Reni Jusis – 15.04.2016

16 kwietnia 2016
sobota, godz. 23:12

Lata przed pojawieniem się The Dumplings, Rebeki, Xxanaxxu czy KAMP!, była ona. Reni Jusis. To ona na początku nowego tysiąclecia postanowiła wprowadzić Polskę w świat elektroniki. I choć na pewno nie była pierwszą artystką w naszym kraju, która sięgnęła po syntezatory, samplery i komputer, to właśnie ona udowodniła że muzyka taneczna to coś więcej niż dyskotekowy bit i tanie melodie. Podarowała publiczności piosenki, które były jednocześnie klubowe i na tyle przebojowe, że zagościły na stałe w masowej świadomości.
A potem zniknęła na 7 lat. W tym czasie wyszła za mąż, urodziła dwójkę dzieci i zyskała łatkę eko mamy. Teraz z tą łatką (z innymi zresztą też) rozprawia się w najnowszym singlu „Bejbi siter”, który promuje długo wyczekiwaną płytę „BANG!”. W dzień jej premiery Reni wystąpiła w warszawskiej klubo-kawiarni Miłość.
Jako osoba miła, grzeczna i nienarzucająca się, stanęłam sobie w pewnej odległości od sceny, dając możliwość zajęcia pierwszych rzędów bardziej zdesperowanej publiczności. Skutek był niestety taki, że sama niewiele widziałam. Scena była nie dość, że mała, to jeszcze niska. Oświetlenie – takie sobie. W dodatku Reni okazała się prawdziwą kruszynką i nawet mimo mojego wysokiego wzrostu, ciężko było mi ją dojrzeć. Do tego wszechobecna mania podnoszenia komórek w czasie robienia zdjęć i kręcenia filmików… Rozumiem ostatnie rzędy, ale pierwsze? Naprawdę jeśli nikt ci nie zasłania, nie musisz filmować z wysokości 2 metrów. Dość jednak o tym.
Koncert rozpoczął się od tak mocnych dźwięków, że publika aż podskoczyła. Po kilkuminutowym, zabójczo elektronicznym intro, zabrzmiały pierwsze dźwięki „Zostaw wiadomość” i na scenie pojawiła się odziana w srebrną kurteczkę Reni. Doskonały początek koncertu – piosenka otwierająca płytę to idealne powitanie, takie: „hej, miałam przez ostatnie kilka lat tysiące spraw na głowie, ale teraz przypomniałam sobie o swoich pasjach i czas, żeby przypomnieć o nich także wam”. I tak to właśnie wyglądało – Reni zaprezentowała owoce swojej kilkumiesięcznej pracy. Zagrała wszystkie kawałki z „BANG!” i prawda jest taka, że każdy jeden w wersji koncertowej prezentuje się znakomicie. Było nowocześnie, świeżo i bardzo elektronicznie. Czasem klubowo, czasem awangardowo, nie zabrakło jednak przebojowych momentów w postaci bardzo ejtisowego „Zombi świat” i zamykającego podstawowy set „Na skróty tęczą” (które live brzmi chyba nawet lepiej niż na płycie). Do tego idealnie pasujących do muzyki wizualizacji (rzeczy z gatunku takie proste, a jednak tak trudno na nie wpaść) i szalonych stylizacji. Oprócz wspomnianego srebrnego płaszczyka, podczas wykonania „Po kolana w mule” i „Y&Y” Reni zamieniła się w frędzlowatego Yeti (nie mam pojęcia jak inaczej można określić to coś – zdjęć nie mam, ale od czego jest internet), a na „Bejbi siter” przywdziała błękitny turban, okrągłe okulary i narzutę w kwiaty. Jednak najdziwniej – i to wcale nie za sprawą kreacji – zrobiło się podczas „Biletu wstępu”. Dziwnie, bo i sam utwór jest chyba najbardziej niezwykły w całej karierze Reni. Byłam szalenie ciekawa jak wykonuje się na żywo piosenkę, z taką ilością tekstu, który w dodatku w żaden sposób się nie rymuje i nie posiada żadnego rytmu. Da się to w ogóle zapamiętać? Odpowiedź okazała się diabelnie prosta – wspomaga się kartką. Genialny patent. Prawie jak Peter Heppner, tylko w bardziej wdzięcznej wersji, bo z kartką w ręce można się przecież przechadzać kołysać się i tańczyć. Po zaprezentowaniu wszystkich 11 nowych kawałków, na deser Reni zaserwowała „Jakby przez sen (nigdy ciebie nie zapomnę)” i chóralnie odśpiewane (przynajmniej na początku) „Kiedyś cię znajdę” w specjalnie przygotowanym remiksie. A potem zeszła ze sceny, by chwilę później pojawić się w sklepiku i niezmordowanie rozdawać autografy i pozować do zdjęć. Gdy przyszła moja kolej powiedziałam jej, że warto było czekać. Bo, kurczę, warto było. Świetny materiał, doskonale zaprezentowany na żywo i fantastycznie zaśpiewany – Reni jest w rewelacyjnej formie wokalnej. I nie tylko wokalnej – w każdej! Bo i fajnie się ruszała i naprawdę wyglądała o niebo lepiej niż 18 lat temu. Bardzo to wszystko było udane.







autor: // Last.fm
16.04.2016, godz. 23:12, sobota
Kategoria: Galeria + Relacje

Poprzedni Post
«
Następny Post
»