Utwory 2020

24 lipca 2021
sobota, godz. 21:36
Post image of Utwory 2020
Część 3 z 3 w serii artykułów Muzyczne podsumowanie 2020

Jak już wspomniałam na początku, rok 2020 był rokiem piosenek. Dlatego jest ich tu aż tyle! Ciężko było je ustawić w jakiejś kolejności, bo z jednej strony są piosenki, które lubię bardziej od innych, ale które poznałam później, więc bardziej kojarzą mi się z przełomem 2020 i 2021 roku niż z samym 2020 rokiem, ale z drugiej są też takie, które może i lubię mniej, ale słuchałam ich w zeszłym roku zdecydowanie częściej. Trudny wybór. Ostatecznie jednak postawiłam na skojarzenia i ilość odtworzeń. Ta lista ma prezentować te utwory, których słuchałam najczęściej plus kilka takich, które okazały się tak cudowne, że mimo niewielkiej liczby przesłuchań, nie mogłyby zostać pominięte. Ale priorytet mają odsłuchania. Dodatkowo pozwoliłam sobie troszkę nagiąć reguły i umieścić w zestawieniu także te utwory, które poznałam pod sam koniec 2020, więc nie spędziłam z nimi zbyt dużo czasu, lub wręcz w 2021 roku, ale z racji tego, że ukazały się w 2020 roku nie mogłyby się znaleźć w podsumowaniu 2021, a powinny się gdzieś znaleźć.


17. Rotersand – „Silence”
Jak ja lubię takie utwory. Nie za szybkie, nie za wolne, z mocną, żywą perkusją i jednocześnie z klawiszami. Piękny, porywający synthpop.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


16. Travis Scott – “The Plan”
“Tenet”, bardzo widowiskowa scena pościgu i ta muzyka. Ten ciężki, kroczący bas i powolny bit. Ciężka atmosfera sącząca się z ekranu, jak smoła. Co tam pościg! Ta muzyka zrobiła na mnie takie wrażenie, że ledwo się powstrzymałam przed wyjęciem komórki i nagrywaniem. Jakaż była moja radość, gdy podczas napisów końcowych znów usłyszałam ten motyw, i jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to wersja nieinstrumentalna. W “The Plan” w wykonaniu Travisa Scotta zderza się ten smolasty, elektroniczny ciężar z lekkością zwiewnych padów. Szczerze? Travis jest tam niepotrzebny. Wolałabym ten utwór w innej wersji. Instrumentalnej, ale rozbudowującej się do czegoś większego i bardzo potężnego. Cóż, takiej wersji nie ma, więc muszę się zadowolić “kroczącym motywem” w wersji “The Plan”. Za ten motyw, niestety trochę moim zdaniem niewykorzystany, należy się wielki szacun. Brak nominacji do Oscara dla Ludwiga Goranssona za muzykę to wielkie uchybienie.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


15. Rezz, Grabbitz – “Someone else”
Przyznaję, po raz pierwszy usłyszałam ten utwór dopiero w 2021 roku, ale jest tak doskonały, że nie mogę go pominąć pisząc o 2020 roku. Rezz to kanadyjska DJka o ukraińsko-irańskich korzeniach, która ma na koncie dwie długogrające płyty, a ostatnio daje o sobie znać singlami. Jednym z takich singli, nagranym we współpracy z panem o pseudonimie Grabbitz, jest właśnie “Someone else”. Słuchając innych utworów tej dwójki, nagranych nie w duecie, dochodzę jednak do wniosku, że to Grabbitz nadał tej piosence tak magiczne brzmienie. To chyba najlepiej wyprodukowany i najbardziej pomysłowy zeszłoroczny kawałek, jaki słyszałam. Ten utwór to istna niespodzianka, która rozwija się tak niesamowicie, że słucha się tego z zapartym tchem. Zaczyna się spokojnie, od gitary, po chwili wchodzą kolejne warstwy wokalu i więcej tła, a potem następuje middle bridge, który zwiastuje nadejście czegoś większego. Napięcie narasta, pojawia się bit, wchodzi więcej elektroniki i nagle…. cięcie. Nie ma wybuchu, pojawia się elektroniczny, motoryczny bit i fantastyczny, elektroniczny, zimny motyw. Ale już za chwilę wchodzi refren, robi się ciepło, brzmienie staje się pełne. Słychać, że to kulminacja. A potem znów powrót do początku – gitara i zwrotka, ale inna od pierwszej, z inną linią melodyczną i krótsza. Po chwili znów krótszy middle bridge i już bez spowolnienia pełny refren. Ten cudowny, motoryczny fragment wraca dopiero po refrenie i on kończy całość. Całość, która jest słodko-gorzka, melodyjna i taneczna, ale nie do końca w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Do tego jeszcze tajemniczy tekst o kimś, kto leży tuż obok, ale kogo się nie zna. Co za majstersztyk!
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


