Podsumowanie: maj + czerwiec 2012 cz.2

15 września 2012
sobota, godz. 17:55
Post image of Podsumowanie: maj + czerwiec 2012 cz.2
Część 4 z 7 w serii artykułów Miesięczne podsumowania 2012

Mimo wszystko udało mi się jednak odkryć kilka rzeczy, które mi się spodobały.
Pierwszym światełkiem w tunelu był nowy singiel And One – „Shouts of joy”. Ostatnie dokonania zespołu nie zwróciły mojej uwagi, więc nie miałam większych złudzeń. Tymczasem jednak udało im się sprawić mi miłą niespodziankę. Utwór nie jest wybitny, ale stanowi solidną kompozycję, którą można postawić w jednym rzędzie z „Krieger” czy „Military fashion show”. O ile jednak ten ostatni przejadł mi się bardzo szybko, o tyle „Shouts of joy” ma szansę zagościć w moich słuchawkach na dłużej, przynosi bowiem coś nowego. Taki leciutki powiew świeżości. EBMowe brzmienie zwrotki jest typowe dla And One, refren jednak nie przypomina wcześniejszych dokonań Steve’a i spółki. Jest melodyjny, łatwy do zapamiętania, ale nie drażni, nie jest też przesłodzony.
Na uwagę zasługują także remiksy utworu, zarówno ten autorstwa Steve’a, jak i – a może w szczególności – bardzo mocny i EBMowy You Ryth mix, który ukazuje utwór w zupełnie innym świetle.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

………………………………………………………………………………………………………………
NIKI & THE DOVE – „INSTINCT”
Przygotowując się do tegorocznego Selectora, najwięcej uwagi poświęciłam Niki & The Dove. Ich debiutancka płyta, „Instinct” nie powaliła mnie wprawdzie na kolana, ale mnie zaciekawiła. Bo dużo się na niej dzieje. Ma swój klimat i ma melodie, które choć nie tradycyjnie melodyjne, zapadają w pamięć. Utwory są zróżnicowane, ale jednocześnie tworzą spójną elektroniczną całość, z folkowym sznytem. Bo choć elektronika wysuwa się na plan pierwszy, gdzieś w tle unosi się jakaś organiczna, pogańska magia, która przywodzi mi na myśl kapłanki tańczące radośnie o północy przy ognisku, rozpalonym w sercu lasu, na cześć Matki Natury. Po leśnych rytuałach dziewczyny wracają jednak na pobliski parking, gdzie tapirują włosy, wkładają getry z lajkry i białe adidasy i odjeżdżają swoimi kolorowymi samochodami w stronę księżyca. Bo oprócz folkowego klimatu, czuję jeszcze jeden – lata 80te (tak kojarzy mi się „Last night”, „Love to the test”, „In our eyes”). Okładka bardzo dobrze obrazuje zawartość. Płyta jest dość radosna i ciepła, zawiera jednak także kilka tajemniczych momentów („Mother Protect”, „Gentle roar”), co w sumie daje bardzo udaną mieszankę przystępnego, ale ciekawego indie i electropopu.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

………………………………………………………………………………………………………………
JAMIE WOON „MIRRORWRITING”
Ogromnym odkryciem tegorocznego Open’era (albo raczej przygotowań do niego) był dla mnie Jamie Woon. Cały czas zachodzę w głowę, jak mogłam go tak olać w zeszłym roku. Wydał mega fantastyczną płytę, o której wiedziałam, że wzbudza zachwyt, a ja, nie wiem jakim cudem, dotarłam do niej dopiero teraz. Gdybym nie była tak spóźniona, z pewnością byłaby to jedna z moich płyt roku. Mieszanka minimalistycznych, elektronicznych brzmień z całą masą fantastycznych smaczków, aksamitnym głosem Jamie’go i pięknymi melodiami tworzy idealną całość.
Zachwyca mnie na tej płycie każdy dźwięk, absolutnie każdy. Przez kilka tygodni nie mogłam się od niej uwolnić. Jest przepiękna, cudowna, uzależniająca i hipnotyzująca. I zupełnie się nie nudzi. Arcydzieło.
Bardzo żałuję, że w wersji koncertowej zostaje zupełnie odarta z klimatu. Bo to klimat, aranżacje, brzmienie są jej najmocniejszą stroną. To one przede wszystkim mnie urzekły.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

………………………………………………………………………………………………………………
LAZERHAWK – „VISITORS”
Drugą płytę projektu Lazerhawk zaklasyfikowałam jako muzykę do spania. Od jakiegoś czasu stwierdzam, że słuchanie muzyki podczas snu (drzemki) ma swoje duże zalety. Jeśli muzyka zdoła się przedrzeć przez barierę świadomości tak, by mózg ją zapamiętał, musi w niej coś być. Tak też się stało z tą płytą – przedarła się, zapisała się w mojej pamięci na tyle, że zaczęłam jej słuchać także będąc zupełnie przytomną. Sprawdza się dobrze zwłaszcza w pracy. Jest doskonałym tłem, które odgradza od zewnętrznych hałasów i pozwala się skupić na zadaniu. Dobrze brzmi także w komunikacji miejskiej. Mogłaby byś puszczana na imprezach a jednośnie da się przy niej spać, mimo że właściwie nie zawiera wolnych utworów. Jednym słowem – płyta wielozadaniowa.
Jej autorem jest Amerykanin, Garrett Hays, który za główną inspirację przyjął brzmienie lat 80tych. Syntezatorowe melodie, kosmiczne przestrzenie, momentami nieco złowieszczy klimat, które można nazwać retro-elektroniką, wpadającą czasem w disco, a czasem w chillwave. To ta sama półka co Kavinsky, z tym, że Kavinskiego jakoś  nigdy nie chciało mi się  za bardzo słuchać, Lazerhawk natomiast mnie wciąga. I to bardzo. Ta muzyka spokojnie mogłaby się znaleźć na soundtracku do „Drive”. A może nawet bardziej w „Łowcy androidów”. Żaden utwór nie zapada specjalnie w pamięć (za wyjątkiem jednego – fantastycznego „Beyond the infinite void”), ale nie o to chodzi w tego rodzaju muzyce. Liczy się klimat, a on jest, dlatego „Visitors” przekonuje mnie jako całość.
Wara zatem od Fruity Loopsa.
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.

………………………………………………………………………………………………………………
W tym czasie jeszcze jedna płyta zyskała moją szczególną sympatię, ale jej należy się osobny tekst.


autor: // Last.fm
15.09.2012, godz. 17:55, sobota
Kategoria: News, Płyty, Utwory

Poprzedni Post
«
Następny Post
»