroju trzyosobowego, ciemnego, skromnego koncertu sprzed 8 lat, ale z drugiej strony tak właśnie wygląda rozwój. Nie można przecież wiecznie robić tego samego.








autor: // Last.fm
22.08.2022, godz. 01:50, poniedziałek
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»