14. Diorama – “Gasoline”
Nie słucham ani też specjalnie nie lubię Dioramy, ale na każdej płycie zazwyczaj potrafię wyłuskać jeden utwór, który trafia w mój gust. W przypadku najnowszej płyty, “Tiny Missing Fragments” tym utworem jest “Gasoline”. Trochę się spóźniłam z polubieniem go, bo początkowo po publikacji jakoś nie podbił mojego serca i musiał poczekać do początku 2021 roku. Ale ponieważ tegoroczne podsumowanie robię zdecydowanie późno, a “Gasoline” niespodziewanie bardzo weszło mi do głowy, to nie mogę go pominąć. Zatem co tu mamy? Typową linię melodyczną, typowy Torbenowy wokal, średnie tempo, dobry bas. Niby nic takiego, nudy jak zwykle… Ale jest tu ten motyw – zadziorny, puszczający oczko do słuchacza i powodujący, że nóżka sama chodzi. Do tego dochodzi zgrabny tekst – “You gasoline, I turpentine”. I jakoś tak ładnie się to wszystko klei, że chce się tego słuchać i przy tym podrygiwać.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


13. Grimes – “Violence”
Tak, wiem, “Violence” ukazało się w 2019 roku, ale na płycie zostało wydane dopiero w 2020, więc pozwoliłam je sobie wciągnąć do zestawienia. Jak nie dać się porwać utworowi, który rozpoczyna tak cudowna partia elektronicznego basu? Po chwili wchodzi ciepły, ejtisowy bit, a wszystko ozdobione jest cienkim, delikatnym głosikiem Grimes. Z jednej strony utwór sprawia wrażenie delikatnego, z drugiej jest ten bit i wcale niedelikatny tytuł. Oczywiście próżno tu szukać typowej konstrukcji z podziałem na zwrotkę i refren, ale mimo to wszystko świetnie się klei i wpada w ucho. Cudowny, zwiewny i jednocześnie taneczny kawałek.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


12. Cream Soda – “Плачу На Техно”
Nie wiem co to, nie wiem jak to do mnie przyszło, ale podoba mi się. Muzyka, dzięki łatwemu streamingowi, ulega od jakiegoś czasu przyspieszonej globalizacji. Coraz łatwiej jest trafić na ciekawych wykonawców, reprezentujących światowy poziom, których nie ogranicza narodowość i którzy nie wstydzą się śpiewać we własnym języku. Rosyjskie trio Cream Soda jest tego dobrym przykładem. Ich taneczny pop przypomina mi muzykę, którą znajdowałam w Internecie kilkanaście lat temu, gdy w Torrentach wpisywałam hasło “Tatu”. Sporo nawiązań do dance’u i motywów znanych z najntisowych parkietów, a przy tym wszystko jednak w dość popowej i łatwo przyswajalnej oprawie. Nie wiem czy to język, czy jednak rosyjskie melodie są jakieś inne, ale to wszystko brzmiało bardzo świeżo i po tych wszystkich latach, w odsłonie prezentowanej przez Cream Soda nadal tak brzmi. “Плачу На Техно” ujęło mnie przede wszystkim refrenem. Nieprzyzwoicie tanecznym, parkietowym i kipiącym inspiracją latami 90. Zaczyna się jak mocne, zimne techno, potem nadchodzi spokojna zwrotka, a następnie ten wybuchowy refren. Tak świeży, a jednocześnie tak oldschoolowy, że moje serce się raduje.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


