Roxy Music – „In every dream home a heartache”

22 listopada 2009
niedziela, godz. 13:58

Jesień to dla mnie czas, gdy przesiadam się z mocniejszej i bardziej krzykliwej elektroniki na dźwięki nieco łagodniejsze. Tym samym też powracam m.in. do Bryana Ferry. Tak się jednak w tym roku złożyło, że mój muzyczny cykl został nieco zakłócony i Bryan pojawił się już na wiosnę. Jednak nie było to wcielenie solowe. Dzięki uprzejmości pewnej stacji telewizyjnej i pewnemu dokumentowi miałam okazję przybliżyć sobie nieco twórczość Roxy Music, zespołu, który znałam jednak przede wszystkim z nazwy. Nie oszukujmy się, jeden film dokumentalny i wysłuchanie kilku płyt wciąż nie robi ze mnie znawcy w tym temacie. Jest jednak coś, o czym nie mogę zapomnieć od obejrzenia wspomnianego filmu. Utwór, który zrobił na mnie tak piorunujące wrażenie, że gdy wczoraj, oglądając hollywoodzkie dzieło pt. „Wonderland”, usłyszałam jego fragment, postanowiłam w końcu o nim napisać. Utwór, który chodzi za mną od ładnych kilku miesięcy. Nie przepadam za glam rockiem, nie przepadam w ogóle za muzyką z lat 70tych, jest raczej mało prawdopodobne, że zakocham się całościowo w twórczości Roxy Music, jednak ten utwór to dowód na to, że czas (dokładnie 1973) i gatunek muzyczny nie są barierami nie do przeskoczenia.
Co w takim razie mnie urzekło?
Po pierwsze – tekst. Zapewne gdyby nie film dokumentalny i tłumaczenie, nie zwróciłabym na niego uwagi. Miałam jednak to szczęście, że został mi on wtłoczony do głowy w języku, który znam. I powalił mnie na kolana.
Po drugie – Bryan. To jak wygląda, to jak się zachowuje, to jak śpiewa. Jego wzrok. Pustka jego spojrzenia i tekst – coś niesamowitego.
Po trzecie – monotonia utworu (do czasu ;-)). I lekki niepokój. I piękne dźwięki, nieoczywiste.
Pustka, monotonia, wzrok Bryana – wciąż mam dreszcze.


autor: // Last.fm
22.11.2009, godz. 13:58, niedziela
Kategoria: Do Obejrzenia

Poprzedni Post
«
Następny Post
»