Albumy 2013

22 lutego 2014
sobota, godz. 14:44
Post image of Albumy 2013
Część 3 z 4 w serii artykułów Muzyczne podsumowanie 2013


1. Depeche Mode – „Delta Machine”
Płyty Depeszy nigdy nie są łatwe. Nigdy nie „wchodzą” po pierwszym razie. Zawsze trzeba ich trochę posłuchać, by móc wyrobić sobie o nich zdanie i „Delta Machine” nie jest tu wyjątkiem. Nie napisałam o niej w ciągu roku ani słowa, słuchałam jej jednak dużo i moim zdaniem to najlepsza płyta Depeche Mode od czasów „Ultry”. Taka wypadkowa pomiędzy popowym „Playing the Angel” a nijakim ale pełnym ciekawej elektroniki „Sounds of the Universe”. Płyta, której z przyjemnością słucha się w całości, bo jest i różnorodna, i spójna za razem, i co ciekawe – rozkręca się w miarę słuchania. Depesze stworzyli trzy parkietowe killery – bluesowy, elektroniczny, energetyczny „Angel”, mega ciekawy „Soft Touch/Rawnerve” z szalonym bitem, który wielu doprowadza do szału, oraz wtórny, ale pełen mocy i fantastycznie brzmiący „Soothe my soul”, będący młodszym bratem „Personal Jesus”. Mamy także utwory wolne – pogrzebowy, ale masywny „Heaven”, kosmiczne „The Child inside”, będące jakby kontynuacją „Damaged people” czy eksperymentalne „My little universe”, ciąg dalszy fascynacji bluesem – czyli powrót do genialnych czasów „Songs of faith and devotion” w postaci zmysłowego „Slow” oraz kończący z rozmachem podstawową wersję płyty „Goodbye”; a także zapychacze, niepozbawione jednak swoistego uroku – bardzo radiowy i milutki „Broken”, „Secret to the end” z ciekawym efektem echa, kiedy to Martin powtarza słowa Dave’a, nudnawy na dłuższą metę, choć cudownie się zaczynający „Should be higher”. Generalnie album sprawia wrażenie żywego i dość szybkiego – a tego dawno u Depeszy nie było. Nie ma tu smętów i ciągnących się wokali, jak na „Sounds of the universe”. Są za to konkretne zwrotki i konkretne refreny, Gahan natomiast zdaje się być w doskonałej kondycji wokalnej. Jego wokale zostały nagrane w taki sposób, że sprawiają wrażenie intymnych, bliskich słuchaczowi, jako przeciwwaga do zimnej elektroniki, wśród której na „Delcie” dominują masywne, soczyste basy. „Delta Machine” posiada także coś, czego poprzednim albumom zespołu nagranym w XXI wieku trochę brakowało – szczyptę magii, która ukryta została pod niepozornymi tytułami „Alone”, „Angel”, „Always” i „Happens all the time”.
Lubię za:
– „Angel”
– „Alone”
– „Happens all the time”
– „Soothe my sould”
– „Soft touch/Rawnerve”
– masywne basy
If you can see this, then you might need a Flash Player upgrade or you need to install Flash Player if it’s missing. Get Flash Player from Adobe.


autor: // Last.fm
22.02.2014, godz. 14:44, sobota
Kategoria: Recenzje, Płyty

Poprzedni Post
«
Następny Post
»