11. Mike Candys & Séb Mont – “What’s On Your Mind”
Tak, coraz częściej zwracam uwagę na typowe, komercyjne “densy”. O ile starsze rzeczy wyprodukowane przez szwajcarskiego DJa, ukrywającego się pod pseudonimem Mike Candys, to taki typ muzyki tanecznej, który raczej działa mi na nerwy niż porywa, o tyle “What’s On Your Mind” autentycznie mi się spodobało. Niekoniecznie jest to utwór, do którego miałabym ochotę tańczyć, ale już chodzić – jak najbardziej. Więc dla mnie jest to utwór, który przede wszystkim spełnia rolę użytkową, a dokładniej sportową. Pomaga mi chodzić w odpowiednim tempie i w ogóle sprawia, że mam ochotę poćwiczyć, ruszyć się, zrobić jakieś wymachy albo inne wygibasy. Stepper, nordic walking i tego typu sprawy. A przy tym jest niedrażniący, niesłodki i po prostu fajny.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


10. Assemblage 23 – „Anxiety”
Zaskoczyła mnie ta piosenka. Z jednej strony to wciąż posępny futurepop, z drugiej – ten refren! Taki refren – nie refren, bo tworzy go głównie fantastyczny, wwiercający się w głowę motyw muzyczny. Refren, którego nic wcześniej nie zwiastuje i który nie pasuje do gatunku. Cudowna niespodzianka, która kojarzy mi się z elektroniką z lat 90. Tak! Widzę tu legginsy do kolan, adidasy i taki charakterystyczny taniec, którego nie potrafię nazwać. To jeden z moich ulubionych tanecznych kawałków 2020 roku.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


9. Pet Shop Boys – „Will-o-the-wisp”
Boże, jakie to cudowne! Co za moc! Co za motyw! Od razu chce się tańczyć. Nie myślałam, że Pet Shopi są jeszcze w stanie nagrać takiego parkietowego killera. Że w ogóle są w stanie! Przecież nie porwali mnie tak do tańca od czasów „Go West”. Ten utwór nie jest delikatny i nie jest miły. Ma w sobie troszkę goryczy i ja to bardzo szanuję.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


8. Blutengel – „Wir sind unsterblich”
Blutengel to dla mnie taki zespół, który balansuje na granicy mroku i kiczu. Zaczyna się niby zazwyczaj fajnie, ale potem nie robi się ciekawiej, a gdy wchodzą wokale, to czasem ma się ochotę już tylko westchnąć. To taka ciągnąca się jak glut, teoretycznie taneczna, “dark” muzyka, która mnie bardziej nudzi, niż porywa. Zdarzają się jednak Blutowi lepsze momenty. I choć nie śledzę ich kariery, jakimś cudem dotarło do mnie „Wir sind unsterblich”. Dotarło i, o dziwo, spodobało mi się. Tak na serio, bez złośliwości, przytyków i heheszków. Utwór jest dynamiczny, uważam, że jest dobrze skonstruowany, ma wyraźny, elektroniczny motyw, który prowadzi słuchacza od początku do końca, i do tego jest całkiem chwytliwy. I nawet wokalnie nie ma się czego wstydzić. Zarówno dobrze mi się do tego utworu maszeruje, jak i chętnie bym do niego potańczyła. Autentycznie czekam, aż usłyszę go kiedyś na jakiejś imprezie spod znaku dark-electro.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


7. Ashbury Heights – „Spectres from the Black Moss”
Spotify kazał mi polubić tę piosenkę. Tak długo mi ją podrzucał i to w każdej playliście (serio!), że w końcu stało się. Polubiłam. Nie żebym jakoś bardzo się broniła, ale gdyby nie uparty algorytm pewnie nie przesłuchałabym “Spectres…” aż tyle razy. Po pierwszym przesłuchaniu pomyślałam, że to przyjemna, miła i całkiem ciekawa kompozycja. A potem na serio weszła mi do głowy, bo z każdym przesłuchaniem stawała się coraz lepsza i bardziej uzależniająca. To dość powolna, ale przyjemnie motoryczna pozycja z pięknie powtarzającym się i spajającym wszystko w całość motywem “No Symphaty”. Proste i genialne zarazem. Sam zaś utwór wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom gatunkowym. Trochę za wolny na futurepop, trochę za skromny na synthpop, niby trochę mroczny, ale tylko trochę. W sumie spokojnie mógłby zostać zagrany w komercyjnym radiu, a i spokojnie mógłby trafić na scenę Castle Party. Ashbury zawsze było zespołem pomysłowym i cieszę się, że Anders Hagström cały czas potrafi zaskoczyć. Rok 2020 bez piosenki z czarnego mchu nie byłby taki sam.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


