DELEKTUJ SIĘ CISZĄ…. bo w ten weekend jej nie zaznasz!
Jak zwykle zaczęło się od okładki. Mężczyzna (ujęcie z profilu) odziany na czarno z równie czarnym pióropuszem na głowie (ni to Jamiroquai, ni Natasha Khan) uchwycony w czasie przechadzki po lesie – na ziemi dywan z uschniętych liści, w tle powalone drzewa z powyginanymi we wszystkie strony gałęziami a nad całością unosząca się mgła. Tajemniczo i już trochę jesiennie. Tak wygląda z zewnątrz wyśniona kraina Suego Faults – romantyczna utopia nie z tego świata, która jest wytworem podświadomości Maksa McElligotta, ukrywającego się pod pseudonimem Wolf Gang.
Wyobraźcie to sobie – ciężka pobudka po trzech dniach wolnego, po trzech dniach nic nie robienia. Za oknem ciemno i zimno (co z tego, że sierpień) a w słuchawkach / głośnikach co?
No i stało się. Chyba najbardziej omijany przeze mnie polski festiwal w tym roku po raz pierwszy ugościł moją skromną osobę. Choć już od pierwszej edycji OFF gdzieś tam się za mną skradał, bardzo skutecznie go unikałam w przeświadczeniu, że to po prostu festiwal nie dla mnie. Zawsze kojarzył mi się przede wszystkim z gitarami, mało melodyjnym i mało hitowym graniem, zarówno sennym jak i hałaśliwym, oraz debiutantami, którzy ze sceny muzycznej znikają tak samo szybko, jak się na niej pojawiają. I przede wszystkim z alternatywą. Taką alternatywą, która jest dla mnie zbyt offowa. Argumenty, że jest tam też sporo miejsca dla elektroniki, jakoś do mnie nie trafiały. Tym wyobrażeniom towarzyszyły wizje wielkiego pola, oddalonego od cywilizacji o dziesiątki kilometrów. Gitary, natura i mały budżet.
Naprawdę nie wiem, skąd mi się to wzięło.
Nie mogę powiedzieć, że moje marzenie się spełniło, bo nigdy tak naprawdę o tym nie marzyłam. To wydawało się tak nieprawdopodobne, że nawet nie przyszło mi do głowy. Oni tu, w Polsce, na wyciągnięcie ręki niemal, i z największymi przebojami. W 1990 roku nigdy bym nie pomyślała, że to, co właśnie się rodzi, będzie na tyle silne, że po 21 latach zaprowadzi mnie do nich, na Torwar.
Garnitury i grzecznie ułożone fryzury stają się coraz modniejsze. Obecnie taki styl kojarzy się przede wszystkim z Hurts, ale chłopakom z Mirrors mimo wszystko bliżej wizualnie do Kraftwerk niż do Theo i Adama. Chociaż oba młode zespoły garściami czerpią inspiracje z lat 80tych, stawiając sobie za wzór takie legendy jak …
Od trzech lat pierwszy weekend czerwca należy do Krakowa i Burn Selector Festival, który chyba już na stałe wpisał się do imprezowego kalendarza. Choć tegoroczny skład nie rzucił mnie na kolana, było przyjemnie.
Gdy jakiś czas temu przez przypadek dowiedziałam się, że jedno z moich największych muzycznych odkryć pierwszego dziesięciolecia XXI wieku i zarazem jeden z moich ulubionych wykonawców, Parov Stelar, zagra w Krakowie, skakałam z radości. A gdy w dodatku okazało się, że wystąpi też w Łodzi nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.
Na temat Danii wiem 2 rzeczy: wiem, gdzie leży i wiem jak wygląda jej flaga. A co z duńską muzyką? Pomyślmy: cukierkowy dance z drugiej połowy lat 90tych – vide Aqua, cukierkowy pop XXI wieku – vide Alphabeat. No i Czesław Mozil. W ciągu ostatniego półtora roku poznałam jednak trzy niesamowite wokalistki, które zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie i z których każda pochodzi właśnie z Danii.