Sonic Dream Collective

25 czerwca 2009
czwartek, godz. 22:46

sonicdreamcollective

Sonic Dream Collective to jeden z zapomnianych zespołów z lat 90tych. Byli przez chwilę i nigdy nie odnieśli spektakularnego sukcesu. Poza tym zawsze porównywani byli do Ace of Base. Cóż, też pochodzili ze Szwecji, ich muzyka opierała się na podobnym brzmieniu (pop z dużą ilością zapożyczeń z reggae) a wokalistka była blondynką i miała na imię Linn (a konkretnie Linn Engström, oprócz niej zespół tworzyli Jon Hällgren i Anders Wågberg). Sonic Dream Collective miał tylko pecha, że zadebiutował później. Co do jakości utworów można się spierać. Niektórzy uważają nawet, że SDC było lepsze od Ace of Base, ale ja akurat byłabym ostrożna z takimi opiniami. Na pewno muzyka SDC była cieplejsza i jak na mój gust niestety mniej porywająca. Aczkolwiek można doszukać się kilku fajniejszych kawałków w ich skromnej dyskografii.
Ich debiutancka płyta  „Gravity”  została wydana w 1995 roku (amerykańska reedycja w 1997 r.) i promowana była do złudzenia przypominającym styl Ace of Base „Don’t go breaking my heart”.

Drugi singiel to nieco mniej popularny w telewizji (choć podobno na listach przebojów radził sobie lepiej) „Oh baby all”. A ponieważ zawsze bardziej podobały mi się drugie single, „Oh baby all” było moim faworytem.

Nie wiedziałam wtedy, że do otwierającego płytę „I wonder why” również nakręcono klip. Aczkolwiek tej piosenki akurat nigdy nie lubiłam. Chociaż może gdybym poznała ją w takiej wersji lubiłabym ją nieco bardziej. Wersja z płyty pozbawiona jest wszystkiego, co może uchodzić w tej piosence za fajne.

Moimi ulubionymi kawałkami z debiutanckiej płyty Sonic Dream Collective były tytułowy „Gravity” i „Hide and seek”, znalezienie ich jednak w sieci i zaprezentowanie graniczy z cudem. Ostatnim z moich ulubieńców była ballada „Last wish”  z piękną melodią i pięknym tekstem (autorstwa Linn, jak wszystkie zresztą).

Po krótkim okresie zainteresowania Sonic Dream Collective zapomniałam o nich na kilka lat. Aż w 1998 roku przypadkowo natknęłam się na ich drugi album. W ciągu trzech lat, jakie upłynęły od debiutu nieco się w zespole zmieniło. Po pierwsze skrócili nazwę, wyrzucając słowo „collective” i stając się tym samym po prostu Sonic Dream. Ponadto widać było, że jest to przede wszystkim projekt Linn. To ona była na okładce, to ona składała podziękowania, w tym także dla pozostałych członków grupy. O ile była to jeszcze grupa. Wprawdzie jak w przypadku debiutu do prawie wszystkich utworów muzykę napisał Jon Hällgren a producentem całości był Anders Wågberg, jednak w przypadku drugiej płyty nie było ich już widać.
Drugie dziecko tria zostało nazwane „Dustproof” i było już mniej podobne do twórczości Ace of Base. Nie odniosło jednak prawie żadnego sukcesu, nieznane są mi żadne wideoklipy z tej płyty a o singlach dowiedziałam się dopiero z Wikipedii. Gdy zobaczyłam album w sklepie kupiłam go w ciemno. I nigdy nie żałowałam, bo ten album zagościł chyba na dłużej w moim odtwrzaczu niż debiut.
Na „Dustproof” moimi faworytami były dwa, bardzo podobne w gruncie rzeczy utwory, „Heaven knows” i „Pray”, bardziej w stylu tanecznego popu niż popu zabarwionego reggae.
wysłuchaj Sonic Dream – „Heaven knows”

Oprócz tego na płycie znalazło się kilka kawałków kontynuujących styl z pierwszej płyty („Pieces”, „Get away”), wzbogacając go niekiedy o brzmienie gitary akustycznej – coś na kształt „Lucky love” Ace of Base („Dig deeper”, „Taking five”), utwory ciepłe i milutkie, momentami aż do bólu („I’ll be loving you”, „Something else”, „Wonderful world”), jedna ballada, znacznie jednak nudniejsza od „Last wish” z pierwszego albumu („Worth your love”) i dość dynamiczny kawałek z gitarą akustyczną, który zawsze kojarzył mi się z kobietą w długiej, zwiewnej sukience, uciekającą przed czymś po łące („Colors of the wind”).

Sonic Dream – „Pieces”

Sonic Dream – „I’ll be loving you”

I na tym kariera Sonic Dream się zakończyła. Wiadomo, że niedługo po wydaniu „Dustproof” Linn wyszła za mąż za  Andersa. Dalsze losy zespołu są niestety nieznane. Zapewne Anders zajął się produkcją innych zespołów a Linn urodziła mu gromadkę dzieci i nie miała już czasu na zajmowanie się muzyką, która i tak nie przynosiła wielkich dochodów 😉
Choć twórczość Sonic Dream (Collective) pełna jest słodkości i typowych, wakacyjnych brzmień, dzięki kilku perełkom, które udało im się nagrać, pozostaną jednym z moich ulubionych, drugoligowych zespołów z lat 90tych, do którego zawsze będę miała sentyment.

sonicdreamcollective-gravity sdc-dustproof


autor: // Last.fm
25.06.2009, godz. 22:46, czwartek
Kategoria: 90s

Poprzedni Post
«
Następny Post
»