6. FiNCH ASOZiAL – „Ich will einen Mann”
Finch umie w eurodance. „Ich will einen Mann” nie jest moim numerem jeden i jest od niego mniej klasyczny, do tego brzmi bardziej współcześnie. To taki młodszy, mniejszy i słabszy brata mojego ulubieńca (o którym potem). Jest jednak bardzo sympatyczny i z powodzeniem mógłby stać się wakacyjnym hitem 1996… oczywiście gdyby nigdy nie powstało „Coco Jamboo” 😉


5. GusGus- „Higher”
GusGus to jedno z moich największych odkryć ostatnich lat i jest to takie odkrycie, które zadomowiło się u mnie na dobre i raczej już ze mną zostanie. Po nagranym w skromnym, bo dwuosobowym składzie “Lies are more flexible” przyszła pora na kolejną kolaborację. Tym razem padło na Margrét Rán Magnúsdóttir z Vök, która oficjalnie dołączyła do aktualnego składu GusGus, a pierwszym efektem ich współpracy było “Higher”. Jak zwykle w przypadku Biggiego i Daniela pierwszemu przesłuchaniu nowego utworu towarzyszyło moje “hmmm….”. Ale było to pozytywne “hmmm”, takie “hmmm” z zaciekawieniem. Poczułam w tym utworze kontynuację ostatniej płyty. Niby znany klimat, ale jednak coś nowego. Ucieszyłam się, że jest bit i jest przy czym potupać nóżką. Trzeba przywyknąć do konstrukcji utworu, ale przecież byłoby nudno, gdyby wszystko było poukładane pod linijkę. Może nie od pierwszego przesłuchania, ale utwór wpada w ucho i chce się do niego wracać. To była bardzo obiecująca zapowiedź nowej płyty.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


4. Scooter – „FCK 2020”
Scooter raz jest lepszy, raz gorszy. Raz błyśnie, innym razem wyda coś, czego słucham z zażenowaniem. Pandemia najwyraźniej wkurzyła H.P. i spółkę do tego stopnia, że postanowili dać upust swojej złości w utworze pod wszystko mówiącym tytułem “FCK 2020”. A że dobry kawałek wymaga emocji, to i utwór wyszedł wyśmienicie. Tytuł wiele obiecuje, ale treść nie zawodzi. Jest mocno, jest masywny motyw, jest dobry, wpadający w ucho refren, który w końcu nie jest za słodki, jest wreszcie i H.P., który wykrzykuje, jak to nie lubi zeszłego roku. Naprawdę ma się przy tym ochotę ruszyć w jakiś dziki, buntowniczy tan. Jest dokładnie tak, jak powinno być!
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


3. Will Ferrell & My Marianne – „Husavik (My Hometown)”

To jest utwór, który wygrał Eurowizję 2020, koniec kropka. I nieważne, że Eurowizja w 2020 roku się nie odbyła, a ta piosenka w ogóle nie startowała. Od pierwszego przesłuchania skradła mi serce, chociaż skradła to mało powiedziane. Ona nim totalnie zawładnęła. Kocham, miłością szczerą i głęboką. Oto ile emocji można zawrzeć w nieco ponad 3 minutowej piosence. Zaczyna się spokojnie i nastrojowo, a potem rozrasta się do wielkich rozmiarów ogromnej, emocjonalnej ballady. Niby klasyczny i przestarzały schemat, a jednak jakież to jest piekielnie dobre i doskonale zaśpiewane przez przez Molly Sanden. To jest tak ładne, że och! A Amerykanie przyznający Oscary się nie znają.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


