Maria Peszek – „Jezus Maria Peszek”

11 grudnia 2012
wtorek, godz. 18:20

Nigdy nie traktowałam Marii Peszek tak do końca poważnie jako piosenkarki. Postrzegałam ją jako aktorkę, która przywdziała kreację w postaci piosenkarki. Ot, dziś wyraża się artystycznie śpiewając, jutro może będzie czytać bajki dzieciom w przedszkolach a pojutrze dołączy do cyrku. Pierwsza płyta to był eksperyment. Aktorki zabawa słowem i znaczeniem. Pozycja, która wielu rzuciła na kolana. Do mnie wówczas nie do końca przemówiła. Tam chodziło o słowo, muzyka była tylko dodatkiem, a że ja zawsze stawiam tekst na drugim miejscu, po prostu trochę mnie męczyła. Z drugą płytą zakolegowałam się o wiele bardziej. Znawcy mówili, że Peszek chce tylko szokować, że tym razem lirycznie przeholowała, że nie brzmi już inteligentnie, ale wulgarnie i prostacko. Coś w tym jest, bo i mnie męczył ten wszechobecny seks, choć same teksty uważam za zgrabne. Ale z drugiej strony to był właśnie album o seksie, więc nie powinnam się czepiać. Podobał mi się „Rosół” i „Muchomory” – najbardziej konkretne utwory z krążka. Reszta to ponownie, raczej dość nudne muzycznie kompozycje. Aż nadszedł rok 2012 i „Jezus Maria Peszek”- kolejna niepoprawnie zatytułowana płyta. Czyżby tym razem pomieszała seks z religią? Będzie kolejny skandal? Czym znowu będzie szokować? Słyszałam, że płyta jest ok, momentami, że fajna (czyli pewnie jak poprzednie) żadnych recenzji oczywiście tradycyjnie nie czytałam. Odpaliłam i… Od razu to powiem: podoba mi się ponadprzeciętnie. To pierwsza płyta Marii Peszek – piosenkarki. Gdy jej słucham, myślę sobie: wreszcie. Wreszcie ktoś w Polsce nagrał płytę, która ma dobre, wpadające w ucho ale niebanalne melodie, ciekawe, dobrze napisane teksty, które dotykają tematów nieczęsto poruszanych przez polskich tekściarzy, w dodatku w bardzo zgrabny ale i zrozumiały sposób i w końcu, a może i przede wszystkim, która jest fantastycznie wyprodukowana. Ta płyta BRZMI. Oczywiście wcześniejsze kompozycje były ciekawe, w jakiś sposób ładne, profesjonalnie nagrane i w ogóle bardzo inteligentne i artystyczne, ale niestety nie sprawiały, że chciało mi się ich słuchać. Pojedyncze utwory dawały jeszcze radę, ale jako płyty długogrające po prostu mnie nużyły. I żadne teksty, choćby nie wiem jak piękne, mądre czy kontrowersyjne, nie były w stanie temu zaradzić. Tymczasem „Jezus Maria Peszek” to krążek, którego chce mi się słuchać. To jest prawdziwy, rasowy alternatywny pop z elementami dance-punk. Taki na międzynarodowym poziomie. Nie ma tu już delikatnych, kontemplacyjnych dźwięków, tworzących jedynie tło dla tekstów. Tu muzyka stała się równie ważna, co słowa. Nie czuję już, że to tylko aktorska kreacja, że to wszystko tylko po to by kogoś zaszokować (choć pewnie znajdą się tacy, których oburzy deklaracja o chęci pozostania bezdzietnym czy stwierdzenia typu „Pan nie jest moim pasterzem a niczego mi nie brak”, „wisi mi krzyż” czy „Lepszy żywy obywatel niż martwy bohater”). Do mnie te teksty trafiają. Rozumiem je. I mało tego, zgadzam się z autorką w wielu kwestiach. Tym razem w tekstach nie ma już tematu nr jeden jeśli chodzi o szokowanie, nie ma seksu, nie ma dziurek, nie ma sikania. Jest za to jakby poważniej, bardzo bojowo, jest wojna, mięso, krew, cierpienie, śmierć („wiem jak umrę i gdzie, wiem jak umrę i z kim”). Ale jest też miłość i to taka ładna i delikatna, banalna wręcz („bez ciebie znaczę mniej niż pocztowy znaczek, bez ciebie jest mnie pół”) ale i bardziej zadziorna („ale fajnie,jakby w głowie ktoś zapalił mi żarówkę, zamiast serca mam czerwoną ultra szybką wyścigówkę”). Oczywiście znów podnoszą się głosy, że to żadna sztuka, że wszędzie pełno częstochowskich rymów i silenia się na oryginalność. Ale guzik mnie to obchodzi. Mnie się ta płyta po prostu podoba. Lubię melodie, lubię brzmienie i lubię też teksty, które nie są tak monotematyczne, jak na wcześniejszych albumach, słowa, które ze sobą współgrają i tworzą bardzo zgrabną układankę. To pierwsza płyta Peszek, do której naprawdę wracam z przyjemnością.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
11.12.2012, godz. 18:20, wtorek
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»