2. Apoptygma Berzerk – „Soma Coma”
Apoptygma zdecydowanie wraca na dobre tory. Po wydaniu dwóch hitowych futurepopowych płyt, które rządziły electro-parkietami w pierwszej dekadzie XXI wieku, Stephan niespodziewanie zwrócił się w stronę gitar, co podzieliło fanów na zwolenników elektroniki i na tych, którzy próbowali bronić jego gitarowych dokonań. Dwie kolejne płyty później Stephan znów powoli zaczął się zagłębiać w elektronikę, wydając kompilacje i EPki aż wreszcie w 2020 roku w końcu wydał to. Mam nadzieję, że minialbum “Nein Danke!” to przedsmak kolejnego, wreszcie w pełni elektronicznego i śpiewanego albumu APB. Od początku do końca jest to dzieło tak doskonałe, że śmiem twierdzić, iż trafia w mój gust bardziej niż cokolwiek innego stworzonego przez Stefka. A już “Soma Coma” to totalne mistrzostwo świata. Tak synth-popowy i przystępny Stephan nie był jeszcze nigdy. Zaczyna się troszeczkę jak “Blue Monday”, ale za chwilę wchodzi ten cudowny, elektroniczny bas, który nakręca całą piosenkę i skojarzenie znika. W refrenie rządzą zaś lata 80., a pod koniec pojawiają się partie mówione, które z kolei przywodzą na myśl Pet Shop Boys. Co za cudowny, lekki, absolutnie taneczny i niebanalny utwór, mimo swej ogromnej melodyjności. To jest po prostu hit!
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


1. FiNCH ASOZiAL – „Roy Calyptus”
Call me baby, c-call me now.
Hej, Finch, I’m calling!
To jest dokładnie to! Eurodance! Doskonały kawałek eurodance.
No dobrze, może nie aż taki doskonały, bo w sumie wcale nie jestem pewna, czy w 1995 czy 1996 roku zrobiłby na mnie takie wrażenie, ale teraz, w czasach, gdy eurodance już nie istnieje, to tak klasyczny utwór porusza we mnie wszystkie sentymentalne struny. Doskonałe odwzorowanie stylu muzyki tanecznej połowy lat 90. Nic dodać, nic ująć. Majstersztyk naśladownictwa i piękny hołd dla czasów wczesnej młodości.


I jeszcze na koniec bonus:
Charles Scott – “Challenger: The Final Flight”
Nie wiem jaki tytuł nosi ten utwór (o ile w ogóle jakiś nosi), więc nazwijmy go tak, jak seria dokumentalna Netfliksa, którą otwierał – “Ostatni lot Challengera”. Muzyka z czołówki dokumentu to bardzo nietypowa pozycja w zestawieniu, ale ten utwór tak mnie zachwycił, że muszę go tu zostawić dla potomnych. Rok 1986, plany ponownego wyruszenia w przestrzeń kosmiczną, tym razem bardzo nagłośniona i medialna misja, wielkie nadzieje i wielka tragedia. Niesamowite jest to, że to wszystko słychać w tej muzyce. Jest tak krótka, a tak sugestywna. Wręcz czuję lata 80. i czuję te ogromne pokłady nadziei. Spokojny, narastający początek, w którym słychać podniecenie tym, co ma nastąpić, a będzie to coś niezwykłego. Duma i niepokój. A potem 13. sekunda i ten cudowny, wysoki motyw. Nostalgiczny, trochę tęskny, ale pełen nadziei, choć jednocześnie nie wolny od obaw o powodzenie planu. Następnie 26. sekunda i machina, której nie można już cofnąć, to musi się udać i to na zawsze zostanie zapisane na kartach historii. 39.sekunda i obłędne, niskie arpeggio, prestiż, cześć i chwała i poczucie bycia niezwyciężonym. A potem wzbicie się w powietrze i… koniec. Sugestywna cisza. Wszystko milknie i pozostaje tylko echo. Doskonały dokument, jeszcze wspanialsza czołówka.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

Inne artykuły z tej serii:


autor: // Last.fm
24.07.2021, godz. 21:36, sobota
Kategoria: Utwory

Poprzedni Post
«
Następny Post
»